Rozdział 18

1.6K 60 3
                                    

~ Zwolnij! - krzyczała na niego w myślach. - No zwolnij debilu. Nie możesz iść sam - wołała kiedy on coraz bardziej się oddalał. - Jak chcesz - warknęła dziewczyna.

W tym momencie wilk się zatrzymał. Jego ciemno brązowa sierść stanęła dęba, a on sam wydał z siebie jęk bólu przewracając się na bok.

Jessica była jedną z niewielu wilkołaków, które posiadały moc. Jej szczególną zdolnością było sprawianie bólu. Początkowo nie uważała tej mocy za przydatną, podobnie jak jej rodzina i stado, ale z czasem - kiedy nauczyła się nad nią panować - uznała ją za dobry dar. Od tamtej chwili używała jej tylko świadomie, jak w aktualnym przypadku.

~ Przestań - jęknął, ale ból nie ustąpił. - Jessica, przestań! - krzyknął. Wtedy wszystko się skończyło, a Nataniel odetchnąć z ulgą stając znów na łapach. - Ja muszę ją dogonić - stanowczo powiedział ruszając szybkim biegiem naprzód. - Dlaczego niby sam nie mogę iść!?

~ Bo mogą się tu kręcić banici, a ona pewnie uciekła przez to durne zachowanie Quentina - odpowiedziała zirytowana. - I lepiej by było gdyby zobaczyła kogoś kogo zna dłużej niż kilka minut. Zaraz dogonią cię Rose i... Ernest - powiedziała lekko oburzonym tonem i przestała się odzywać.

Chłopak podążał za zapachem białowłosej mate starając się ją dogonić. Co jakiś czas czuł ból czy to w łapie czy też w głowie, ale nie potrafił zrozumieć dlaczego. Po kilku kolejnych metrach poczuł zapach innych wilków jednakże nie było obaw, że to ktoś obcy. Za Natanielem podążała dwójka, o której wspominała jego siostra. Rose - szara, mała wilczyca, i Ernest - dość niewielki, czarno-biały wilk.

Kiedy Nataniel przekraczał granicę nie biegł już sam. Rose i Ernest dogonili go i nie zamierzali zostać z tyłu. Jednakże chłopak nie uważał, że potrzebna mu jest jakakolwiek pomoc czy wsparcie. Bardzo się mylił zważywszy na to co miał za chwilę przed sobą zobaczyć.

Minął kolejne drzewa, a las stał się rzadszy. Do jego czułego nosa dotarł zapach spalenizny i krwi, a chwilę później gwałtownie się zatrzymał widząc zawalony i spopielony w większości dom. Zapach krwi mieszał się z dymiacymi jeszcze resztkami budynku. Nataniel skrył się za najbliższymi krzakami pozostając niezauważonym przez przechodniów. Za nim stanęli Ernest i Rose.

~ To jej dom? - spytał łaciaty wilk podchodząc nie co bliżej przyjaciela.

~ Zamknij się - warknęła wilczyca gryząc od razu Ernesta w ogon. - Nie pora na twoje głupie teksty... - przerwała widząc jak Nataniel odwraca się i odchodzi zupełnie załamany.

Pozostała dwójka poszła za nim w ciszy. Jednak syn Alfy nie zrobił zbyt wielu kroków. Zatrzymał się wyczuwając woń świeżej krwi. Zaciągnął się zapachem raz jeszcze szybko rozglądając się wokoło za kroplami szkarłatnej cieczy, ale kiedy zrozumiał, że krew należy do Leony natychmiast ruszył przed siebie z nosem przy ziemi. Szedł nerwowym krokiem węsząc aż napotkał kawałek metalu. Pręt był wąski i długi pokryty prawie w całości krwią, która zaczęła już zasychać. Leżał wśród paproci, od których jeszcze tylko przez kawałek znajdował niewielkie krople krwi, po czym ślad się urwał. Zupełnie nie było czuć niczego prócz woni krwi i różnych leśnych zwierząt.

~ Co jest - spytał sam siebie nie rozumiejąc jak zapach mógł tak nagle się urwać. - Gdzie jesteś? Leona... - Rozejrzał się wokół szukając czegokolwiek, ale nic nie zauważył. Żadnych zapachów ani dźwięków. Po Leonie nie było śladu, zniknęła.

Chłopak przysiadł na trawie i głośno zawył zupełnie załamany. Przywiązał się i stracił ją zanim zdążył ją dobrze poznać i nim ona go poznała. Jak mogłem do tego dopuścić? Gdybym się zjawił wcześniej... - myślał i wtedy uświadomił sobie coś. - To Jessica mnie zatrzymała. To jej wina - uznał wyjąc ponownie, ale tym razem jego żal przeplatał się ze wściekłością. Wilki za nim wyczuły te zmianę natychmiast. Rose podeszła nie co do niego.

~ Spokojnie. - Otarła pyskiem o jego bark kiedy tylko przerwał swoje głośne zawodzenie. - Cokolwiek się stało już tego nie zmienisz i nie możesz obwiniać siebie.

~ Obwiniam nie tylko siebie - warknął spoglądając na wilczycę z góry. - Moja siostra za to odpowiada.

~ Co? - odezwał się zaskoczony Ernest stając przed brązowym wilkiem. - Przecież ona nic nie zrobiła.

~ Zatrzymała mnie. - Wstał krzycząc i warcząc na przyjaciela, który natychmiast się cofnął. - Gdybym był tu wcześniej...

~ Co ty gadasz!? - wydarła się Rose machając głową na boki w geście zaprzeczenia. - Ona cię zatrzymała tylko dlatego, bo się martwiła.

~ Jej zamartwianie się spowodowało, że Leona nie żyje...

~ To nie prawda! Ona zatrzymała cię tylko na krótką chwilę i nawet gdybyś tu był o te kilka sekund wcześniej i tak byś nic nie zmienił. Cokolwiek się tu stało, stało się dobre pół godziny temu. Nie widzisz tego? Nie czujesz? W dodatku raczej mocno odczuwa się utratę mate, a skoro ty dalej stoisz o własnych siłach to może ona żyje?

Słowa wilczycy nie co zmieniły rozumowanie Nataniela. Zaczął się zastanawiać nad sobą. Nie miał pojęcia jak mógł oskarżyć własną siostrę, z którą zawsze tak dobrze się dogadywał. W dzieciństwie razem się bawili, dzielili się wszystkimi tajemnicami. Ufali sobie nawzajem i liczyli na siebie. A teraz chłopak zupełnie zatracił się w żalu oczerniając przy okazji Jessicę, choć nie miał do tego powodu. Wiedział, że Rose ma rację. Krew była już nie co zaschnięta, więc musiała tu przeleżeć przynajmniej kilkanaście minut, a o tyle napewno nie zatrzymała go siostra. Także nie poczuł nic przez ostatni czas, więc i w drugiej sprawie Rose mogła mieć rację.

~ Jestem takim debilem. - Opuścił głowę zupełnie pochłonięty przez żal i poczucie winy. - Nie dopilnowałem bezpieczeństwa swojej mate i jeszcze oskarżyłem siostrę - westchnął, ale jego ton stawał się coraz bardziej płaczliwy.

Nataniel nie należał do osób, które łatwo wpadają w chisterię, ale w tej chwili nie miał sił by grać twardziela. Musiał jakoś wyrzucić z siebie te wszystkie uczucia. Bez namysłu przemienił się w człowieka, przysiadł na trawie i pozwolił łzom płynąć tak jak chciały. Nie był to płacz, nie szlochał, ale jego oczy stały się czerwone od wielu słonych łez, a policzki mokre.

- Nie zdążyłem jej poznać... - mówiąc to otarł wierzchem swej dłoni twarz z ostatnich łez.

Rose i Ernest patrzyli na to wszystko w zupełnej ciszy. Nie było sensu poprawiania mu humoru w tamtej chwili, bo spowodowało by to jedynie natychmiastowe pogorszenie jego stanu. Potrzebował trochę czasu, aby przynajmniej minimalnie sobie z tym poradzić samemu i dostał tą chwilę. Teraz Rose zbliżyła się powoli do niego i oparła swój wilgotny nos na jego czole. Była częścią stada, jego stada, więc była również najlepszym wsparciem jakie mógł dostać Nataniel. Bliskość przyjaciół i watahy dodawała mu pewności siebie, a w chwilach takich jak te pomagała mu się uspokoić. Podziałało i tym razem. Kiedy Ernest również się o niego delikatnie otarł chłopak wrócił do rzeczywistości. Nie czuł się dobrze, ale był już w stanie normalnie dojść do domu - bez łez i obwiniania wszystkich w okół. A nawet z nikłą nadzieją na odnalezienie swojej praktycznie nieznajomej przeznaczonej.

Kiedy wilki się odsunęły, Nataniel wstał i szybko się przemienił.

~ Wracajmy - powiedział przygnębionym i cichym głosem, i ruszył przed siebie. - Muszę porozmawiać z ojcem. A ty Ernest masz wysłać tutaj trzech tropicieli. W końcu nikt nie umie rozpłynąć się w powietrzu.

Ernest kiwnął głową i ruszył chwilę za nim, a Rose została jeszcze na moment. Choć również nie znała zbytnio Leony zdążyła się do niej przyzwyczaić jako do znajomej, a nawet członka stada i teraz odczuwała bardzo jej brak. Znajdziemy cię - stwierdziła, spokojnie zaczynając iść za pozostałą dwójką.

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz