Rozdział 42

761 36 5
                                    

- Jak mogłeś... - spojrzała z politowaniem na chłopaka - tutaj zasnąć...

Zaczęła się niekontrolowanie, ale dość cicho śmiać patrząc na Nataniela. Brunet siedział odchylony na krześle, z głową położoną na oparciu i spokojnie chrapał. Jego ręce wisiały bezwładnie po obu stronach podłokietników krzesła, a nogi miał zarzucone na biurko.

Dziewczyna powoli podeszła do niego i spojrzała na jego twarz. Zmęczenie oraz spokój - tylko to było teraz na niej widać. Parę niesfornych kosmyków czarnych włosów opadało mu na czoło przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo, a żółtawe światło lampki biurowej idealne podkreślało rysy jego pięknej twarzy. Leona, uspokój się - westchnęła na siebie i na chwilę odwróciła wzrok od chłopaka. Kiedy jednak znów na niego spojrzała... Zaczerwieniła się spuszczając wzrok. Nataniel nie spał i delikatnie się uśmiechał.

- Długo tu siedzisz... - zapytał cicho, choć przypominało to bardziej stwierdzenie, i wstał natychmiast nachylając się do dziewczyny siedzącej na biurku.

Leona jeszcze bardziej opuściła głowę czując jak jej policzki zaczynają wręcz palić. Zwykle tak nie reagowała na niego.

Wtedy chłopak oparł rękę na jej policzku i skierował jej twarz do góry, na siebie. Ich oczy się spotkały, a w nich zatańczyły srebrne iskierki. Przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny, delikatny dreszcz, który nie umknął uwadze czarnowłosego. Na twarzy chłopaka pojawił się większy uśmiech, jakby zwycięzcy. Ona zmrużyła na to lekko oczy. Brunet przejechał kciukiem po ustach dziewczyny, która niekontrolowanie je rozchyliła, a ten natychmiast się w nie wpił. Białowłosa została wręcz zaatakowana tym pocałunkiem, ale nie przeszkadzało jej to. Od czasu poznania może dwa albo trzy razy pokazali sobie jakieś głębsze uczucia. Zwykle byli tak pochłonięci nowymi obowiązkami, że spotykali się jedynie późnymi wieczorami, bo o poranku Leona budziła się już sama albo tylko po to, aby zobaczyć jak chłopak wychodzi.

Nataniel objął ją w pasie i popchnął do tyłu, a dziewczyna przyległa plecami do blatu, nie przerywając nawet na moment pocałunku. Zamknęła oczy, dając się pochłonąć chwili, kiedy chłopak wykonał ruch. Jego dłonie zaczęły jeździć najpierw po jej szyi, potem obojczykach, barkach i przez resztę ciała do bioder. A każde przesunięcie dłoni powodowało u dziewczyny dreszcz zadowolenia i podniecenia na co Nataniel był bardzo czuły w tamtej chwili. Na moment odsunął się i spojrzał jej w oczy. Różnokolorowe tęczówki białowłosej nie wskazywały na pewność siebie, ale w żaden sposób też nie zakazywały niczego. Przynajmniej na razie. A on chciał to trochę wykorzystać czując niedosyt ostatnich dni. Wiedział, że do pełni musi wytrzymać, ale w jego głowie pojawiła się wątpliwość - jeśli nie zrobi tego dziś to może później nie będzie okazji, bo dziewczynie się odwidzi wspólna noc? Także jego zwierzęce zapędy i więź mocno w tamtej chwili na niego oddziaływały czego nawet nie był świadom. Ale Leona już wiedziała, że chłopak trochę nad sobą nie panuje, a wszystko zdradzał kolor jego oczu. Brunet nie miał ich złotych... Były fioletowe... Piękne. Hipnotyzujące. Ale także oznaczające, że nie myśli zbyt racjonalnie. Leona nie wiedziała czy musi się pilnować już czy dopiero za moment. Wolała by nie zrobił jej niczego, tym bardziej nie będąc tego do końca świadomym. Ale może brunet w końcu sam się uspokoi?

Moment patrzenia na siebie szybko się skończył, a brunet zaczął całować ją po szczęce i powoli schodził coraz niżej. Zatrzymał się na oznaczeniu, gdzie delikatnie zassał jej gładką skórę pozostawiając w tym miejscu różową malinkę. Potem jeszcze chwilę pieścił językiem i pocałunkami oznaczenie, aż znalazł się na dekolcie. Jego ręce nagle znalazły się pod koszulką dziewczyny, na jej brzuchu. Wtedy Leonie zapaliła się czerwona lampka.

- Wystarczy - odsunęła od siebie jego ręce, a kiedy chłopak zrobił krok w tył, wstała.

Usiadła na brzegu biurka cicho dysząc. Początkowo patrzyła w ziemię, uspokajając się i na nowo zapanowując nad rozgrzanym ciałem. Gdyby nie słaby wpływ więzi na nią, pewnie skończyłoby się to nie co inaczej.

Potem spojrzała na niego. Fioletowe tęczówki błądziły po jej ciele i zatrzymały się w końcu na jej oczach. Chwilę później jego oczy znów przybrały normalny kolor, a on zamrugał i pomachał delikatnie głową na boki, jakby właśnie się obudził. Leona uśmiechnęła się półgębkiem zerkając na bok i znów na niego. Była zadowolona z dwóch powodów. Pierwszym było to, że naprawdę nie bała się tego do czego mogło dojść, a drugim - wiedziała już, że może to przerwać w każdej chwili, bo on mimo wszystko jej słucha.

Zeszła z biurka, poprawiając nie co podwiniętą koszulkę, i dała brunetowi szybkiego buziaka.

- Chodź do pokoju - powiedziała chwytając go za rękę i prowadząc do drzwi.

Nataniel nie odezwał się. Był uśmiechnięty, zadowolony, choć przerwano mu w najgorszym momencie. Jego wzrok jeździł po skórze dziewczyny czego ta była świadoma, ale nie skomentowała tego. To nie była ani jej ani jego wina, że więź aż tak na niego działa. Zresztą i Leona miała świadomość, że ostatnio bardziej jest podatna na abstrakcje, które podpowiada jej więź.

Doszli do sypialni w ciszy, ale nie było to niezręczne milczenie. Po prostu zmęczenie dawało im się we znaki i, choć o tym nie wiedzieli, oboje myśleli tylko o tym, aby jak najszybciej się położyć.

Po wejściu do pokoju Leona od razu padła na łóżko, szczelnie okrywając się kołdrą, a Nataniel postanowił wziąć jeszcze szybki prysznic.

Kilka minut później wrócił do pokoju, już przebrany. Zaśmiał się cicho widząc już śpiącą dziewczynę i jak najostrożniej położył się i ją do siebie przysunął. Wiedział, że była zmęczona i wolał jej jednak przypadkiem nie obudzić. Wściekłej jej jeszcze nie widział, ale wolał też tego jeszcze nie sprawdzać. Twarz schował w białych włosach ukochanej i szybko zasnął.

***

- Alfo - zwrócił się do mężczyzny zwiadowca. - Z watahy Złotej Nocy porwano dwójkę dzieci.

- Koty? - zapytał Alfa wciąż stojąc do wilkołaka tyłem.

- Tak. Jednakże od dwóch dni mają nowego przywódcę. Plan nie zakładał takiej zmiany.

- Już o tym słyszałem. To nic nowego.

- Z różnych pogłosek wynika, że ich  poprzedni przywódca wciąż żyje i chce odzyskać władze.

- Młody wygrał z własnym ojcem, ale go nie zabił? Ciekawe...

- Dwoje naszych stara się dowiedzieć o szczegółach tej sytuacji i o tym co planuje nowy przywódca.

- To dobrze. A jak się trzyma teraz wataha Złotej nocy?

- Wzmożona ostrożność i więcej patroli przy granicach.

- Czyli tak... Ale ich Alfa to jeszcze młodziak bez doświadczenia, a co z Luną?

- Nie wiele wiemy na jej temat, a właściwie to nic nie wiemy. Była banitą i tylko tego jesteśmy pewni. Najprawdopodobniej była córką Hartwood'ów. Jednak może być to już nieaktualne.

Alfa zerknął na wilka ruchem głowy pozwalając mu mówić dalej. Zdecydowanie był ciekaw czemu to ta nic nie znacząca informacja ma być już nieaktualna.

- Niedawno zabito rodzinę Hartwood. Spalono ich dom, a w środku najpewniej była wtedy cała rodzina... wnioskując po śladach. Na razie nie wiemy kto zastąpił Lunę.

- Ach tak? Przyjdź jak będziesz miał kolejne wieści.

- Oczywiście Alfo - skłonił się wilk i wyszedł.

Mężczyzna został sam i wciąż wpatrywał się w księżyc. Z gabinetu miał na niego idealny widok. Jednakże jego myśli zajęte były już planowaniem idealnego ataku, który w końcu pokaże jaka wataha jest najpotężniejszą z okolicznych. Ale podstawą jest osłabienie przywódcy, a na to jest tylko jeden sposób, który możliwe, że sam wprowadził się już w życie.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz