Chłodny, wietrzny, ponury poranek. Nikt normalny nie chciałby wychodzić z domu w taką pogodę. Ale Kida cieszyła się jak małe dziecko. Opatulona w skrojony na miarę płaszcz zaciskała dłonie na bukiecie czerwonych tulipanów owinięty w ciemny papier. Nie przeszkadzał jej nawet nieodstępujący jej na krok ochroniarz ciotki. Ważne było jedynie świeże powietrze i ten element wolności, na który pozwoliła jej Ige. Eiichi wydawał się być mocniej skrępowany jego obecnością. Musiał odebrać jego przybycie jako gest braku szacunku ze strony pani Sunady. Ale już wkrótce miał wszystko zrozumieć.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytała z dziecięcym entuzjazmem dziewczyna, kiedy wsiedli do samochodu chłopaka.
Rosły mężczyzna wyjątkowo niechętnie zajął fotel z tyłu.
- Do wesołego miasteczka - student posłał Kidzie miły uśmiech.
- Nie uważasz, że trochę za zimno?
- Będą mniejsze kolejki - chłopak odpalił silnik i ruszył w nieznanym jej kierunku.
Równie nieznana była szatynce okolica, w której się znalazła. Ale malujące się przed nią atrakcje wyglądały niebywale zachęcająco. Miała ochotę od razu po zaparkowaniu wybiec z luksusowego audi, ale obecność ochroniarza odbierała jej chęć na jakąkolwiek spontaniczność. Pozwoliła otworzyć sobie drzwi auta, dopiero wtedy podniosła się z siedzenia i ponownie znalazła się na otwartej przestrzeni.
Eiichi złapał Kidę za rękę. Przyzwyczaiła się do tego uczucia, ale za każdym razem cieszyła się, że ktoś ogrzewa jej wiecznie chłodne dłonie. Chłopak zawiódł ją do kolejki na koło młyńskie. Niedługo później znaleźli się w dwuosobowym wagoniku. Usiedli na ławeczce i wpatrzyli się w widok za oknem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Chociaż przez chwilę nie czuła na sobie tego przeszywającego spojrzenia ochroniarza.
- Teraz możesz mi chyba wyjaśnić, o co w tym całym bajzlu chodzi - mruknął chłopak. Już się nie uśmiechał, wydawał się być raczej przybity.
Z trudem wypuściła powietrze z płuc.
- Sytuacja jest skomplikowana i średnio legalna.
- Zorientowałem się. Jestem zły - jego głos przedstawiał raczej smutek niż irytację, ale nie komentowała. - Moja matka wplątała się w coś, co wygląda jak handel ludźmi. Strasznie się na niej zawiodłem, myślałem, że można jej ufać - niekontrolowanie ścisnął dłoń Kidy. Zabolało, ale nic nie powiedziała.
- Nie ma w tym żadnej winy twojej matki - spróbowała go uspokoić. Wolną ręką obróciła głowę chłopaka tak, by na nią patrzył. - To moi rodzice potrzebowali szybkiej pożyczki. Udzielił im jej brat ojca. Ale ciotka zażądała czegoś w zamian. Dostała dwa lata mojego życia na własność. Teraz postanowiła odebrać swoją należność za tę umowę - jej głos drżał, ale nie dała po sobie poznać, że jest jej trudno. Nie tylko Eiichiego zawiodła matka.
Przyciągnął Kidę do siebie i objął mocno. Oparła się czołem o niego próbując uspokoić skołatane myśli. Za każdym razem, gdy tłumaczyła tę historię czuła się zdradzona przez własnych rodziców. Zdradzona, niechciana, sprzedana. Kto normalny przecież wymieniał czas z życia własnego dziecka za jakiekolwiek pieniądze?
- To trzeba zgłosić na policję - mruknął cicho. - Zostało złamane prawo.
- Nie, Eiichi - wyszeptała słabym głosem. - Nie chcę, by moi rodzice ponieśli jakiekolwiek konsekwencje.
- Ale...
- Nie - przerwała mu niezbyt miłym tonem. - Wiem, zrobili coś raczej niewybaczalnego. Ale ja też źle ich potraktowałam. Nie widzieliśmy się odkąd wściekła opuściłam rodzinny dom po tym, jak mi powiedzieli. Złamałam im serca. Jestem im to winna.
- Ale prawo... - głos zamarł mu w gardle.
Eiichi był przedziwnym człowiekiem. W takiej chwili bardziej przejął się tym, że ktoś złamał zasady niż tym, co czuje Kida. Miała przeczucie, że gdyby sam popełnił przestępstwo, zaraz potem zgłosiłby się na komisariat, przedstawił obciążające go dowody i wyrecytował z pamięci paragrafy, na podstawie których mogliby go zamknąć.
- Rób jak uważasz - powiedział w końcu. - W papierze owijającym bukiet znajdziesz to, o co mnie prosiłaś. Ale jeśli będziesz miała ochotę wytoczyć proces...
- Tak, poproszę o pomoc - uśmiechnęła się ciepło. Złożyła krótki pocałunek na policzku chłopaka, który od razu się zarumienił.
- Chciałem tylko powiedzieć, że będę wsparciem. Ale pomocy prawnej nigdy za wiele - podrapał się niezręcznie po karku.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć.
Diabelski młyn zatoczył już trzecie koło. Wyszli z kapsuły, w której siedzieli przez całą rozmowę. Ochroniarz niczego nieświadomy czekał na nich na dole. Kida skrzywiła się znów czując to przeszywające, kontrolujące spojrzenie na jej plecach. Po prostu mocniej zacisnęła palce na dłoni Eiichiego i pociągnęła go w kierunku stanowiska z łakociami. Na co dzień nie miała okazji jeść słodyczy. Nie wolno jej było. Kilka wat cukrowych później, randka musiała dobiec końca. Prawie chłopak szatynki wkrótce miał mieć pociąg powrotny do Tokio. Wracali więc powolnym krokiem do samochodu.
- Kida?
- Takeshi! - dziewczyna odwróciła się machinalnie ku przyjacielowi.
- O boże, jesteś cała - Nakazato podbiegł do niej.
- Idziemy - ochroniarz jedynie szarpnął szatynkę za wolną ręką.
Zapakował ją siłą do samochodu Eiichiego. On zaś zaczynał powoli rozumieć, co Kida musi znosić na co dzień, jak prawdopodobnie wygląda jej życie, kiedy nie ma go obok. Oniemiały wpatrywał się w całą scenę. Nie chcąc jednak nadłamywać zaufania pani Sunady, zasiadł za kierownicą bez zamienienie słowa z Takeshim i odjechał.
W chwilach, gdy nie musiał zmieniać biegów, nakrywał dłonią zimną dłoń dziewczyny. Chciał okazać jej tym gestem trochę ciepła, współczucia. Ale jeśli szatynka nie miała w planach zgłaszać całej sprawy na policję, niewiele mógł zrobić. Tylko być przy niej ten raz na tydzień, o ile pozwoli mu nauka.
Żegnając się z Kidą pod willą jej wujostwa, złożył na jej czole krótki pocałunek. Miał ciepłe usta, a ona zimną skórę. Odsunął się wkrótce od niej i odjechał. Kiedy już dziewczyna wróciła do "jej" pokoju, wciąż muskała się po tym miejscu, które delikatnie dotknął wargami chłopak. Jeszcze nigdy nie posunął się tak daleko. Przez tą jedną chwilę poczuła się autentycznie kochana, nie tylko adorowana. Chociaż od gestu minęło już kilka godzin i dawno była po kolacji, to wciąż miała to śmieszne uczucie w brzuchu. Czy to było zakochanie?
Z cichym westchnieniem przeniosła wzrok na wazon ze stojącymi w nim tulipanami. Nadszedł czas obejrzeć dokument, który zapieczętował jej los. Odwinęła kwiaty z czarnego papieru i spomiędzy jego fałdów wyjęła zgniecioną kopię umowy. Ręce jej drżały, a po ciele przechodziły dreszcze. Mimo to, uważnie wczytała się w trudny do zrozumienia tekst.
- Pół miliona jenów za wolność - wyszeptała.
Zeszło z niej całe powietrze, oczy zaszły mgłą łez. Ukryła kartkę w jednej z szuflad i wraz z odpalonym papierosem w dłoni znalazła się w łazience. Odwinęła rękaw świadoma, że nie cofnie już dłoni.
- Pół miliona...
— — —
3/3
CZYTASZ
Zbieg Okoliczności |Initial D
FanfictionOn. Najwyższej klasy ścigant, badboy z bogatego domu. Ona. Mechanik, nałogowy palacz. Chociaż dorośli, to wciąż nie spełniają wymagań stawianych im przez rodziny. Czy to już przeznaczenie, czy tylko zbieg okoliczności?