Rozdział 14

2K 64 5
                                    

Na podłodze leżała zapłakana Leona, a nad nią klęczał Quentin, który jedną ręką przytrzymywał jej dłonie, a drugą rozpinał jej koszulę. Dziewczyna nie robiła nic. Wyglądała tak jakby ledwo miała siły na płacz. W przeciwieństwie do jej oprawcy, który wręcz się ślinił patrząc na każdą część jej nagiej skóry.

To był widok, który wywołał u Nataniela chęć mordu. Był tak wściekły, że mężczyzna usiłujący rozebrać jego mate nawet nie zdążył zareagować na nagły cios, który chłopak wymierzył w jego szczękę. Quentin przewrócił się na bok, dzięki czemu dziewczyna mogła się szybko odsunąć. Oczy Nataniela stały się czarne, zęby zmieniły się w kły i wysunęły się pazury. Agresja biła od każdego skrawka jego ciała. 

- W porządku? - Jessica przykucnęła przy białowłosej łapiąc ją za dłonie i patrząc jej w oczy.

Dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową. Jej twarz była czerwona, okolice oczu spuchnięte, po policzkach ciekły łzy i miała rozciętą wargę. Taki widok i w Jessice wywołał nie mały szok i chęć szybkiej zemsty, ale jako osoba z personelu medycznego jako pierwsza musiała udzielić pomocy zanim zajmie się sprawcą tego zdarzenia. Z resztą miała świadomość, że Nataniel doskonale sobie poradzi. Jedynie martwiło ją to, że Quentin może zginąć, ale sam był sobie winien.

Jessica pomogła wstać Leonie i spokojnym krokiem, dostosowanym do tempa białowłosej, wyszła z nią na korytarz. Akurat w tym momencie przybiegła któraś z pielęgniarek, najpewniej słysząc te krzyki.

- Zabierz ją do innej sali - powiedziała starszej kobiecie w kitlu, a ta szybko zaprowadziła Leonę do sali na końcu korytarza, aby była jak najdalej od agresywnych wilków.

Natomiast Jessica wybiegła ze szpitala już po drodze wołając kilka wilków w myślach.

Jednakże Nataniel miał problem, aby się powstrzymać przed zabiciem leżącego na ziemi mężczyzny. Kiedy tylko Quentin zaczął się podnosić chłopakowi puściły wszelkie nerwy i natychmiast rzucił się na niego. Wbił pazury w jego plecy znów przygwożdżając go do ziemi. Z jego gardła wydobył się ryk, niepodobny do żadnego ludzkiego odgłosu, a jedynie do dzikiego zwierzęcia. Nataniel złapał swoją ofiarę za włosy i odchylił jego głowę do tyłu. Miał ochotę rozszarpać mu gardło, ale coś go powstrzymało. Jakieś przeczucie. Chłopak powoli spojrzał za siebie czując dziwną obawę, która w mgnieniu oka przerodziła się w zaciekawienie. W drzwiach stała Leona. Dalej zapłakana patrzyła na całą sytuację, ale nic nie mówiła. Ręce trzymała na ustach, ale jej oczy wyrażały wszystko - była przerażona. Dopiero teraz Nataniel zobaczył w jakim naprawdę dziewczyna jest stanie - poobijana i zakrwawiona na ciele i twarzy. To wywołało u niego jeszcze większą reakcję i chęć zabicia osoby, która tak skrzywdziła jego przeznaczoną. Warczał patrząc na sprawcę tego wszystkiego. Nie mogąc wytrzymać, ale mając świadomość przerażenia jakie widział w oczach dziewczyny, jedynie raz jeszcze przywalił Quentinowi tak, że mężczyzna stracił przytomność. Dopiero wtedy poczuł jak nerwy go opuszczają, choć bardzo powoli.

- Nataniel... - szept, tak cichy, że ledwo chłopak zdołał go usłyszeć, wydobył się z gardła Leony.

Chłopak puścił nieprzytomnego i powoli wstał zaciągając się zapachem dziewczyny, choć jego wyczucie utrudniała świeża krew. Zaczął się uspokajać. Stojąc do niej plecami nawet nie zauważył kiedy dziewczyna podeszła do niego i objęła go od tyłu. Ciepło rozlało się po jego ciele i przeszedł po nim przyjemny dreszcz. Złapał dziewczynę za dłonie, które położyła na jego brzuchu, i już chciał coś do niej powiedzieć, ale dziewczyna opadła bezwładnie na ziemię. Gdyby nie szybka reakcja chłopaka miała by ona twarde spotkanie z podłogą.

Akurat w tym momencie do sali wbiegły trzy bety zaraz za Jessicą, a za nimi pielęgniarka, która miała zająć się Leoną.

- Zabierzcie go i zamknięcie gdzieś - powiedziała blondynka wskazując na nieprzytomnego Quentina.

Kiedy bety wyniosły ciało nieorzytomnego, Jessica podeszła do brata.

