Rozdział 8

2.4K 78 6
                                    

Zadzwonił dzwonek, który mógł oznaczać tylko jedno - koniec lekcji na dziś. Leona zebrała swoje rzeczy, wrzuciła je do torby i wyszła.

- Już uciekasz? - złapał ją ktoś za ramię kiedy schodziła ze schodów kierując się do szklanych drzwi wejściowych.

Głos rozpoznała od razu, więc szybko się obróciła, aby spojrzeć na Dariusa. Prócz niego była już też cała reszta.

- Umówiliśmy się, że idziesz do nas - powiedziała udając obrażoną Rose.

To wydało się dziwne, a jednocześnie śmieszne Leonie. Niby znali się ledwo dwa dni i to z takimi normalnymi stosunkami zamiast ciągłego dokuczania, a ta już umiała udawać obrażoną jak jakaś stara, dobra znajoma.

- Pamiętam - odparła dziewczyna spokojnie. - Tylko myślałam, że to będzie trochę później niż odrazu po szkole - nerwowo złapała koniec swojej koszulki i zaczęła go mnieść.

Choć od zawsze marzyła o przynależności do stada, to teraz była bardzo zestresowana. W jej głowie było mnóstwo pytań i obaw - czy ją polubią, czy przyjmą, czy jest właściwie ubrana, czy wogóle to co się dzieje to prawda?

- Chyba się denerwujesz - stwierdził Max przyglądając się dziewczynie, która dopiero teraz się zorientowała, że prócz miętolenia koszulki przygryza wargę i ma spuszczony wzrok.

- Tak, - odparł podchodząc bliżej dziewczyny Feliks - zdecydowanie jest wystraszona - powiedział pochylając się nad nią.

- No to zaraz to rozbiegamy - zaśmiał się szatyn i pociągnął Leonę za sobą, ku bramie.

Reszta poszła za nimi zupełnie się nie odzywając. Jedynie co jakiś czas Rose kazała zwolnić chłopakowi prowadzącemu, bo nie chciało jej się tak szybko iść skoro miała zaraz biegać.

Z głównej ścieżki prowadzącej przez las do miasta nagle weszli między drzewa. Idąc wąską drużką, wygladającą na częściej używaną przez zwierzęta niż ludzi, doszli do malutkiej polany. Dopiero wtedy Darius puścił ją. Pozostała czwórka stanęła także przed Leoną.

- Zmieniaj się pierwsza - powiedziała Rose patrząc wyczekująco na dziewczynę

- Z ciekawości: czemu? - spojrzała przelotnie na wszystkich ludzi, ale początkowo nie dostała odpowiedzi.

Po ich minach dało się zauważyć, że teraz rozmawiają.

- No dobra - westchnął Max odzywając się pierwszy. - Wczoraj na naszym terenie znaleźliśmy ślady banitów i zastanawialiśmy się czy to może nie byłaś ty.

Znów spojrzeli na nią wyczekująco, ale Leona tylko resztkami sił powstrzymywała uśmiech, który tak bardzo chciał wstąpić na jej twarz. Wspomnienie wczorajszego wypadku i ich pytanie rozbudziło w dziewczynie strach, ale i dziwne uczucie radości. Nie wiedziała czego ma się spodziewać po betach jak już się dowiedzą prawdy.

- A wy należycie do watahy Złotej Nocy - bardziej stwierdziła niż zapytała robiąc krok do tyłu.

Szatyn pokiwał twierdząco głową.

Chyba nie ma wyjścia - stwierdziła Leona dając ręce za siebie i ściągając bransoletę. Zaraz potem jej zapach rozniósł się na kilka metrów wokół. Nieuniknionym było wyczucie tego przez bety.

- To twoja woń - spytała Rose, choć jej ton wskazywał bardziej na to, że i tak już wie. Leona nie zrobiła nic, prócz kolejnego kroku do tyłu. Wtedy i Rose zaczęła do niej podchodzić. - Czemu tam byłaś? - to pytanie zadała spokojnie, jakby z nutą ciekawości co nawet Leonę zdziwiło. Raczej spodziewała się rosnącej agresji.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz