Rozdział 47

628 36 4
                                    

- Może jednak to przerwiemy?

- Nie...

- Ale chyba już trzeba.

- Znudziło ci się?

- No trochę...

- Tak!? Jak mnie się znudziło dziesięć minut temu to nie mogłam ich zatrzymać.

- Przepraszam, ale wtedy jeszcze było fajnie.

- A teraz nie jest?

Po pytaniu białowłosej znów zerknął na gadające ze sobą i śmiejące się dwie dziewczyny, które wciąż biły leżącego na podłodze szatyna poduszkami, choć teraz to już właściwe tylko machały nimi delikatnie.

- Jakoś za spokojnie to robią...

Leona prychnęła w odpowiedzi. Jak ona chciała przerwać to nie mogła, ale jak Alfa już chce to wręcz trzeba.

Niechętnie wstała, choć wynikało to z ogólnego zmęczenia niż znudzenia, i podeszła do dziewczyn. Szturchnęła obie, aby w końcu zauważyły ją.

- Czy teraz już możemy pogadać? - uśmiechnęła się do nich.

Wtedy przerwały. Mia patrzyła rozbawiona na nią, wciąż będąc pod wpływem wielu emocji, a Lydia wyglądała na już uspokojoną. Blondynka powoli wstała i odłożyła poduszkę na sofę, a także zrobiła to samo z poduszką Mii. Niebieskowłosa chwilę jeszcze siedziała na ziemi, aż w końcu rónież wstała i usiadła na sofie, obok Lydii. Leona także usiadła, ale obok swojego mate.

- Sorry za nasze zachowanie - zaczęła blondynka patrząc na trójkę z watahy Złotej nocy. - Po prostu przez tego palanta miałyśmy ostatnio dość ciężkie dni i musiałyśmy się trochę wyżyć, nie? - szturchnęła delikatnie Mię, która potwierdziła wszystko ruchem głowy.

- Rozumiemy - odparła Jessi wzruszając ramionami. - Też czasem potrzebuje się wyżyć za niepotrzebne nerwy.

- Na pewno... - uśmiechnęła się Mia, po czym zwróciła się do bruneta. - Wątpię, że przyszliście tylko po to, aby go odprowadzić. Więc o co chodzi?

- Powiedzmy, że on - wskazał na Astora - robi za taką kartę przetargową.

- Ale mnie dziś wszyscy kochają... Jestem taki ważny... - wzdychał szatyn, będąc myślami w zupełnie innym miejscu, i nawet nie raczył się podnieść z podłogi.

- Ty siedź cicho, bo jeszcze stracisz na wartości - Lydia kopnęła brata w nogę, a ten się uciszył. - To jaka jest propozycja?

Brunet zerknął na Leonę, ale dziewczyna tylko kiwnęła głową by mówił.

- Więc chcielibyśmy abyście dołączyli do naszej watahy - spokojnie powiedział czekając na wyraźną reakcję.

Ale odpowiedź zaskoczyła ich wszystkich.

- Zgoda - powiedział natychmiast Astor i usiadł, wciąż opierając się rękami o podłogę. - Będzie super ciekawie - zaśmiał się.

Leona spojrzała tak samo zaskoczona jak wszyscy na szatyna. Nikt nie wiedział co teraz powiedzieć, bo raczej spodziewali się dłuższego przekonywania niż natychmiastowej zgody.

- Co!? Nie masz prawa decydować... - podniosła głos Lydia.

- Mogę, mogę - machnął ręką na siostrę. - Tymczasowy przywódca i tak nie ma poparcia, a mnie to wszyscy lubią i, w przeciwieństwie do was, szanują mnie.

- Polemizowała bym - westchnęła Lydia krzyżując ręce na piersi. - Skoroś taki chętny do współpracy z tymi co nas pozbawili domu to idź to ogłoś reszcie.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz