25. Koszmar i dramat

74 13 1
                                    

Kolejny dzień. Kida już dawno przestała je liczyć. Opadła na „jej" łóżko i skierowała zmęczone oczy w kierunku okna. Trafiła tu, gdy było lato. Teraz już widziała całkowicie gołe drzewa targane porywistym wiatrem. Chciała wyjść na balkon, poczuć powiew na skórze, przewietrzyć duszny, pachnący nikotyną pokój. Ale nie, okna przecież nie dało się otworzyć. A kiedy ostatnio je wybiła, jej porcja kolacyjna została znacząco zmniejszona. Na cały tydzień. Westchnęła cicho, odpalając papierosa. Zaciągnęła się dymem i przeszła do łazienki.

Usiadła na wannie i podwinęła rękaw eleganckiej koszuli. Wytatuowany na wewnętrznej stronie ramienia kwadrat zapełniony był kolistymi bliznami. Liczyła dni, odkąd się załamała. Zacisnęła zęby i przytknęła rozżarzoną końcówkę peta do delikatnej skóry. Dociskała ją tak długo, jak poczuła trudne do opisania słowami pieczenie. Zacisnęła zęby na dolnej wardze. Pociekła krew. Dopiero wtedy oderwała papierosa od ręki i ponownie zaciągnęła się dymem. Pozostało czerwone wgłębienie. Już kolejne. Kida obciągnęła rękaw i oparła głowę na krawędzi umywalki.

Do czego to doszło? Szatynka zawsze miała siebie za silną osobę, którą nie będzie zbyt prosto złamać. Wyszło na to, że myliła się co do siebie. Wystarczyło odcięcie od świata, przyjaciół i dorzucenie cotygodniowych lekcji tańca i manier. To doprowadziło ją do całkowitego załamania, siedziała więc teraz i przez materiał koszuli liczyła wpuklenia skóry. Jedno, drugie, piąte, siedemnaste... Po jej policzkach popłynęły łzy. Ciężkie, nie wyrażające już żadnych emocji. Smutek opuścił jej ciało już wiele dni wcześniej. Teraz została tylko beznadzieja wyryta głosem ciotki na dnie duszy dziewczyny. Musiała długo tkwić zwinięta w łazience, bo z papierosa już przestał sączyć się dym.

Kida z trudem wyprostowała plecy. Wyrzuciła wypalonego peta do śmietnika i wyszła z pomieszczenia. Usiadła na stojącym pod oknem krześle i wyjrzała przez szybę. Już się ściemniało. Która to była godzina? Nie miała do dyspozycji nawet zegarka. Dostawała je tylko w ramach ozdoby na różne z przyjęć, które organizowała Ige. Z pewnością była to pora około kolacji. Zza  ściany dochodziły dziewczynę odgłosy przygotowań. Musiał ktoś ich odwiedzać, ponieważ w drzwiach wkrótce stanęła ciotka trzymająca elegancką sukienkę. Zmierzyła "podopieczną" ostrym wzrokiem i cisnęła tkaninę na łóżko.

- Umyj twarz, ogarniaj się. Twój chłopak przychodzi.

- Eiichi to nie mój chłopak - warknęła Kida. Spiorunowała krewną morderczym spojrzeniem, za które pewnie zostałaby uderzona, gdyby tylko stała bliżej smukłej postaci kobiety.

- Kwestia czasu.

- Może rzeczy zaszłyby dalej, gdybyś pozwoliła mi wychodzić? - rzuciła, kiedy Ige wychodziła z pokoju.

Szatynka westchnęła. Lubiła tego chłopaka, przy nim czuła się bezpiecznie. Zastanowić się można było nad tym, czy było to spowodowane faktem, że Eiichi to Eiichi, czy może tym, że nie jest to jej ciotka. Podniosła się niechętnie z krzesła i zabrała za przygotowania. Na jedno nie mogła narzekać: w tym domu zawsze nosiła piękne ubrania, które podkreślały jej urodę. Przebrała się w czerwoną sukienkę, wykonała makijaż, uczesała włosy. Ledwo co skończyła poprawianie wyglądu przed lustrem, a już dobiegło ją walenie w drzwi, że ma wychodzić. Kida nie chcąc, by odebrano jej wszystkie paczki papierosów, wyszła pośpiesznie z pomieszczenia.

Wraz z wujostwem zeszła do salonu, przywitała gościa i zasiedli do posiłku. Zgodnie z zaleceniami nauczycielki od manier piła drobne łyki wina, brała niewielkie kęsy, pozwoliła zainteresować się rozmową.

- Eiichi, twoja matka bardzo chwaliła cię, kiedy się ostatnio widziałyśmy. Ponoć w przerwach od nauki pomagasz jej w archiwum - Kida miała ochotę się skrzywić słysząc własną ciotkę, która do dorosłego chłopaka mówiła jak do dziecka. Mimo tego, powstrzymała ekspresję pełną negatywnych emocji, nie chciała zostać ukaraną.

Policzki gościa pokryły się delikatną czerwienią.

- Pomagam przy porządkowaniu umów sprzed dwóch dekad. To nic wielkiego.

- Z pewnością bardzo odciąża to twoją matkę. Nie chwaliłaby cię bez przyczyny.

Dziewczyna zacisnęła mocniej palce na łyżeczce do lodów. Aby nic nie powiedzieć, wpakowała do ust spory kawałek deseru. Oprócz tego, zaczęła myśleć. Pani Sagawa była wyjątkowo zaufaną osobą ciotki Ige. Jeśli kiedykolwiek postanowiła ona sformalizować w jakikolwiek sposób umowę z rodzicami Kidy, zapewne zrobiła to w kancelarii matki Eiichiego. A jeśli on pomagał teraz przy porządkowaniu tych akt, może mógł dla niej znaleźć ten dokument.

Uśmiech znalazł drogę na usta szatynki. Teraz wystarczyło poczekać do końca posiłku, który zbliżał się coraz większymi krokami i poprosić chłopaka o przysługę. Byli kimś w rodzaju przyjaciół, raczej by nie odmówił pomocy.

Zgodnie z tym, co zostało postanowione, Kida wykorzystała pożegnanie, by załatwić swoje sprawy. Stała wtedy sam na sam z chłopakiem w przedsionku. Podając mu płaszcz z wieszaka, od razu przeszła do rzeczy.

- Potrzebuję twojej pomocy.

- Dla ciebie wszystko - posłał jej promienny uśmiech.

- Jakieś dwadzieścia lat temu moi rodzice podpisali umowę z moją ciotką. Podejrzewam, że jej kopia przechowywana jest w archiwum kancelarii twojej matki. Mógłbyś ją dla mnie znaleźć?

- Ciotka ci jej nie pokaże? - zdziwił się Eiichi. Narzucił na ramiona ciemny płaszcz.

- Gdyby to było takie proste, nie prosiłabym o pomoc - spojrzała na niego błagalnie.

- Jasne, dam znać, jeśli coś znajdę. Ale wiesz, w niedzielę wracam do Tokio.

- Szkoda, będę tęsknić.

- Zadzwonię, jak coś znajdę.

- To jest tajne - wyszeptała podchodząc do chłopaka. - Ciotka nie może się dowiedzieć, będzie wściekła.

- Zapamiętam.

Kida poczuła na sobie wzrok Ige. Potrzebowała nadać wytłumaczenie jej nagłemu zbliżeniu się do wychodzącego gościa. Nie odwracając się, szybko złożyła krótkiego całusa na policzku Eiichiego. Zarumienił się. Przytulił dziewczynę i wyszedł. Zamknęła za nim drzwi. Już dawno odkryła, że próba ucieczki przez frontowe wejście jest pomysłem co najmniej głupim. Domu przecież strzegli ochroniarze gotowi rzucić się za nią w pogoń. A na szpilkach nie miała szans. Powlokła się więc schodami na górę.

- O czym rozmawialiście? - zapytała Ige, gdy Kida była już w połowie drogi do "swojego" pokoju.

- Mówił, że wraca w niedzielę do Tokio, ale jeszcze spróbuje znaleźć czas, by się jakoś spotkać. Będzie dzwonić.

Unikając wzroku ciotki, Kida powlokła się na górę. Zdjęła sukienkę przebrała w piżamę, wykonała wieczorną toaletę i ułożyła się w łóżku. Kiedy już zasypiała, do pokoju bezceremonialnie weszła Ige. Wręczyła jej telefon i oparła się o ścianę przy drzwiach wciąż obserwując dziewczynę. Ona zaś uśmiechnęła się słysząc jego głos. Eiichi był wyjątkowo szybki.

- Mam to.

- Cudownie! - wykrzyknęła nie ukrywając nawet entuzjazmu.

- Ale będziesz musiała mi wyjaśnić, o co tu chodzi. To śmierdzi łamaniem prawa.

- Oczywiście, obiecuję - westchnęła. Spodziewała się tego, że w końcu będzie musiała wytłumaczyć chłopakowi, co się dzieje. Nie będzie to łatwe, ale konieczne.

- Co ty na to, byśmy spotkali się w niedzielę, zanim jeszcze wyjadę?

- Bardzo chętnie się z tobą spotkam.

- Więc do niedzieli - szatynka niemal słyszała, jak Eiichi uśmiecha się do słuchawki.

- Do niedzieli.

Połączenie zostało zakończone. Kida niechętnie oddała ciotce telefon.

- Wypuścisz mnie na spacer na randkę w niedzielę rano? - zapytała bez ogródek. Dziewczyna nie miała nadziei, że to się uda, ale próbować było warto.

- Zastanowię się. Teraz idź spać, jutro przyjęcie - mruknęła Ige wychodząc z pokoju. Słychać było jak przez chwilę męczy się z kluczem, a potem nastała cisza.

— — —
Jakoś dziwnie mi z tym, że mam już napisane kolejne 10 rozdziałów. Proponuję drobny maraton. Co wy na to?

Zbieg Okoliczności   |Initial DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz