Rozdział 28

1.1K 55 24
                                    

Rozmyślania nad problemem, a raczej jakimkolwiek sposobem wykrycia zabójcy przerwał jej znajomy, chłopięcy głos. Nori? - zdziwiła się słysząc jak dwie osoby schodząc bardzo cicho rozmawiają o... Nocnym wypadzie?

- ... Naprawdę - mówił trochę zirytowany, raz za razem patrząc w sufit kiedy tylko dziewczyna robiła niedowierzającą minę. - Przecież cały czas ci to powtarzam. To ona mnie nauczyła.

Usiedli na drugiej kanapie nawet nie zwracając uwagi na dodatkowego słuchacza.

- Ale jak to? - pytała dziewczyna o krótkich, spiętych w kucyka, jasnych włosach i bardzo jasnych, delikatnie różowych oczach.

Kiedy Leona tak patrzyła na nią coraz bardziej utwierdzała się w fakcie, że jest ona bardzo urocza. Przynajmniej z wyglądu.

- Tak po prostu - odparł chłopak wzruszając od niechcenia ramionami. - Nie do końca wiem jak, ale ona tam była zaraz po mnie. Nie wiem kim jest i obiecałem nikomu o niej nie mówić...

- Ale mi powiedziałeś - przerwała mu patrząc na niego oskarżycielskim wzrokiem.

- Tobie jakoś ufam. Mam wrażenie, że jakby ktoś jeszcze dowiedział się o mojej tajemnicy to... Ech... Pewnie by mnie wyrzucili - jakby załamany tą wizją spuścił głowę wpatrując się w ziemię wystraszonym wzrokiem.

- Nikt by cię nie wyrzucił - poklepała go po plecach w geście pocieszenia. - Według mnie to takie latanie jest nawet fajne - uśmiechnęła się.

- Tak... To było fajne - rozmarzył się patrząc gdzieś przed siebie, po czym jego wzrok wylądował na kotce, która się im uważnie przyglądała. - Dzieciaki już ją nazwały - powiedział do różowookiej.

Dziewczyna spojrzała na kotkę, a Leona poczuła się jakoś dziwnie. Nigdy nie lubiła być w centrum zainteresowania, bo raczej nigdy nie wróżyło to nic dobrego. Teraz, kiedy tak wzrok dzieci był utkwiony w jej osobie, także nie czuła się komfortowo i kilka wspomnień ze szkoły szybko przeleciały jej przez umysł. Leona potrząsnęła głową spuszczając wzrok i szybko zeskoczyła z kanapy, truchtem kierując się na schody i później do kuchni. Będąc już w odpowiednim pomieszczeniu zdecydowała się coś zjeść. Głód doskwierał jej od poprzedniego wieczoru, ale przez brak możliwości wyjścia nie miała jak zapolować. Podeszła do lodówki, od której było czuć mnóstwo zachęcających zapachów. Jak ją otworzyć? - rozejrzała się. Po chwili wskoczyła na blat kuchenny, obok lodówki, i zaczęła drapać w metalowe drzwi. Tylko nikogo nie było, więc nikt nie mógł jej ich otworzyć. To kocie wcielenie chyba nie było zbyt dobrym pomysłem - stwierdziła zeskakując na ziemię. - No i oni się raczej zwierzakami zajmować nie umią.  Nim zrobiła dwa kroki coś głośnego rozbrzmiało za nią. Wystraszona podskoczyła najeżając się i pobiegła do przodu cicho miaucząc ze strachu, i na coś wpadła. A raczej na kogoś. Czyjeś dłonie delikatnie zacisnęły się na jej bokach, a po chwili Leona znalazła się na ramieniu tej osoby. Co jest? - obróciła głowę zerkając na twarz tej osoby. Zielone oczy, ciemne rzęsy i brwi, zgrabny nos, jasna karnacja... Jessica - stwierdziła natychmiast. - Możesz mnie puścić? - machała ogonem zirytowana. Nie lubiła noszenia.

Jessica przeszła przez cały korytarz nie spotykając nikogo po drodze i weszła na kolejne piętro cały czas trzymając dachowca. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami do pokoju Nataniela. Ja tam nie chce - zaczęła się szarpać, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że nie dość, iż nikt jej nie słyszy, to jeszcze zachowuje się jak małe dziecko. No, ale przynajmniej była w ciele kota i odczuwała nieco mniejszy wstyd wywołany swoim zachowaniem.

Jessica, nie zwracając uwagi zupełnie na zachowanie kotki, weszła do pokoju.

- Prosiłem żebyś pukała - powiedział na wstępie Nataniel spoglądając na siostrę z miną wyrażającą bynajmniej zdenerwowanie.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz