Rozdział 39

965 50 7
                                    

- Mogłeś wejść ciszej - szepnęła Leona kiedy brunet zaczął się do niej przytulać.

Nie spała od kilku minut, bo chłopak nie był łaskaw uszanować nocnej ciszy i, zupełnym przypadkiem, trzasnął drzwiami wchodząc. Potem zaraz położył się obok dziewczyny, już bez koszulki i spodni, i zaczął ją tulić. Oczywiście w ten sposób już całkowicie ją obudził.

- Przestań... - warknęła. - Jestem zmęczona.

- Dzieci aż tak dały ci popalić?

- Nie - odparła spokojnie, choć z nutą radości. - Po prostu zajmowanie się nimi jest męczące, ale one nie. To porządne dzieciaki.

- Skoro tak mówisz - pocałował ją w szyję i w końcu oparł głowę na poduszce. - Dobranoc.

- Miłych snów - odpowiedziała.

Tym razem od razu obróciła się do niego twarzą i sama wtuliła w chłopaka, na co usłyszała jego pomruk zadowolenia.

Reszta nocy była bardzo spokojna... Podobnie jak kilka kolejnych dni, które raczej spędzali osobno.

Nataniel prawie cały czas siedział w gabinecie - od rana do wieczora, a czasem dłużej. Spraw, po za papierkową robotą, było znacznie więcej niż sądził i dopiero wdrażał się w ten system. Starał się zrobić trochę rzeczy do przodu, aby móc w późniejszym czasie mieć więcej wolnego dla swojej mate, ale było to ciężkie. Także nie mógł liczyć na pomoc na razie, bo Luna się tym nie zajmuje chyba, że Alfa nie jest w stanie, a do wybrania sobie głównego bety musiał poczekać dwa tygodnie. To był taki próbny okres na Alfę.

Przez te dni Leona starała się ogarnąć wszystkie zadania jakie do niej należały i poznać jak najwięcej osób, co szło całkiem sprawnie. Wataha liczyła trochę ponad stu członków, w tym niecała połowa to były bety. Dziewczyna często się zastanawiała jak oni mieszczą się w tym głównym domu. Nie wydawał się po prostu taki wielki.

W końcu wypracowała u siebie plan dnia, prawie idealny - od rana do obiadu pilnowała porządku w stadzie i wydawała polecenia, a później siedziała tylko z dzieciakami. A na wieczór wracała do pustego pokoju, gdyż Nataniel rzadko kiedy kończył przed północą. Stało się to jej codzienną rutyną, z której nie narzekała, choć czasem irytował ją fakt, że pomóc Natanielowi nie może, ale w sumie nic o tych sprawach nie wiedziała, więc jej "pomoc" mogłaby spowodować jedynie dodatkową robotę.

Zwykle do południa spędzała czas pośród dorosłych, z którymi starała się rozmawiać, ale jej pozycja okazała się kłopotliwa. Lunę szanowano, ale rzadko kiedy ktoś zwracał się do niej z prośbą. Po prostu w zwykłych czynnościach pomagać nie mogła, bo "pani jest Luną", a że nic się nie działo i wszyscy byli wiecznie jednak zajęci swoimi obowiązkami - ona się nudziła. Na szczęście w każde popołudnie dobrze bawiła się z dziećmi, które okazywały swą łaskawość poprzez dobre zachowanie i nie powiedziały nikomu o jej tajemnicy.

***

- A potrafi Luna coś jeszcze prócz zmiany w kota i ptaka? - spytał jeden z dzieciaków kiedy akurat byli na spacerze.

Siedzieli na polanie, bo w końcu ile można być zamkniętym w czterech ścianach. Nic dziwnego, że dzieci tak rozrabiały. Nawet Leonie znudziło się to pomieszczenie po kilku dniach i tym razem zdecydowała się na zajęcia w terenie.

Mimo późnej jesieni, bo w końcu październik bardzo powoli się kończył, było dość ciepło, a pogoda dopisywała - świeciło słońce, choć niebo było trochę zachmurzone.

Na pytanie chłopaczka tylko się uśmiechnęła i kątem oka zauważyła jak Nori się śmieje.

- Może umiem, a może nie... - odparła tajemniczo, delikatnie się przy tym uśmiechając.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz