41. Możemy porozmawiać?

76 13 1
                                    

Święta, święta i po świętach... Poharatana Civic z bagażnikiem wypakowanym kilkumiesięcznym zapasem soku cytrusowego wracała w kierunku Akagi. Siedząca za kółkiem szatynka wymieniała w głowie listę wszystkich napraw, które będzie musiała wykonać, by przywrócić samochód do stanu sprzed wigilijnego wyścigu. Do wymiany szło całe prawe lusterko i drzwi od strony kierowcy wymagały ponownego lakierowania. Właściwie to tylne światło też by można było zmienić, ale to nie była aż tak paląca potrzeba.

- Witamy w domu - mruknęła do siebie, parkując na chodniku przy willi Takahashich.

Kiedy głębiej zastanowiła nad swoimi słowami, doszła do wniosku, że ta rezydencja nie jest jej domem. Nie jest, nie była i nigdy nie będzie. Za duża, za pusta i jakaś taka „cudza". Kida postanowiła, że jak tylko uda jej się uprzątnąć bałagan z sądami, czym prędzej się wyprowadzi. W końcu przyjdzie czas na znalezienie własnego kąta na Ziemi.

Tymczasem wysiadła z samochodu, z bagażnika wydobyła walizkę i jeden z kilku sześciopaków soku. Z westchnieniem na ustach zaniosła bagaże do drzwi, otworzyła sobie i mrucząc coś w stylu: „wróciłam", wtargała torby do przedsionka.

Rezydencja wydawała się być pusta. Kida aż poczuła się nieswojo w takiej cichej przestrzeni. W jej głowie każdy krok odbijał się echem, ciche westchnienie brzmiało jak krzyk. Złapała walizkę za rączkę, zarzuciła na ramię torebkę, drugą ręką chwyciła sześciopak soku z cytrusów i ruszyła po schodach na górę.

- Spodziewałem się, że szybciej wrócisz - z pokoju Ryosuke wydobył się głęboki głos zajętego czymś studenta.

- Zostałam kilka dni dłużej.

Dziewczyna ruszyła wzdłuż korytarza, by w końcu, z hukiem postawić swoje bagaże w sypialni, której w teorii miała używać. Z praktyką było gorzej z powodu, którego aktualnie nie było w domu.

Szatynka usiadła na łóżku, wyjęła z folii jedną z butelek i upiła kilka łyków ulubionego soku. Wręcz mechanicznie sięgnęła po kalendarzyk leżący na szafce nocnej. W przeciągu kilku następnych tygodni miała spokój. Czyli właściwie bezcelowe siedzenie w willi, lub wyjścia ze znajomymi, ale to i tak tylko wieczorami lub w weekendy.

Właściwie przesłuchania i wstępne rozprawy nie były wcale takie złe. Na całe dnie Kida znikała z cudzej rezydencji, wychodziła często tuż po śniadaniu i wracała w porze kolacji. Obiad jadała w towarzystwie Eiichieho, który stawał się jej przewodnikiem w tych wszystkich skomplikowanych procedurach. Towarzyszył jej przez dosłownie cały czas i trzymał za rękę, kiedy tylko dziewczyna musiała wracać do wydarzeń, które rozegrały się w willi jej ciotki. Dawał jej to cholerne poczucie ciepła i bezpieczeństwa, pewnej stabilności, których brakowało jej, odkąd wszystko runęło.

- Możemy porozmawiać?

Kida niemalże podskoczyła w miejscu, wyrwana z rozmyślań przez Ryosuke. Pospiesznie otrząsnęła się z szoku, odłożyła na bok kalendarzyk, w który wpatrywała się przez ostatnie minuty.

- Jasne. Coś się stało?

- Nie.

Ryosuke oparł się o framugę i zawiesił spojrzenie ciemnych oczu na dziewczynie.

- Matka prosiła, bym przekazał podziękowania za prezenty.

- Nie wyglądasz jakby to była jedyna rzecz, jaką chcesz mi powiedzieć.

Rozejrzał się wokół, jakby bał się, że ktoś usłyszy to, co za chwilę powie.

- Co cię łączy z Keisuke?

Kida zadrżała na te słowa. Wręcz czuła, jak rozszerzają się jej źrenice, jak przyspiesza jej puls. Otworzyła usta, nie wiedząc w pierwszej chwili jakiej odpowiedzi oczekuje jej rozmówca.

- Wasi rodzice wiedzą i wyrazili dezaprobatę dla tej osobliwej relacji, prawda?

Pokręcił głową.

- Nic z tych rzeczy. Ale nie o rodziców tu chodzi, bardziej o mojego brata.

- Zrobił coś głupiego?

- Powiedzmy.

- Mam go ochrzanić, zrobić wykład o odpowiedzialności, czy co?

- Wykład o odpowiedzialności niewątpliwie by się przydał, ale wystarczy, że powiesz co was łączy. Nic więcej nie trzeba.

Szatynka głośno przełknęła w myślach. Wręcz krzyczała przekleństwa tak, by odbijały się echem po jej umyśle. To było tak niezręczne, tak nieodpowiednie od samego początku, a teraz jeszcze przyszło jej tłumaczyć Ryosuke tę przedziwną relację.

- Nie wiem jak ci odpowiedzieć - westchnęła w końcu. - Dziwna wzajemna zależność i tyle.

Chłopak pokiwał głową. Chociaż jego twarz nie wykazywała żadnych emocji, to coś w jego postawie sprawiało, że wydawał się być rozczarowany odpowiedzią. Jakby oczekiwał czegoś zupełnie innego.

- Rozumiem.

- Coś się stało? Mam na myśli, że bez przyczyny byś nie wypytywał się o Keisuke.

Westchnienie.

- Matka rozmawiała z nim podczas świąt. Nie do końca wiem o czym, ale wybuchł, wyszedł tuż po wigilii i nie wrócił na noc. W ogóle od świąt wraca do domu późnym wieczorem, wychodzi przed śniadaniem i nikt nie wie co on robi.

- Może źle znosi rozwiązanie Red Suns? - zasugerowała Kida. Jej rozmówca pokręcił głową.

- Źle znosi twoją nieobecność.

Te słowa zawisły nad nimi, rozpoczynając wyjątkowo trudną do zniesienia ciszę. Dziewczyna liczyła oddechy, Ryosuke przyglądał się jej uważnie. Wszystko, by jakoś przetrwać gęstniejącej między nimi powietrze.

- Pytanie co zrobi, gdy wyprowadzę się na dobre - mruknęła w końcu szatynka.

Przecież od dawna było wiadome, że jej pobyt w tym wielkim domu to tylko kwestia przejściowa. W wyniku dramatycznych wydarzeń początkowe pięć dni zmieniło się w te dwa miesiące z kawałkiem, ale nie miało tak zostać na zawsze.

- Może do tego czasu wydorośleje.

- Oby - powiedziała to tylko dlatego, by znów nie dopuścić do ciężkiej i niezręcznej ciszy. Ale była świadoma, że takie wydoroślenie jej też się przyda.

- Miałabyś ochotę jutro popracować w warsztacie?

Nagła zmiana w tonie głosu Ryosuke wybiła Kidę z rytmu. Popatrzyła na niego szczerze zdziwiona.

- Skąd to pytanie?

- Tuż przed świętami rozbierałaś w kółko na części własny samochód. Porozmawiałem ze znajomym, czy może nie chciałby wziąć cię do siebie na jeden dzień. Zgodził się, więc pytam cię o zdanie.

- Nie chcę się narzucać - mruknęła, choć jej oczy już lśniły z ekscytacji.

- Nic z tych rzeczy.

- Więc bardzo chętnie.

Szatynka posłała Ryosuke ciepły uśmiech. Myślami już odtwarzała zapach smaru i kurzu, kojący nerwy ciężar klucza w dłoni. Nie istniało lepsze lekarstwo na skołatane nerwy i męczące myśli niż chwila porządnej pracy przy samochodach. A do przemyślenia było dużo. Wręcz aż za dużo.

Zbieg Okoliczności   |Initial DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz