Rozdział 27

1.1K 51 10
                                    

- A co ty tu robisz? - zaśmiał się ktoś za nią, a Leona szybko rozpoznała głos.

Nataniel kucnął przed parapetem i zaczął głaskać dachowca. Dziewczyna zamruczała cicho, po czym zeskoczyła na ziemię i zaczęła się ocierać o jego nogi. Po prostu czuła szczęście widząc jego uśmiechnięta twarz i chciała, aby ta radość pozostała z nim na zawsze. Bez względu czy będzie przy nim czy nie.

- Chodź - powiedział i zabrał kotkę na ręce, po czym wrócił do swojego pokoju.

Kiedy tylko postawił Leonę na łóżku ta się szybko rozejrzała. Pokój był duży o trzech ścianach w granatowym kolorze i jednej białej. Wyposażony raczej normalnie - łóżko, szafki i szafy, biurko pod oknem i krzesło, pufa. Były też jeszcze jedne białe drzwi, które prowadziły do czarno białej łazienki. W środku była umywalka, lustro, dwie szafki wiszące, toaleta i duża wanna, a na podłodze leżał mały, szary, mięciutki, okrągły dywanik.

Nataniel zamknął drzwi wejściowe, po czym podszedł do ciemnej szafy i wyjął z niej jedynie bokserki. Potem udał się do łazienki.

Słysząc szum nalewanej wody Leona zaczęła się zastanawiać czy sama nie powinna się umyć. Tylko jak? Z pokoju teraz wyjść nie mogła, a nawet jeśli to żeby się umyć musiałaby się zmienić w swoją ludzką postać, a wtedy już wszyscy by wiedzieli, że żyje. Piorytetem jest znalezienie mordercy - powiedziała w myślach i zaczęła tarzać się po łóżku rozluźniając spięte mięśnie i wdychając zapach swojego mate, który uspokajał ją i odrywał od nieprzyjemnych myśli.

Po jakimś czasie z łazienki wyszedł Nataniel w... samych bokserkach i z mokrymi jeszcze włosami. Kilka ciemnych kosmyków lekko opadało mu na czoło, delikatnie również zasłaniając lewe oko. Twarz miał owalną z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, a oklapnięte na boki włosy tylko to podkreślały. Leona zeszła wzrokiem niżej. Nie mogła się napatrzeć na jego wyrzeźbione ciało, ale najbardziej rzuciła jej się w oczy blizna nad biodrem, z lewej strony.

- Tak patrzysz się kiciu i patrzysz, że aż się dziwnie czuję - powiedział z lekkim uśmiechem chłopak.

Kotka natychmiast zeskoczyła z łóżka i schowała się pod nim. Była okropnie zawstydzona, a to był jedyny pomysł na jaki wpadła, aby choć na chwilę nie przebywać w jego obecności. Albo żeby przynajmniej go nie widzieć, bo wzroku prawie oderwać nie mogła od niego.

- No co ty - schylił się Nataniel i zerknął pod łóżko. - Kiciu - tak słodko to wypowiedział, że Leona bez zastanowienia skoczyła w jego kierunku, zauroczona tym słowem.

Polizała go po nosie, a potem wskoczyła znów na łóżko. To było dziwne - stwierdziła analizując to co zrobiła przed chwilą.

Chłopak był tak zaskoczony zachowaniem dachowca, że chwilę spędził na podłodze zastanawiając się nad tym jak powinien był zareagować. W końcu wstał i położył się na łóżku, przykrywając się kołdrą do pasa. Leona początkowo niepewnie się do niego zbliżyła i usiadła obok jego poduszki, ale kiedy zaczął ją głaskać ona przysuneła się jeszcze trochę i zaczęła cicho mruczeć.

- Chciałbym żeby ona tu była - zaczął mówić patrząc się smutnym wzrokiem w biały sufit. - Chciałbym ją zobaczyć... tylko jeden raz. Nie potrzebuje niczego więcej. Tylko ona i ja, ale... tak nie będzie. Nigdy nie było tak i nigdy tak się nie stanie. Jej już nie ma tutaj. - Leona słuchała tych słów z coraz większym bólem, ale również gdzieś z tyłu głowy śmiała się z tego. Nie dlatego, że była wredna, a dlatego, że mówił to do kota. - Właściwie to jej zbytnio nie poznałem - ciągnął przygnębiony. - Widziałem tylko piękną, czarną wilczycę i idelną białowłosą dziewczynę. Chyba zdążyłem się zupełnie poddać tej więzi, nie? - skierował swój wzrok na kotkę. - Dobrze, że ty tu jesteś. Taki fajny kotek, który może mnie wysłuchać - pogłaskał dachowca między uszami i cicho westchnął.

Z oczu Nataniela poleciała jedna łza, ale po chwili zamknął oczy i zasnął. Natomiast Leona nie potrafiła. Pogrążona w wyrzutach sumienia, niezrozumieniu tego co właściwie działo się przez ostatnie dni i zastanawianiu się jak znaleźć mordercę - tylko wierciła się z boku na bok. No nie zasnę - westchnęła zirytowana i zmęczona tym co działo się w jej głowie. Miała dość, dość wszystkiego. Chciała spokoju i normalnego życia... Ale przy jego boku, choć go nie znała. Zeskoczyła z łóżka i poszła na parapet podziwiać las za oknem. Najchętniej by tam pobiegła, ale to nie dało by jej nic. Co robić?

***

Biegnąc przez otwarty teren porośnięty jedynie starą, spaloną trawą zauważyła małą postać na jego końcu. Skręciła w jej kierunku i przyspieszyła kroku. Będąc niedaleko nieznajomego ten zniknął pozostawiając po sobie jedynie szary dym. Wilczyca zatrzymała się natychmiast powoli zaciągając się dziwnym zapachem. Coś zaszeleściło za nią. Odruchowo spojrzała za siebie, a zaraz po tym się odwróciła warcząc. Ale nikogo nie było. Jednakże trawa w kilku miejscach zaczęła płonąć. Dziewczyna natychmiast zaczęła się cofać czując gorące powietrze na swoim ciele. Starała się uciec od ognia, ale on był już wszędzie. Rozglądała się za drogą ucieczki - nic. Wszystko już było w ogniu. Wilczyca skuliła się, zakrywając pysk łapami i podwijając pod siebie ogon. Bała się i czuła swój strach w każdym skrawku własnego ciała. Ale płomienie do niej nie dotarły i gorąc zniknął. Dziewczyna otworzyła delikatnie oczy szybko patrząc wokół. Podniosła głowę nie widząc nawet najmniejszej pozostałości po pożarze, a jedynie świeżą, zieloną trawę, która gdzie nie gdzie była jakby niebieska. Wilczyca wstała czując nagły przypływ siły i porostu zawyła. Na niebie pojawił się księżyc, jakby wywołany jej zwierzęcym "śpiewem". Dzień zmienił się w noc zanim ktokolwiek mógłby się zorientować. Dziewczyna ponownie się rozejrzała. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo nadążała zauważyć jedną różnice nim pojawiała się następna. Gdzieś między tymi wysokimi trawami zobaczyła coś żółtego, po prostu kątem oka dostrzegła ten kolor przemykający pomiędzy roślinnością. Nim zdążyła się odwrócić poczuła dotyk na swoim grzbiecie. Przerażona pisnęła, odskoczyła do przodu i zamachnęła się łapą do tyłu nawet nie wiedząc w co celuje. Jednakże coś trafiła....

Wtedy otworzyła oczy i wciąż przerażona rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym była. To był pokój Nataniela, ten sam w którym zasnęła poprzedniego wieczoru. A przed sobą zobaczyła poranioną dłoń. Ja przepraszam - pomyślała patrząc w oczy Natanielowi i wycofała się pod ścianę. Skuliła się w koncie pokoju głośno oddychając. Nie wiedziała co się dzieje, choć po chwili uświadomiła sobie, że to był tylko sen. Dziwny, straszny i bardzo realistyczny sen...

Po chwili wróciła wzrokiem na chłopaka. Nataniel siedział już na łóżku obserwując z niepokojem kotkę i czasem patrząc na swoją rękę. Niby tylko mały kot go drapną, ale rana była dość głęboka i nie chciała się goić. Chłopak wstał i poszedł do łazienki przemyć dłoń. Po tym rana zasklepia się prawie natychmiastowo. Kiedy wrócił - kotka siedziała przy drzwiach wejściowych delikatnie w nie drapiąc.

- Na dobre cię wystraszyłem - powiedział zmartwionym i nie co przygnębionym tonem otwierając drzwi.

Kotka otarła się szybko o jego nogę i wybiegła. Robię mu krzywdę nawet przez sen - pomyślała zbiegając po schodach na sam parter. Na szczęście, albo i nieszczęście, w salonie nikogo nie było co oznaczało dwie rzeczy - jak na razie jest sama i jak na razie nikt jej na dwór nie wypuści. A okna wszystkie były zamknięte. Super - stwierdziła ironicznie po podejściu do każdej szyby i w końcu usiadła na sofie, zwijając się w kulkę. Nie zasnęła. Po prostu leżała pogrążona we własnych myślach licząc na to, że wszystko się ułoży za jakiś czas. A przynajmniej jak już odnajdzie tego mordercę...

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz