Rozdział 25

1.2K 47 4
                                    

- Czyli jest u nich - powiedziała Mia siadając w końcu przy stole zamiast wciąż chodzić w kółko.

Lydia od ponad godziny powarkiwała pod nosem lub powtarzała, że go wyciągnie choćby miała zginąć, a później osobiście go wypatroszy za głupotę...

Leona przyleciała do nich koło południa i szybko wytłumaczyła sytuację. Liczyła na to, że równie szybko będzie mogła opuścić ich dom, ale zamiast wolnej ręki dostała zaproszenie na obiad i dłuższą rozmowę. Mia również dała jej ubrania, aby nie musiała już chodzić w szpitalnych rzeczach, o których w sumie dziewczyna zdążyła zapomnieć. Od tak dawna nie była człowiekiem.

Oczywiście zaproszenie dziewczyn spotkało się z natychmiastową, choć nie do końca pewną, odmową. Jednak nacisk nie tylko niebieskowłosej, ale i wilczycy zmusiły ją do zgody na obiad. Nie widząc innego wyjścia od trzech godzin rozmawiała z kobietami na różne tematy, choć głównie dominowała sprawa uwięzionego. Właściwie to przez ten czas Leona stała się dość otwarta i bardziej ufna co do ich obu.

W ramach obiadu była zapiekanka. Leona dosłownie rzuciła się na nią. Przez ostatnie dni raczej nie jadła za dużo ani często, więc solidny posiłek był wręcz ratunkiem dla jej żołądka.

- Tak właściwie to miałaś jakiś problem z dostaniem się do więzień? - spytała wilczyca.

Dziewczyna podniosła niepewnie wzrok na swoją rozmówczynię. Nie wiedziała jak odpowiedzieć. Skłamanie wydawało się tak samo beznadziejną opcją jak powiedzenie prawdy. Po chwili namysłu, która nie przyniosła żadnych efektów, zdecydowała się powiedzieć pół prawdę.

- Nie za bardzo. Raczej kot mieścił się w każdej szparze - powiedziała trochę niepewnie.

- To dobrze - uśmiechnęła się.

Mia wymieniła się spojrzeniami z Lydią, po czym wstała i podeszła do białowłosej dając jej coś do ręki.

Był to kawałek szarego materiału poplamiony kroplą krwi.

Leona patrzyła na to przez chwilę i nie wiedziała o co chodzi. Co ja mam z tym zrobić? - zapytała siebie, ale nic sensownego nie przyszło jej do głowy.

- Co to jest? - spytała nie mogąc już dłużej spędzić choć chwili na znalezienie odpowiedzi.

- Mieszkałaś w tym domu co spłoną, prawda? - zapytała Lydia smutno się uśmiechając.

Białowłosa szerzej otworzyła oczy nie wierząc w to co słyszy.

- J-jak to odkryłyście? - wydukała ledwo słyszalnie będąc wciąż mocno zaskoczoną.

Kobiety znów spojrzały na siebie, po czym odezwała się wilczyca:

- Doszłyśmy do tego wniosku po twoim "opowiadaniu". Raczej do tego domu nikt się nie zbliżał, bo państwo Hartwood to dość, jakby to, sławna para wśród wilków i nie tylko.

Białowłosa zdziwiła się tymi słowami.

- Tak? Na pewno niczego nie pomyliłaś?

Nigdy nie słyszała o sławie rodziców i nie była pewna czy w ogóle powinna w coś takiego wierzyć. Jako córka "sławnej pary" chyba jednak powinna być nie co lepiej traktowana w szkole czy poza nią, a jednak jej wszystkie wspomnienia były dość bolesne.

- Tak. Pewnie jesteś ich córką, nie? - na to pytanie Leona kiwnęła zgodnie głową. - No więc to jest coś co znalazłyśmy w twoim domu.

- Kawałek materiału kogoś kogo nie powinno było tam być - dopowiedziała Mia.

- J-jak to... - szepnęła pod nosem zaczynając wąchać materiał.

Krew, spalenizna i... woń wilkołaka. I to nie byle jakiego wilkołaka, bo z watahy Złotej nocy. Ktoś od Nataniela to zrobił!? - to pytanie pojawiło się natychmiastowo w jej głowie, a odpowiedź była tylko jedna - tak. Dziewczyna zaczęła nerwowo chodzić po całym pomieszczeniu wbijając pazury w splamiony materiał i warcząc nie wiadomo na co. Zachowywała się jak opętana.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz