Następnego dnia gdy moja mama udała się już do pracy z niecierpliwością patrzyłem na zegar. Nie mogę doczekać się 10:30. Już niedługo będzie. Tak mało brakuje. Jeszcze tylko 5 minut... Już tylko 4... 3... 2... 1... To już prawie kilka sekund. Jeszcze 10 sekund. 10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1... Uradowany rzuciłem się na łóżko i zacząłem się śmiać.
Izuku: W końcu tym gnidą stanie się krzywda - zacząłem radośnie i głośno się śmiać. Poleciałem do salonu i włączyłem telewizor wyczekując widomości o szkole. I po jakiś 2 godzinach doczekałem się. Szkoła w całkowitych ruinach. Widać straż pożarną, policję i pogotowie na ziemi w rogu kadru widać dwa worki z trupami. Hahah... jak ja się cieszę. Z wiadomości dowiedziałem się, że nie żyją 83 osoby, 147 jest rannych i przewiezionych do szpitala, a 20 osób jest w krytycznym stanie. Nie wiem dlaczego ale czuje tak ogromną radość.
Izuku: Szkoda, że nie widzisz tego jak mnie zniszczyłeś Katsuki... ale już niebawem ci pokaże... - zacząłem jeszcze bardziej się śmiać i uśmiechać się sam do siebie.
Gdy tylko mama wróciła do domu to się rozpłakała, tuliła mnie mówiąc, że całe szczęście, że nie poszedłem dzisiaj do szkoły. Jak też przewidział Tomura fatycznie nie będziemy chodzić do szkoły. Wszystko idzie idealnie z naszym planem. Pod wieczór usłyszeliśmy dzwonek do drzwi mama poszła otworzyć a ja już wiedziałem kto tam czeka.
Aneki: Z Izuku wszystko w porządku prawda?! Dziś też nie poszedł do szkoły tak?
Inko: Tak... tak... na szczęcie nic mu nie jest. Wjedziesz do środka? - Aneki pokiwał twierdząca głową i wszedł do środka.
Inko: Robiłam właśnie kolacje, może zostaniesz?
Aneki: Jeśli to nie problem.
Inko: Oczywiście, że nie jesteś tu zawsze mile widziany kochanie... tyle zrobiłeś dla Izuku tak go wspierasz... cieszę się, że mój synek znalazł sobie kogoś takiego, jak ty - Aneki podszedł do mnie przywitał się i usiadł na przeciwko mnie przy stole w jadalni. Mama dała nam kolacje i sam też się usiadała. Zaczęła rozmawiać z Ankeim na różne tematy jak to zazwyczaj bywa.
Inko: Ja za dwa dni miałam wyjechać na trzy-tygodniową delegację ale jak teraz Izuku nie będzie w szkole to nie chce go zostawać całkiem samego na tak długo będę starać się przełożyć termin delegacji... - mówiła to zmartwiona. Ale oby pojechała, nie psuj mi mamo planów.
Aneki: To może ja się nim zajmę? Mogę codziennie przychodzić do niego albo brać go na noc do mnie?
Inko: Byłoby cudownie! Dziękuje kochany... naprawdę bardzo wspierasz naszą rodzinę jeszcze raz dziękuje - no to wszystko idzie tak jak chciałem żeby szło.
Dwa dni później moja mama wyjechała na delegacje. A Aneki zaczął się mną opiekować. Nie wierze w to jaka łatwowierna jest moja mama. Czuje się inaczej niż kiedyś. Do życia napędza mnie tylko złość i chęć zemsty. Za każdym razem gdy patrzę na blizny na moich rękach dostaje szału i mam ochotę zabijać. Jest to niby straszne... ale ja się tym jakoś nie przejmuje, jest mi to już obojętne. Chcę po prostu zostać z ligą i zamieścić się na szmacie.
Szczerze miałem nadzieję, że czas w końcu zagoi rany. Tle razy się słyszy przecież to przysłowie, że czas leczy rany... ale... ale to nie prawda... czas nie leczy ran... on postu przyczaja cię do bólu. Wiec wiem, że ten ból we mnie nigdy nie zniknie. Dlatego teraz muszę zrobić wszystko żeby być silniejszym i skrzywdzić wszystkich którzy mi się kiedykolwiek narazili. Będę bezlitosnym ścierwem które rozwali ich na szczepy. Nie mogę się doczekać momentu w którym ujebie się krwią i flakami Katsukiego! Z każdym dniem. Z każdą chwilą, z każdą minutą, z każdą sekundą zbliżam się do tego momentu. Nie będę przed sobą tego ukrywał ale jestem zwykłym psycholem. Cieszę się! Cieszę się, że byłem traktowany jak ścierwo... Zgwałcony, nękany, poniżany... Dzięki temu jestem tym kim jestem dziś. Dzięki temu zapisze się na kartach historii... dzięki temu zmienię świat... pozbędę się tych bohaterskich ścierw.
Ćwiczę codziennie sztuki walki do momentu aż opadam z sił, że z wycięczenia leje mi się krew z nosa, a moje ciało jest pokryte całe sinym kolorem od siniaków. Dabi mi nie odpuszcza z czego się cieszę. Robi to ze mną na poważnie. Za to Tomura załatwiła mi z jakiś nie legalnych firm świetny kostium który bardzo ułatwi mi życie gdy będę oficjalnym złoczyńcą, a nie już tylko zwykłym szpiegiem. Do stworzenia kostiumu wykorzystał mój projekt na kostium w U.A. Ale jego kolor jest czarny. W butach mam zamontowane wysuwane się brzytwy które mogę uruchomić jakimkolwiek momencie i ranić przeciwnika. Coś podobnego ma też zamontowane na skórzanych rękawiczkach bez palców które ubieram do tego stroju.
Zadecydowaliśmy, że do mojego braku indywidualności ostrza będą wskazane. Dlatego też do stroju mam podpięty pas z różnej wielkości nożami. Mam też sporą liczbę specjalnych noży do rzucania. Które chowa się w specjalną przegrodę w moich butach na platformach które również są koloru czarnego. Sięgają mi tak do połowy łydek. Toga mówi, że jestem teraz jej ładną alternatywką.
Lecz pomimo tego, że sam widzę, że rosnę w siłę, że coraz lepiej wychodzi mi walka to wracam do domu. I płacze... czuje za dużo emocji... smutek, radość, irytacje, złość, chęć zemsty... ale poję się też tego jak to wszystko się skończy. Boje się, że w tym najważniejszym momencie w mojej "karierze" coś pójdzie nie tak. Albo, że już nie dam rady i pójdę do Katsukiego kiedy nie jestem jeszcze w pełni na to gotowy. Ale musze być silny... Muszę... Niech świat śpi spokojnie myśląc, że bohaterowie ich obronią. Niech w to wierzą...ale gdy przyjdzie mój czas... nagle wszyscy przejrzą na oczy ale wtedy będzie na to za późno... bo zabiję wszystkich bohaterów i tych którzy w nich ślepo wierzą... pozbędę się tego syfu z ziemi. Sprawie, że All For One będzie jedynym panem tego świata a ja razem z Ligą jego wiernymi podopiecznymi.
CZYTASZ
Villian Deku
ActionŻycie jest coraz trudniejsze...Jak mam sobie dalej radzić? Skutecznie przez te wszystkie lata wmawiano mi że jestem nikim...że trudno uwierzyć mi że jest inaczej... Opowieść ta przedstawiać będzie powody oraz emocje które pchnęły Deku do zastania...