Rozdział 30

1.1K 56 5
                                    

Nataniel nacisnął klamkę i wszedł do środka, a za nim siostra. O mało się nie wywrócił widząc kto jest w pomieszczeniu. Przy biurku, jak prawie zawsze, siedział Charles, a obok niego Sophie - czyli jego rodzice, ale to dwie pozostałe osoby go zaskoczyły. Na fotelach, przed biurkiem siedzieli Diana i jej ojciec - Artur.

- Dobrze, że jesteś - powiedział Alfa na chwilę wstając i zapraszając ruchem ręki chłopaka do siebie.

Brunet podszedł jak go poproszono, ale wzroku nawet na chwilę nie spuścił z Diany, która z jakąś satysfakcją i dziwnym uśmieszkiem patrzyła na niego. Jej ojciec również wydawał się zadowolony, ale na jego starszej już twarzy jak zawsze była jedynie powaga i tylko ciemne oczy zdradzały nikłe uczucia. Zawsze otwarcie mówił swoje zdanie i nigdy nie ukrywał dumy z tego, że jego córka zostanie Luną. Mężczyzna siedział wyprostowany, ubrany elegancko jakby na rozmowę o pracy, spoglądając kątem oka na zbliżającego się chłopaka.

Nataniel stanął z boku biurka patrząc raz na Alfę, a raz na dziewczynę. Jego siostra w tym czasie przysiadła na kanapie, trochę spięta. Sama też nie wiedziała co Diana i Artur tu robią, choć tylko jedna myśl wciąż rozbrzmiewała jej w umyśle.

- Jak już ci siostra powiedziała - zostajesz Alfą, ale to wiąże się także z dodatkową rzeczą do wykonania na już - mówił poważnie, a Nataniel powoli zaczynał się zatracać w irytacji i rosnącej agresji do Diany. Nigdy jej nie lubił, ale teraz mógł to otwarcie powiedzieć zanim ojciec rzekł by o jedno zdanie za dużo.

- Ona nie będzie Luną - przerwał ojcu podnosząc wysoko głowę i stając wyprostowany. Patrzył na dwoje bet - Dianę i Artura - z góry, a na jego twarzy zagościł uśmiech zwycięscy. Był już wtedy pewny, że cokolwiek się stanie będzie z Leoną. - Mam mate i, jak już wam kiedyś mówiłem, będę tylko z nią - powiedział spokojnie, ale z nutą stanowczości.

Alfa pokręcił głową, po czym spojrzał na chłopaka lekko mrużąc oczy.

- Wiesz przecież, że ona nie...

- Ona żyje! - krzyknęła Jessica zwracając tym uwagę wszystkich na siebie.

Wstała i pewnym krokiem podeszła do biurka posyłając Dianie ostrzegawcze, ale i groźne spojrzenie. Zatrzymała się obok brata delikatnie się do niego uśmiechając i puszczając mu oczko, po czym spojrzała na rodziców.

- Leona żyje i aktualnie śpi w pokoju Nataniela - powiedziała patrząc krzywo na Alfę i Lunę, jakby ta informacja była już wszystkim znana. - Mogę po nią pójść, jeśli trzeba - dopowiedziała krzyżując ręce na piersi i kątem oka zerkając na Dianę, podobnie jak jej brat.

Brązowowłosa zrobiła się czerwona na twarzy i wyglądała na wściekłą. Wstała, prawie wywracając w efekcie fotel, i zaczęła krzyczeć jak jakaś opętana.

- Co ty za żarty sobie robisz!? Mieliśmy być razem! - machała rękami na boki, a między jej słowami dało się usłyszeć warczenie.

- Uspokój się... - jej ojciec złapał ją za rękę, ale ona nie przestała.

- Ta dziewczyna wszystko popsuła, ale jej już nie ma. Była banitą, czyli nic niewartą zdrajczynią watahy. To my mamy być razem Natanielu! Nie zakarzesz mi zostać Luną. To było już dawno ustalone! A twoja mate... Ona nie żyje! Wszyscy o tym będą wiedzieć, bo to prawda. Sama tego dopilnowałam!

Jej ojciec wtedy wstał i szybko ją uciszył, zasłaniając jej usta ręką. Ale było już za późno. Ona powiedziała o jedną rzecz za dużo... Alfa i Luna stali z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia i niedowierzania, ale mężczyzna także warczał jakby przestając powoli nad sobą panować. Natomiast Nataniela ogarnęła istna furia kiedy tylko zrozumiał słowa Diany, ale nim zdążył rzucić się na dziewczynę został przytrzymany przez siostrę. Z wściekłością spojrzał na bok, na Jessicę, ale ona patrzyła gdzieś indziej. Patrzyła na drzwi. Wtedy i pozostali zerknęli w tamtą stronę.

***

Znów była na tej polanie, ale umysł nie dał się ponownie oszukać. Świadomość, że to tylko sen natychmiast zagościła w jej głowie.

Wilczyca zaczęła się rozglądać, jednakże nie zauważyła nikogo. Polana wydawał się bardziej opuszczona i przerażająca niż ostatnio, podobnie jak las znajdujący się na jej końcu. Leona bardzo nie chciała teraz tu być, ale bała się zrobić choćby krok. Czuła, że coś jest nie tak... Wtedy, pod lasem, rozbłysło białe światło, a w nim pojawiła się postać. Nie widziała co konkretnie tam stoi, ale wysoki zarys wilka dość szybko rzucił jej się w oczy. Odruchowo się cofnęła dwa kroki i położyła po sobie uszy nie spuszczając wzroku z wilka.

Zerwał się gwałtowny wiatr, niosąc ze sobą, o dziwo, różne zapachy. A przecież był to tylko sen.

Leona węszyła przez dłuższą chwilę starając się rozpoznać jak najwięcej. Jednakże jeden zapach wyprowadził ją z jakiekolwiek równowagi. To ten wilk - zaczęła warczeć na pisać stojąc wciąż pod lasem. Wątpiła, że wilk w ogóle zwrócił na nią uwagę, ale nie potrafiła się uspokoić, a warczenie samo wydobywało jej się z gardła.

W pewnym momencie polana zapłonęła, tak jak poprzednim razem. W jednej chwili wszystko wokół niej stanęło w ogniu, a ona znalazła się w palącej pułapce. Nie zważając już na nic uciekła w jedyne miejsce, które nie zostało pochłonięte przez gorejącą czerwień i żółć. Wbiegła wprost do lasu, dokładnie w miejscu, w którym chwilę wcześniej jeszcze stał nieznany wilk. Jednak zarys zniknął.

Dziewczyna biegła wciąż w głąb lasu, czując za sobą ciepło ognia. W końcu wybiegła na kolejną polanę, ale widok jaki tam zastała o mało jej nie zabił. Przed nią był dom. Jej dom... A raczej budynek w ogniu.

~ Nie... Proszę, nie... - zaczęła mówić patrząc na palący się dom.

Wtedy usłyszała trzask gałęzi za sobą, więc odruchowo zerknęła za siebie. Nic tam nie było prócz palących się drzew. Odwróciła się z powrotem, a jej serce na chwilę się zatrzymało. Zobaczyła rząd białych zębów i czerwone ślepia, a sam wilk wydawał się być zrobiony z dymu. Nim jakkolwiek zareagowała, zwierzę otworzyło pysk i wydawało jej się, że z gardła jego wydobył się nienawistny krzyk, ale jakby zagłuszony przez ścianę. Myślała, że wilk już zaciska zęby na jej szyi, ale...

Dziewczyna gwałtownie się podniosła głośno oddychając i nabierając łapczywie powietrza. Była zgrzana, a pot kropelkami spływał jej po skroniach. To był tylko koszmar - pomyślała. Szybko się rozejrzała, jakby upewniając, że wciąż jest w pokoju Nataniela. Tak. Nic się nie zmieniło. Wciąż leżała na tym samym łóżku. Opadła z powrotem na poduszkę i przymknęła oczy, ale wtedy znów zdawało jej się, że słyszała krzyk. Na wpół przytomna podniosła się do siadu i przetarła oczy. Miała wrażenie, że jest wściekała, ale to uczucie na pewno nie pochodziło od niej tylko... Od jej mate. Co go tak zdenerwowało - zastanawiała się wstając. Kolejny wrzask doszedł gdzieś z dołu. Leona natychmiast wyszła z pokoju, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że może kogoś spotkać. Zbiegła ze schodów i skierowała się do drzwi na lewo, do biura Alfy... Ale słowa, które usłyszała kiedy otworzyła drzwi były zbyt bolesne, aby potrafiła się powstrzymać...

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz