Rozdział 44

727 40 8
                                    

Cóż, rozmowa z dziećmi okazała się trudniejsza niż przypuszczała. Nie potrafiły zrozumieć, a raczej przyjąć do wiadomości, że nie wszystko da się zrobić w jeden dzień. A niestety tylko tyle czasu minęło od porwania. Również przywiązanie dzieci do swoich rówieśników okazało się znacznie większe niż możnaby przypuszczać. Dbały o siebie nawzajem - najstarsi zajmowali się najmłodszymi, najsłabsi mieli pomoc od najsilniejszych. Leona już nie raz tego typu zależności zauważała pośród podopiecznych, ale nie sądziła, że mogą być wszyscy tak blisko siebie. Byli praktycznie jak wielka rodzina, tylko, że złożona z młodych osób.

- Musicie po prostu jeszcze trochę poczekać - mówiła. - Alfa znajdzie rozwiązanie.

- Ale pani Luna obiecała - zawołała Felicja tupiąc nogą.

Była jedną z najbardziej rozgadanych dzieci, więc i teraz nie mogła być cicho. Wciąż robiła zdenerwowaną minę, choć jej złote oczy nie raz pokazywały zupełnie inne emocje. No, ale przecież sześciolatce nie wytłumaczysz.

- Tak, wiem - odparła Leona. - I słowa dotrzymam, ale nie mogę zrobić jeszcze nic. Jest za wcześnie - powiedziała. - Dwa dni musicie poczekać i wtedy czegoś spróbuję jeśli nic się nie zmieni.

Dzieci znów spojrzały po sobie, ale tym razem wydawały się nawet zadowolone.

- Dziękujemy - powiedziała radośnie jakaś blondyneczka, a inni jej zawtórowali.

Zaraz po tym dzieci się rozbiegły po sali - najmłodsi doskoczyli do klocków, a najstarsi stanęli w kącie by porozmawiać. Każdy chciał trochę odreagować. Hałas zrobił się niemiłosierny, ale ciężko było mu teraz zaradzić. To będzie długie popołudnie - westchnęła wstając i zaczęła, a raczej starała się, jak najlepiej przypilnować bawiących się.

***

- Nie dały ci dziś szans? - zaśmiał się brunet kładąc obok Leony.

Dziewczyna cicho westchnęła.

- Jestem wykończona...

- Widzę właśnie - zaśmiał się, po czym złożył delikatnego całusa na policzku swojej mate. - Słyszałem też, że związały opiekunki zanim przyszłaś.

- Tak było, ale już... Wszystko wyjaśniłam... Nie przejmuj s... - zasnęła nim zdążyła dokończyć zdanie.

Po takim popołudniu nie było to raczej dziwne. Po "rozmowie", a raczej bezsensownym gadaniu do dzieci, trzeba było ich pilnować. Dziś miały wystarczająco energii by dziewczynę na dobre zmęczyć.

Białowłosa obudziła się zanim wstało słońce. Sama była z tego dość zdziwiona, gdyż zwykle po tak męczących dniach jak poprzedni potrafiła spać prawie do obiadu.

Powoli wstała i zerknęła za siebie, a na jej twarzy zagościł nikły uśmiech. Brunet jeszcze spał trzymając jedną rękę za głową, a drugą miał na biodrze dziewczyny.

- Musimy pogadać... - szturchnęła go od razu wstając, ale nie podziałało.

Przewróciła oczami kiedy chłopak zaczął mamrotać coś pod nosem, a ona wciąż starała się go obudzić. W końcu nie wytrzymała i po prostu zrzuciła go z łóżka. Naprawdę po pięciu minutach nieustannego usiłowania obudzenia go można było mieć dość.

Spotkanie z podłogą było na tyle nieprzyjemne, że Nataniel był łaskaw w końcu się obudzić. Szybko się podniósł, jęcząc jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem, i się rozejrzał jakby miał problem ze zrozumieniem sytuacji. Kiedy napotkał wzrok dziewczyny, która siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi rękami i zażenowaną miną, poczuł dziwny chłód. Coś zrobiłem? - zaczął się zastanawiać.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz