Rozdział 48

611 38 1
                                    

Zbliżał się wieczór kiedy trzy wilki wracały do siebie. Czarna wilczyca szła żwawym krokiem obok swojego mate raz po raz czując jego ogon na swoim. Co chwila jej dotykał, a czasem nawet się o nią ocierał całym bokiem. Dziewczyna udawała, że tego nie zauważa, a tak naprawdę głowiła się nad tym co go tak nagle naszło na taką bliskość.

Jessica, która szła przed nimi, także starała się nie zwracać na to uwagi. Wracała do domu po udanej rozmowie, z której jasno wynikało - banici dołączą do watahy, choć pod dwoma warunkami, ale one były akurat łatwe do spełnienia. W końcu przyspieszyła kroku i zniknęła za kolejnymi drzewami pozostawiając dwójkę samych.

Wilczyca starała się nie co odsunąć od Nataniela kiedy ten zaczął ją lizać przy uchu. Nie mogła zaprzeczyć, że było to przyjemne, ale jednocześnie bardzo dziwne. Zaczęła czuć się nieswojo. Zrobiła dwa kroki w bok i wilk przestał jej dosięgać. Usłyszała warknięcie, więc zerknęła na wilka, ale nie zdążyła nic zauważyć, bo czyjeś szczęki zacisnęły się na jej szyi i przewróciły ją. Wylądowała na plecach i nim się zorientowała, Nataniel stanął nad nią cicho warcząc. Szybko jednak przestał i zamiast tego zaczął się o nią ocierać i lizać ją po pyszczku.

~ Co ci dobiło? - starała się go odepchnąć łapami, ale wilk ani drgnął.

Znów warczał przez chwilę. Leona patrzyła na niego nie wiedząc co teraz zrobić. Niekontrolowanie zadrżała widząc jak Nataniel raz za razem przejeżdża wzrokiem po niej całej. W jej oczach stanęły łzy. Początkowo nie wiedziała dlaczego zbiera jej się na płacz, ani skąd aż taki strach, jednak po chwili pewna sytuacja dała o sobie znać. Szpital. Nieświadomie zaczęła widzieć w Natanielu swojego niedoszłego gwałciciela. Już wiedziała, że tym razem brunet jej nie uratuje. Jego ogon latał jak szalony na boki za każdym razem kiedy ją polizał. Nagle jego pysk znalazł się przy tylnych łapach Leony. Tego było dla niej za wiele. Chłopak przeginał. Po jej pyszczku spłynęły pierwsze łzy. Czuła swoją słabość, ale udało jej się otrząsnąć.

~ Przestań! - krzyknęła kiedy liznął ją przy ogonie.

Zero reakcji. Znów na niego zerknęła warcząc, a kiedy nie zareagował ponownie, kopnęła go w pysk. Wilk natychmiast się odsunął. Szybko się podniosła nie przestając powarkiwać. Położyła po sobie uszy i podwinęła ogon, po czym odsunęła się kilka kroków.

~ Co z tobą...?

Przerwała zauważając coś co powinna dostrzec już na początku - kolor jego oczu. Ten błyszczący fiolet. Cholerna więź i cholerna pełnia - zirytowała się. Nataniel po prostu nad sobą nie panował. Może dlatego nie chciał się przemieniać... - zaczęła się zastanawiać. To musiało być to. Szybko sobie przypomniała jak chłopak protestował kiedy zaproponowała powrót jako wilki, by było szybciej. Nie zgadzał się, choć nie podawał żadnego powodu, więc stanęło na tym, że wracają jako wilki. Skoro wiedział to mógł powiedzieć... - westchnęła.

~ Nataniel, uspokój się! - krzyknęła, ale nie zareagował.

Po chwili jednak wilk wyprostował się i przestał machać ogonem, ale patrzył na nią jak na zwierzynę. Zrobił kilka kroków w jej stronę. Znów warknęła ustawiając się w obronnej pozycji i szczerząc kły. Nie widziała już innego wyjścia jak walki i pokazania po prostu, że nie chce. Jego wilk musiał to w końcu zrozumieć, a Nataniel musiał w końcu znów nad sobą zapanować.

~ Proszę, zapanuj nad sobą...

Wilk nastawił uszu, ale był to jedyny znak, że w ogóle usłyszał prośbę. Nie zatrzymał się.

~ Nie to nie - warknęła.

Skoczyła na niego nim ten zdążył się jeszcze bardziej zbliżyć. Natychmiastowo go przewróciła jednak nie na długo. Wilk zamachnął się łapami i zrzucił z siebie dziewczynę, która wylądowała obok niego. Szybko się podniosła, podobnie jak on, i znów skoczyła. Tym razem była przygotowana na jego zamachnięcie się łapami i odsunęła się nie co, by jej nie sięgnął. Przycisnęła go dwoma łapami za szyję, a tylną oparła na jego brzuchu, by nie mógł się zbytnio ruszyć. Głośno zawarczała kładąc znów uszy. Nie podziałało. Jak nastrszyć takiego wilka? - starała się jak najszybciej coś wymyślić, ale nic nie przyszło jej do głowy.

~ Zostajesz tutaj - warknęła i dla pokazania swojej wyższości kłapnęła dwa razy szczękami przy jego pysku.

Wilk nieznacznie okazał swoje poddanie, ale nie wydawał się zupełnie zrezygnowany.

Leona przewróciła oczami, po czym szybko go puściła i jeszcze szybciej zaczęła biec w stronę terenu watahy. Nie było sensu dalej usiłować powstrzymać wilka poprzez walkę. Nawet gdyby miałoby to coś dać to musiałaby go poranić, a tego nie chciała.

Wilk powoli się podniósł patrząc na uciekającą partnerkę ze zdziwieniem. Chciał za nią ruszyć, ale coś mu nie pozwoliło. Machnął dwa razy łbem, a po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nataniel znów zapanował nad swoim wilczym instynktem.

~ Co ja narobiłem... - usiadł z opuszczoną głową i cicho zaskomlał. - Jestem debilem.

***

Leona dobiegła do osady w rekordowym tempie, a przynajmniej tak się jej zdawało. Nie była pewna czy zostawianie Nataniela samego było dobrą decyzją, ale przynajmniej nie musiała już martwić się o siebie. Co innego, że była teraz dość zdenerwowana i już myślała gdzie się ukryć na resztę nocy.

Przed willą zauważyła Jessicę, która właśnie rozmawiała z trzema betami. Leona nie zbyt znała Garego, Ernesta i Rachel - rzadko z nimi rozmawiała, a właściwie to rzadko z kimkolwiek rozmawiała. Jakoś nie miała jeszcze okazji poznać wszystkich nie co bliżej niż tylko z imienia, a trochę czasu już była tą Luną.

Przemieniła się i podeszła do bet.

- Dzień dobry, Luno - skłonił się Gary, który pierwszy ją zauważył.

Dziewczyna nie zdążyła się nawet odezwać nim poleciały dwa pytania od blondynki.

- Gdzieś podziała mojego brata? - zaśmiała się zerkając za dziewczynę, po czym poważniejszym tonem dodała: - I czemu jesteś przygnębiona?

Leona spuściła wzrok i przez chwilę tylko stała, w zupełnie ciszy.

- Małe problemy po drodze... - odezwała się w końcu i nie zważając na kolejne pytania weszła do willi.

W trybie natychmiastowym wbiegła po schodach, nie zwracając uwagi na nikogo, i weszła do pokoju. Zamknęła drzwi i usiadła pod nimi starając się uspokoić oddech. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w swoim pokoju, pokoju Luny. Więź mu do głowy uderzyła... I to prawie trzy dni przed pełnią - westchnęła opierając głowę o kolona. Ale nie czuła się źle z jego powodu, a przez siebie. Po prostu nie potrafiła w tamtym momencie - kiedy ocierał się o nią i nie zwracał na jej słowa uwagi - widzieć w nim nikogo innego jak Quentina. To ją bolało najbardziej. Właśnie wtedy gdy myślała, że to się na niej nie odbiło. Że się nie zmieniła. Okazało się to być tylko kłamstwem, którego nie była świadoma, aż do teraz.

Kilka łez pociekło jej po policzkach z bezsilności. Odchyliła głowę i oparła nią o drzwi cicho wciąż szlochając. Pełnia była za dwa dni, a ona już teraz zupełnie stchórzyła. Czuła się słaba i winna. Chyba jednak wyjazd będzie dobrym pomysłem...

Po kilku minutach wstała i zdecydowała się jednak położyć w łóżku zamiast spać pod drzwiami. Mimo wszystko zdecydowała się zamknąć drzwi na klucz. Przebrała się i położyła, jeszcze chwilę zastanawiając nad najbliższymi dwoma dniami. Ale jednego była już pewna - wyjeżdża przed pełnią.

***
Wieczorem (lub dopiero w sobotę) pojawi się jeszcze jeden rozdział, a po nim już finałowy w niedzielę ;)

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz