To wręcz oczywiste, że młody Syriusz Black nienawidził leżeć w jednym miejscu, w zasadzie przywiązany do łóżka. Ale musiał. Miał wciąż wysoką gorączkę już od ponad trzech dni, która nie wiadomo skąd się właściwie wzięła. Czuł się jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Był ciągle ospały i nie miał siły by nawet zjeść. Mimo, że jego najbliżsi byli właściwie cały czas przy nim, teraz nie było to dla niego żadne pocieszenie. Madame Pomfrey od kilku dni podawała mu ohydny, palący w przełyku eliksir, który nie pomagał za wiele.
- Jeśli wciąż będzie w tak krytycznym stanie będzie trzeba go przenieść do Świętego Munga. - Black usłyszał roztrzęsiony głos Madame Pomfrey
- Nie możemy zrobić tego bez zgody jego rodziców. - odparł spokojnie Dumbledore.
- Kto mógł go tak załatwić? - Syriusz rozpoznał głos profesor McGonagall, zazwyczaj surowy, który czasem sprawiał, że Black naprawdę się bał co go spotka, a teraz spokojny, zmartwiony, a nawet dosłyszał nutkę czułości.
Syriusz nie dosłyszał co było dalej, bo jego uwagę odwrócił James i Remus, którzy przyszli. Potter był, jak zwykle odkąd jego najlepszy przyjaciel leżał w skrzydle szpitalnym, blady na twarzy, co jedynie uwydatniło jego fioletowe sińce pod oczami. Remus również był blady, ale Syriusz sądził, że to z powodu pełni, która nadchodziła. Niestety Łapa w swoim obecnym stanie - przykuty do łóżka - nie będzie w stanie wziąć udziału w pełni, żeby uspokoić wilkołaka, a może i nawet się zabawić z przyjaciółmi.
- No i jak się czujesz? - zapytał Remus, przykładając dłoń do jego czoła.
- Wciąż tak samo - wymruczał, Lunatyk głośno westchnął, wymieniając spojrzenie z James'em.
- Naprawdę nic Ci nie pomaga? - zapytał Potter, siadając przy łóżku.
- Ostatnia dawka nawet sprawiła, że poczułem się wręcz gorzej. - powiedział słabym głosem.
James głośno westchnął. Nie mógł patrzeć na niego gdy Syriusz, był w takim stanie. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział co. Najpierw myśleli, że to zwykłe otrucie, ale teraz wyglądało to o wiele gorzej.
- Musimy napisać do jego rodziców! - usłyszeli podniesiony głos profesor McGonagall.
- Kłócą się od kilku minut, nie wiedzą co mi jest. Rozważają przeniesienie do Świętego Munga. - powiedział Syriusz
- Już jesteś dorosły, chyba nie potrzebujesz zgody rodziców. - odparł James.
- Ale to nie zmienia faktu, że muszą powiadomić rodziców Syriusza. - odparł Remus.
- Czemu nie mogą napisać do moich? - zapytał James.
- Bo to nie są prawni opiekunowie. - wytłumaczył Remus.
- Chłopcy. - rozległ się głos Madame Pomfrey. - Przykro mi, ale musicie już iść. Pan Black musi dużo odpoczywać.
- A może nam pani chociaż powiedzieć czy czymkolwiek da się zbić tę gorączkę i skąd ona się wzięła? - zapytał poddenerwowany James.
- Przykro mi, panie Potter, ale nie wiemy co się stało z Panem Black'iem. - odparł spokojnie Dumbledore, wychodząc z gabinetu Madame Pomfrey.
Roselle w tym czasie chodziła po dormitorium. Na jej bladych pliczkach były ślady łez, oczy miała czerwone i opuchnięte, a w ręce trzymała chusteczkę. Nic jej w tym momencie nie mogła uspokoić.
- Rosie. - usłyszała czuły i zaniepokojony głos Nate'a. - Usiądź.
- Wiemy, że się martwisz. - odparła Peyton o wiele bardziej delikatnym głosem niż zwykle.
- On musi z tego wyjść. - szepnęła.
- Przecież wyjdzie. - odparł Nate.
- Nie wiem czy zauważyliście, ale od kilku dni Syriusz ma gorączkę, której niczym nie da się usunąć. Nawet Slughorn próbował. - powiedziała.
Żadne z nich już nic nie powiedział. Roselle po prostu chciała aby jej chłopak wyszedł ze skrzydła szpitalnego i znów mogli się razem uczyć, albo Syriusz na parę różnych sposobów, próbował zyskać jej uwagę.
Czuła się wręcz beznadziejnie, a jeszcze gorzej, gdy James albo Remus przychodzili żeby powiedzieć o stanie Syriusza. Zauważyła, że przyjaciele jej chłopaka są również bardzo zmartwieni. Lily Evans zaczynała się nawet martwić, nie tylko o młodego Black'a, ale i o James'a, który nie miał na nic apetytu, gdy jego najlepszy przyjaciel spędzał czas w Skrzydle Szpitalnym, próbując wrócić do zdrowia.
CZYTASZ
Evermore | Sirius Black
FanfictionSyriusz zawsze znany był, prócz swojej przeklętej rodzinki, ze swojego poczucia humoru, jego uśmiech mógł poprawić humor w gorszy dzień, a jego żarty rozbawić do łez. W głębi duszy czuł się niedoceniony. Nie chciał być postrzegany jako idiotycznego...