- Zabierz ją do sali trzynaście - powiedziała kładąc rękę na ramieniu chłopaka. - Tam powinna być bezpieczna...

- Dobrze - powiedział smutnym i przygnębionym, a jednocześnie troskliwym tonem.

Chwilę później szedł za siostrą, która prowadziła go do odpowiedniej sali. Ostrożnie niósł nieprzytomną dziewczynę uważając na każdy swój krok. Nie chciał jej zrobić dodatkowej krzywdy. Także za nimi podążała pielęgniarka niosąca nowe ubranie.

- Tutaj - otworzyła drzwi i przepuściła Nataniela.

Chłopak od razu skierował się w stronę łóżka i położył na nim dziewczynę. Delikatnym ruchem ręki poprawił kilka kosmyków jej białych włosów, które zasłaniały twarz. Potem chwilę stał nad nią nie mogąc oderwać od niej oczu, ale im bardziej zauważał i zapamiętywał jej wszystkie rany, tym bardziej obwiniał siebie.

- Obiecałem ciebie chronić - mówiąc to złapał jej rękę i kleknął koło łóżka. - Znów zawiodłem - pocałował wierzch jej dłoni, a z jego oczu pociekło kilka samotnych łez.

- Wybacz, ale musisz na razie wyjść - powiedziała spokojnie Jessica widząc w jakim stanie znajduje się jej brat. - Ona potrzebuje teraz spokoju i dobrej opieki.

Bez słowa Nataniel opuścił salę, jedynie posyłając siostrze wdzięczne, ale jednocześnie ostrzegawcze spojrzenie i powolnym krokiem skierował się do wyjścia. Prze te kilka metrów przed oczami pojawiał się mu tylko jeden obraz, który wywoływał coraz to większą agresję - Quentin rozbierający zapłakaną Leonę.

Kiedy tylko znalazł się na dworze poczuł jak jego ciało ogarnia wściekłość, ale miał też świadomość, że jeśli w takim stanie będzie chciał czegokolwiek dowiedzieć się od Quentina to nic z tego nie wyjdzie, bo najpewniej go od razu zabije. Chłopak skierował się do lasu, a na jego skraju przemienił się w wilka i pobiegł głębiej. Warcząc, wyjąc i rycząc pozbywał się nadmiaru emocji.

Po około godzinie zawrócił. Kierował się do domu głównego, do którego dotarcie zajęło mu tylko kilkanaście minut.

Wychodząc na polanę znów się przemienił i szybkim krokiem podszedł do drzwi. Starając się nie dać opanować przez chęć zemsty wszedł do środka.

W salonie znajdowały się wszystkie bety, a na schodach stał Alfa wraz z Luną. Kiedy chłopak zamknął drzwi za sobą wszyscy odwrócili się w jego kierunku, a z tłumu wyszło pięć osób - Rose i jej paczka.

- Co z nią? - zadała pytanie Luna podchodząc do syna.

Kobieta była minimalnie niższa od Nataniela i bardzo szczupła. Miała tego samego co on koloru włosy i oczy - właściwie wyglądała jak jego żeńska wersja, a raczej on wyglądał jak męska wersja swojej matki.

- Nieprzytomna... - głos Nataniela był smutny i jednocześnie wściekły.

Kiedy się odezwał kilka osób się skuliło, gdyż nieświadomie użył głosu alfy. Zorientował się dopiero widząc reakcję innych na jego słowa.

- Zajmiemy się tym kundlem - stanowczy ton Alfy rozniósł się po pomieszczeniu. - Nataniel i wasza piątka - wskazał na grupę Rose. - Do mojego gabinetu na piętrze. Gary, Toby. Wy macie pilnować tego Quentina, aż nie wydam jakiegoś nowego rozkazu.

Dwie bety lekko się skłoniły i wyszły z domu, natomiast reszta szybko się rozeszła do pokoi na piętrze. Pierwsze piętro w całości należało do bet, a całe drugie do pary Alfa. Inne domy były zajęte przez delty, gammy i omegi, które zazwyczaj nie zjawiały się w domu głównym bez jakiejś szczególnej przyczyny.

Po chwili w salonie zostało jedynie osiem osób.

- Chodźcie - powiedział Alfa i poszedł na piętro, a za nim cała reszta.

Po pokonaniu kilku schodów znaleźli się na piętrze Alfy. Ojciec otworzył drzwi do gabinetu i wszystkich wpuścił, po czym sam wszedł, wcześniej upewniając się, że nikt ciekawski nie stoi w pobliżu i zamknął drzwi na klucz. Alfa usiadł na fotelu za biurkiem, a na biurku Luna. Na niewielkim narożniku, który stał po lewej stronie od drzwi rozsiadła się grupka bet, a na fotelu przed biurkiem usiadł Nataniel.

- Mam kilka pytań, do was wszystkich - zaczął wskazując palcem na bety. - Muszę wiedzieć ile wy wiecie na temat Leony...

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz