Rozdział 38

906 46 29
                                    

- Czyli w skrócie mam zajmować się dziećmi, wydawać polecenia służbie i pilnować ogólnego porządku, a jeśli mam problem to wzywam Alfę - stwierdziła robiąc przy tym trochę krzywą minę.

Po przeczytaniu stu stron tego jak być Luną miała dość. Była zmęczona ilością przyswojonych informacji, które koniec końców można było podsumować jednym zdaniem, gdyż praktycznie co stronę powtarzano to samo, tylko w trochę inny sposób.

- No w sumie to tak...

- A ty masz szkolić wojowników i zajmować się "pozostałymi" sprawami - dopowiedziała i spojrzała nie co znudzonym wzrokiem na Nataniela.

- No tak...

Chłopak kilka godzin wcześniej podał dziewczynie "podręcznik", aby go przeczytała, bo sam nie miał czasu opowiedzieć wszystkiego. Miał do nadrobienia mnóstwo papierkowej roboty i wolał tego przekładać na później. Leona oczywiście zrobiła o co poprosił i dość szybko zapamiętała rzeczy najważniejsze, choć trochę upierdliwie jej się to wszystko czytało. W końcu ile razy można było przeczytać to samo zdanie czy cały wers powtarzający się co stronę. Właściwie to też spodziewała się czegoś innego, jakby bardziej odpowiedzialnych zadań, ale niczego konkretnego. Po paru minutach namysłu doszła do wniosku, że bycie Luną nie jest aż tak trudne. Tylko zyskanie sympatii stada... Wydawało jej się, że już je ma. Ale czy na pewno?

- Obiad jest za parę minut - powiedziała dziewczyna patrząc na zegarek, który wskazywał prawie trzecią.

- Wtedy zrobimy sobie przerwę - powiedział nie podnosząc wzroku znad papierów.

- Raczej odpoczniemy od nudy...

- Nie narzekaj.

- Nie narzekam. Tylko stwierdzam fakty.

Nataniel westchnął pod nosem.

- Dobra. Po obiedzie spróbuję się wczuć w rolę przywódczyni - powiedziała wstając.

- Potem mi powiesz jak ci poszło - zaśmiał się, po raz pierwszy odkąd tu byli.

Leona cicho westchnęła, po czym  uśmiechnięta skierowała się do drzwi.

- Na pewno będzie dobrze - i wyszła.

W salonie siedziało kilka bet, w tym grupa Rose. Ale pozostałych czterech osób dziewczyna nie rozpoznała, przynajmniej na początku. Po chwili jednak doszła do wniosku, że nie kojarzy tylko jednej osoby, bo pozostałe trzy to byli Ernest, Rachel i Gary.

- Witaj Luno - powiedziała Rachel kłaniając się i pozostali zrobili to samo.

- Em... Hej - odpowiedziała nie wiedząc jak się przywitać. Czy jako Luna powinna zwracać się do nich oficjalnie, tak jak oni do niej? Czy też może sobie pozwolić na zwyczajne powitania i pożegnania? Zdecydowanie będzie musiała dopytać o to Nataniela.

Po chwili przysiadła obok bet.

- Mogłaś nam powiedzieć, że jesteś Luną - pożaliła się Rose.

- A my mogliśmy się domyślić tego skoro jest mate Nataniela - stwierdził Robert.

- Wiesz co... - westchnęła Rose patrząc na chłopaka przymrużonymi oczami i krzywo się uśmiechając. - Nie umiesz się bawić.

- Jak jej przypadkiem nie okażesz szacunku to Nataniel tobą się zajmie. Nami pewnie też - powiedział Max.

- Ja tam nie rozumiem problemu z Natanielem - wzruszyła ramionami Rachel. - Jest dziwny, ale bez przesady.

- Mów za siebie. On po prostu dziewczyny bierze... - przerwał zauważając kątem oka jak Leona podejrzanie na niego zerka, więc szybko się poprawił. - A raczej brał, do zabawy, a na facetach się wyżywa... - odparł Ernest wstając z kanapy. - Gary coś o tym wie... A teraz Alfa sobie siedzi w tym gabinecie i pewnie wszystkiego słucha - zadrżał mówiąc to.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz