Rozdział 15

1.8K 67 3
                                    

Wczesnopranne światło wpadało do pokoju przez niewielkie okno, znajdujące się na prawej ścianie, wprost na twarz dziewczyny. Białowłosa lekko otworzyła oczy, a będąc natychmiast oślepioną przez słońce szybko zasłoniła sobie twarz ręką. Chwilę zajęło jej ponowne przyzwyczajenie wzroku do dziennego oświetlenia, po czym się rozejrzała. Żółtawe cztery ściany, na przeciwko łóżka, na którym leżała były metalowe drzwi, obok stała mała szafka. Dalej, obok łóżka stał mały stolik, krzesełko i znów kroplówka, do której dziewczyna była podpięta.

- Znowu szpital - westchnęła opierając głowę na dłoniach. - Mam jakiegoś pecha ostatnio...

Nagle wszystkie obrazy z poprzedniej nocy przeleciały dziewczynie przez umysł. Ich samo przypomnienie sprawiło, że przez ciało dziewczyny przeszedł dreszcz obrzydzenia. Nie wiedziała tylko czy to obrzydzenie kierowała do swojego oprawcy czy też do samej siebie. O mało nie została zgwałcona.

Na samą myśl tej okropnej sytuacji dziewczynie pojawiły się łzy w oczach, które szybko wytarła. Nie miała teraz czasu na płacz. Nie chciała tu zostawać, bo nie czuła się bezpiecznie i jedynym wyjściem była ucieczka. Ale ten pomysł szybko okazało się nie do zrealizowania przez jej stan. Dziewczyna czując lekki ból na całym ciele zaczęła się oglądać. Na brzuchu miała nowe szwy, jej ramiona jak i nogi były posiniaczone, a prawa ręka zabandażowana. Na twarzy czuła coś dziwnego, a przejeżdżając językiem po ustach odkryła, że ma także rozciętą wargę. Na stoliku zauważyła małe lusterko. Taa... Mam się od razu załamać... - stwierdziła biorąc je do ręki. Kiedy tylko wystawiła je sobie przed twarz przestała się tak obawiać. Nie było aż tak źle jak się spodziewała. Poza rozciętą wargą miała siniaka na policzku i delikatnie zszyty łuk brwiowy. Nic więcej. Odłożyła lusterko i zaczęła się zastanawiać co mogłaby zrobić.

Jednakże nie była długo sama. Kilka minut po tym jak się ocknęła weszła do pokoju pielęgniarka z tacą pełną jedzenia.

- Dzień dobry - powiedziała miło kładąc tacę na stoliku.

Kobieta była już starsza, jej włosy siwe, a oczy szare, ale dalej bijące młodocianym blaskiem. Lekko zgarbiona poruszała się dość wolno.

Leona od razu rozpoznała w niej osobę, której wczoraj uciekła, aby zobaczyć co z Natanielem.

- Dzień dobry i bardzo przepraszam - spuściła wzrok odpowiadając.

- Dziecko drogie, za co ty przepraszasz? - jej ton był tak uroczy, że przypominał dziwienie się miłej babci.

- Za wczoraj - odparła z lekkim uśmiechem, ale jej ton nadal był przepraszający. - Miała mnie pani zaprowadzić do innego pokoju, a ja uciekłam. Za to jeszcze raz bardzo przepraszam.

- Nie przejmuj się tym, kochana - kobieta pogłaskała dziewczynę po włosach i delikatnie przejechała ręką po jej twarzy. - Leż i odpoczywaj, a jak będziesz na siłach to odwiedzi cię Nataniel - uśmiechnęła się i wyszła.

Dziewczyna opadła na poduszkę uśmiechając się sama do siebie. Jej humor dalej nie był zbyt wesoły, ale już trochę lepszy niż po spotkaniu ze wspomnieniami. Przynajmniej taki się wydawał. Paula - nagłe przypomnienie sobie o rodzinie wyrwało dziewczynę z zamyślenia.

~ Paula? Paula, słyszysz mnie? - Leona użyła całej swojej siły, aby jej głos doszedł aż do domu.

~ Dobrze, że żyjesz - odezwała się jej siostra. - Gdzie jesteś?

~ Z watahą - szybkie i krótkie odpowiedzi jak i pytania były jedynym na co mogła pozwolić sobie Leona kiedy dzieliła je tak duża odległość.

~ Kiedy wracasz czy zostajesz tam? - głos Pauli wydał się dość smutny.

~ Na razie zostaje - odparła białowłosa. - Później ci powiem co się dzieje. Teraz nie mam sił...

~ Rozumiem. Do zobaczenia.

~ Pa.

Po tej krótkiej rozmowie Leona znów poczuła się szczęśliwsza. Skoro poinformowała siostrę o tym gdzie jest mogła uznać, że jak na razie znów jest dobrze. Chyba dobrze, bo w końcu nie wiadomo kto jeszcze zechce na nią napaść...

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę - szybko powiedziała dziewczyna.

Do pokoju weszła blondynka z zeszłej nocy, która także pomagała jej. Dziewczyna wyglądała bardzo miło, a jej uśmiech na twarzy mówił sam za siebie.

- Jak się czujesz? - spytała dziewczyna siadając na skraju łóżka.

- Całkiem dobrze - odpowiedziała Leona podnosząc się do siadu i kątem oka zerkając na to co było na tacy.

Tosty z serem i szynką oraz kilka warzyw, a do tego sok. Prawie idealne śniadanie.

- Ale apetyt nie dopisuje - stwierdziła blondynka patrząc na talerz.

- Nie no, też jestem nie co głodna, ale jakoś nie miałam jeszcze okazji się za to zabrać - natychmiast się wytłumaczyła.

- W takim razie zaraz zjesz tylko jeszcze jedno. Coś cię boli?

Na to pytanie Leona spojrzała w sufit. Właściwie to bolało ją wszystko, ale czy warto było się tym aż tak przejmować? Prędzej czy później ból minie, a wraz z nim rany i siniaki.

- Wnioskując po twojej minie to raczej jeszcze zdrowa nie jesteś - powiedziała uśmiechając się ciepło.

- Masz rację... emm - Leona zawahała się.

- Jessica - wystawiła w stronę białowłosej rękę na co ona od razu zareagowała.

- Leona.

Uścisnęły sobie dłonie i jeszcze dłuższą chwilę rozmawiały. Leona trochę się dowiedziała o stadzie, ale nie jakoś dużo. Także okazało się, że Jessica jest siostrą Nataniela i tylko wyjątkowo została też na zmianie do południa, choć zwykle miała tylko nocki.

- To ja będę się zbierać - powiedziała wstając. Najpierw odpięła kroplówkę, a potem skierowała się do drzwi. - Zawołać Nataniela?

Białowłosa chwilę się zastanowiła, ale ostatecznie powiedziała, że może przyjść. Skoro był jej mate to warto by było z nim porozmawiać, w szczególności o ostatnich zdarzeniach, a przy okazji trochę się dowiedzieć o nim.

Blondynka wyszła. Samotność z jaką znowu Leona została stała się jakaś uciążliwa. Kiedyś nie pomyślała by nawet o tym, że mogłaby należeć do stada, a teraz martwiła ją jedynie myśl, że nie zostanie do niego przyjęta. A także, że jej przeznaczony ją odtrąci, ale była to chwilowa myśl tylko do czasu przypomnienia sobie o poprzedniej nocy. Skoro był wściekły i ratował ją to raczej nie miał zamiaru jej zostawić. A może się mylę?

Nie minęło zbyt dużo czasu od wyjścia Jessici, a w głowie białowłosej rozbrzmiał głos. Był wystraszony i należał do najdroższej dziewczynie osoby na świecie, do Pauli.

~ Ratuj...

~ Ale co się dzieje?

~ Rodzice nie żyją. Ktoś jest tutaj...

Leona odruchowo rozejarzała się po sali, jakby szukając intruza, o którym wspomina siostra, choć było to zupełnie bezsensowne. Natychmiast wstała, zrzucając pościel na ziemię, i wybiegła na korytarz. Minęła dwie zaskoczone pielęgniarki, które po chwili zaczęły za nią krzyczeć i recepcjonistkę. Nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi na wołania trzech kobiet. Po prostu wybiegła na dwór przemieniając się od razu i zniknęła w lesie. W jej głowie prócz strachu i zdenerwowania pojawiła się wściekłość i żal. Ktoś najpewniej zabił jej rodziców, a siostra była w niebezpieczeństwie. Przeskakiwała przez kolejne zarośla wytyczając sobie głównie węchem najkrótszą drogę do domu. Choć znajdowała się w nieznanej części lasu zupełnie oddała się wilczemu instynktowi, który bez problemu prowadził ją do domu. Nie zważając na swoje niezagojone rany przyspieszyła kroku przekraczając w końcu granicę na teren niczyji.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz