Usłyszałem budzik. Z ledwością wstałem z łóżka, żeby go wyłączyć. Nienawidzę się za to jaki słaby jestem. Ostatnimi czasy zacząłem nawet się za to karać. I za każdym razem, gdy czuje, że nie mam siły i chce się zatrzymać lub brakuje mi motywacji i chcę się poddać daje sobie zasłużoną karę. Najczęściej wyciągam noży i po prostu się nim tnę. Czasem nic nie jem, do tego stopnia, że ból z głodu nie pozwala mi zasnąć. Dziś zaspałem, nie usłyszałem pierwszego budzika, więc muszę naciąć sobie głęboką ranę. Przez moją niekompetencję będę miał pół godziny mniej treningu. Zdarzyło mi się to już 4 razy w tym miesiącu, muszę wymyślić dla siebie surowszą karę, może wtedy się czegoś nauczę.
Wyszłem z pokoju i poszłem w kierunku łazienki. Wszedłem i zakluczyłem za sobą drzwi. Wiem, że jestem sam i nikt i tak nie wejdzie, ale jak je zakluczę czuje się nieco pewniej. Przemyłem twarz wodą i wziąłem do ręki mojego najlepszego przyjaciela - nóż. Podciągnąłem rękaw przy lewej ręce i powoli zacząłem przykładać nóż do skóry. Zacząłem go przyciskać aż nie przeciął skóry. Wtedy uroniłem łzy których tak strasznie nienawidzę. W ogóle nienawidzę na siebie patrzeć, a gdy płacze i wtedy widzę siebie w lustrze mam odruchy wymiotne. Wyglądam jak przegryw, który nigdy nic nie osiągnie. Oby to nie była prawda. Wciskam nóż głębiej w skórę, aż krew nie cieknie strumieniem do zlewu. Wyciągam i opukuje nóż. Po tym zaczynam polewać ranę wodą. Po chwili krew przestaje tak mocno lecieć i już wiem, że przeciąłem się za płytko. Do niczego się nie nadaje, nawet nie umiem się porządnie pociąć. Gdy z rany przestaje lecieć krew, dokładnie sprzątam zlew i upewniam się parę razy, czy na pewno nie ma nigdzie śladów krwi.
Wychodzę z łazienki i idę do kuchni zjeść śniadanie. Na blacie jest karteczka od mamy. Rzadko zostawia mi jakieś wiadomości. Napisała, że życzy mi miłego wypadu z przyjaciółmi i, że pieniądze na jakiś obiad ze znajomymi zostawia mi w salonie. No fajnie, przynajmniej mam drugie kieszonkowe w tym miesiącu. Kończe dziś lekcje 2 godziny przed skończenie pracy mamy, więc jeśli przyjdę 2 godziny po jej powrocie, to będzie tak jakbym faktycznie był z jakimiś znajomymi na obiedzie i dobrze się bawił. Więc przez te 4 godziny w sumie moge iść i kupić nowe ciężarki, albo coś do ćwiczeń, potem mogę trochę połazić. No i pewnie jak to zrobię to i tak z 3 godziny mi zostaną żeby móc wrócić do domu więc nie wiem co mam tak naprawde ze sobą zrobić. No cóż teraz to nie pora na myślenie o tym. Muszę iść trenować.
Po długim i wykańczającym treningu zostało mi 40 minut do szkoły. Szybko wziąłem prysznic i przebrałem się w mundurek, zabrałem pieniądze ze skarbonki i te, które zostawiła mi mama bo szczerze, to nie pamiętam ile kosztują ciężarki które chcę kupić.
Wychodzę i idę w stronę szkoły. Nareszcie piątek, to oznacza, że odpocznę sobie od Bakugo przez całe dwa dni. Lubię weekendy bo one oznaczają też, dłuższy czas moich treningów.
Wchodzę do szkoły, na dzień dobry widzę Kachana. Poprostu super, ten dzień zaczyna się idealnie... Najpierw zaspałem, potem nie umiałem wystarczająca mocno się przeciąć, a teraz pierwsze co widze w szkole to mój prześladowca.
Bakugo: Patrzcie, dekiel idzie. - O mój boże, odczep się w końcu. Uspokój się, jeszcze 8 godzin i odpoczniesz od niego przez dwa dni. Nie zwracam uwagi na Kachana tylko idę przed siebie.
Jednak moja taktyka chyba dziś nie zadziałała, słysze jego kroki za mną. Nagle przyciska mnie do ściany i zaczyna wrzeszczeć.
Bakugo: JEBANY DEKIEL NIE WIE ŻE POWINIEN MIEĆ SZACUNEK DO LEPSZYCH, CO?!
Bakugo: JAK POWINIENEŚ SIĘ DO MNIE ODZYWAĆ JAK MNIE WIDZISZ, CO? WYLECIAŁO CI Z GŁOWY, ŻE MASZ MNIE WITAĆ Z SZACUNKIEM?! - Naprawde się o to przyczepił... On naprawde nie ma co robić w życiu.
Przydusił mnie jeszcze mocniej do ściany a chłopcy z tyłu, już zaczęli się śmiać.
Bakugo: WIĘC SŁUCHAM, BO CI PRZYWALĘ! - No nie kurde szacunek mam jeszcze do siebie, nie zrobię tego, nie mam mowy. W ty momencie zaczął ściskać moją szyje. No nie, muszę to zrobić.
Izuku: Dzień dobry Kachan. - i znów straciłem godność...
Bakugo do kolegów: Widzicie jak sobie psa wychowałem. - świetnie teraz to nawet człowiekiem dla niego nie jestem.
Jeden z chłopaków stojących za Kachanem: To źle go wychowałeś, na początku nie miał do ciebie szacunku. - jeszcze tego brakowało.
Bakugo: Racja, piesek zasługuje na karę. - no nie, znowu...
Zaczęli mnie szarpać i, wepchnęli mnie do łazienki następnie zamykając za sobą drzwi. Bakugo kopnął mnie w brzuch tak mocno, że z bólu przykląkłem na kolana i chwyciłem rękoma brzuch. To sprowokował go do tego, żeby pogłębić moje cierpienie, kopnął mnie jeszcze kilka razy w to samo miejsce. Prawie nie mogłem dalej tego znieść ale nadal grałem, że mnie to nie rusza i z trudem utrzymywałem kamienną twarz. Powoli nie daje rady, muszę okazać skruchę.
Izuku: Mógłbyś już skończyć Bakugo, spuźnie się na lekcje. - oby sobie odpuścił.
Bakugo nic nie odpowiedział, chwycił mnie za włosy lewą ręką a prawą przywalił mi w nos.
Krew polała się na podłogę i mój mundurek. Bakugo dopiero po chwili zorientował się, jak mocno mi przywalił. Więc szybko się ulotnił a ja znów zostałem sam.
Nie miałem siły wstać. Brzuch bolał mnie do tego stopnia, że zwróciłem śniadanie.
Potem zacząłem czyścić mundurek, żeby nie było na nim śladów krwi. Następnie posprzątałem krew z podłogi. Stanąłem przy kranie i przemyłem rozwalony nos. Wyciągnąłem z plecaka plastry, które zawsze noszę przy sobie, nigdy nie wiadomo kiedy mi się przydadzą. Opatrzyłem nos.
Spojrzałem w lustro i znów zobaczyłem te wszystkie wady. Nie wiem dlaczego ale zacząłem mocno płakać. Co mnie obrzydziło, gdy spojrzałem na siebie po raz drugi. Jak ja się nienawidzę. Mam dość. Dlaczego nie umiem się obronić. Omija mnie pierwsza lekcja, nie umiem się uspokoić.
CZYTASZ
Villian Deku
ActionŻycie jest coraz trudniejsze...Jak mam sobie dalej radzić? Skutecznie przez te wszystkie lata wmawiano mi że jestem nikim...że trudno uwierzyć mi że jest inaczej... Opowieść ta przedstawiać będzie powody oraz emocje które pchnęły Deku do zastania...