Rozdział 45

640 37 6
                                    

Spacer tego dnia jednak okazał się nie być najgorszym pomysłem. Chłodny wiatr dosłownie rozwiewał wszystkie problemy, przynajmniej dopóki muskał delikatnie skórę i póki dzieci nie dawały o sobie zbytnio znać. Cisza i spokój... Ale nie na długo.

- Gdzie idziemy? - spytała po raz kolejny Sonia.

Dziewczynka od początku drogi powtarzała to pytanie, a odpowiedzi wciąż nie uzyskała. Cóż, Leona wolała na razie nie zdradzać miejsca, do którego ich prowadziła. W końcu udało im się wyrwać od ciągłego obserwowania i wyjątkowo spacer odbywał się bez ochrony delt. Nataniela ciężko było do tego przekonać, ale po porannej rozmowie i kilku późniejszych ostatecznie się zgodził.

- Jesteśmy... No prawie - powiedziała Leona stając za pokaźnymi krzakami jeżyn.

Dzieci też się zatrzymały i zaczęły rozglądać. Prócz wielkich krzaków i wielu drzewa za sobą nie widziały nic.

- A co tu jest takiego? - spytała któraś z dziewczynek na końcu grupy.

Leona tylko się uśmiechnęła pod nosem i rozchyliła krzaki, tak by dzieci spokojnie mogły przejść. Wszystkie zaraz się przez nie przecisnęły, a ich oczom ukazała się polana, a na jej środku rzeka, która chwilę dalej stawała się dwoma wodospadami.

Większość dzieci patrzyła z zachwytem na polanę, tylko Nori się nie przejął, bo w końcu już tu był.

Leona wyszła zaraz za nimi na polanę i poprosiła by usiadły pod lasem. Młodzi wykonali to bez zbędnego gadania, choć początkowo jej nie słuchali będąc zbyt zajętymi podziwianiem. Szybko ich przeliczyła, ale liczba nie zmieniła się od początku drogi.

- Dobrze, słuchajcie - zawołała siadając przed nimi.

Dzieci w końcu się uspokoiły i przestały rozmawiać, choć ich wzrok wciąż błądził po wszystkim wokół.

- Potrenujemy tutaj przemianę - powiedziała. - I tak jak obiecałam, kiedy wszyscy będą już to umieli ja także coś pokażę.

Dzieci nie ukrywały swojej obawy ani zachwytu, jednak kilka z nich szybko się wycofało na same tyły grupy.

- Czy ktoś chce spróbować pierwszy?

Cisza.

Naprawdę nikt... - westchnęła w myślach. Wstała i podeszła na lewo gdzie siedział Nori wraz z Kubą, Samem i Florą.

- Wy to już chyba ogarniacie ten temat, nie? - uśmiechnęła się patrząc na nich.

- Tak - odpowiedział jasnowłosy, czyli Sam.

- No to wy pomożecie innym - stwierdziła. - Chodźcie...

Najstarsza czwórka stanęła z boku.

- Max, Johnny, Amber... I Celine - wymieniła imiona, a spośród dzieci wyszła czwórka. Były to same ośmiolatki. - Potrenujecie z nimi, a reszta ze mną - powiedziała wracając przed pozostałe dzieci.

Tak jak powiedziała najstarsi zajęli się wyznaczonymi osobami i niedługo później wszystko im wytłumaczyli. Zaraz po tym nastąpiły pierwsze próby przemiany, które początkowo nie były zbyt udane. Tylko Amber jakoś to wychodziło, choć był to bardziej przypadek niż celowe działanie.

Leona zerknęła są swoją grupę. Nie była duża. Normalnie miałaby piętnaście osób, ale skoro najstarsi już to umieli i nawet pomagali młodszym to jej zostało jedynie siedem dzieciaków.

- To pierwszy... Filip? - popatrzyła wyczekująco na sześciolatka.

Blondynek spuścił głowę i zrobił krok do tyłu. Bał się.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz