Rozdział 49

621 35 11
                                    

Na niebie widniał już księżyc, który w pełni będzie za dwa dni. Wilk w końcu się podniósł i ruszył do domu, ale szedł powoli. Musiał uważać na samego siebie, a raczej na swoje wilcze odruchy.

Całą drogę spędził zastanawiając się jak mógł stracić kontrolę. Wiedział, że ma problem z pozostaniem w pełni świadomym kiedy zapach Leony docierał do niego, ale nie sądził, że nawet nie zorientuje się kiedy wilk zupełnie przejmie kontrolę. Zepsułem wszystko...

Doszedł na skraj lasu, przy willi. Powoli wyszedł kierując się do domu, ale daleko nie zaszedł.

- No kto to wrócił? - przed nim stanęła Jessi i wyglądała na zdecydowanie niezadowoloną.

Nataniel przemienił się.

- Już wiesz? - zapytał przygnębionym głosem, a oczy utkwił w ziemi.

- No właśnie nie. Ona zwiała do pokoju...

Chłopak cicho westchnął czując jak poczucie winny staje się coraz większe. Tak krótko się znał z Leoną. Zdążył ją pokochać i to nie tylko przez więź, a wciąż robił coś źle. I wiedział o tym co doprowadzało go do szału niekiedy. Tylko co miał teraz powiedzieć siostrze? "Starciem kontrolę i prawie się do niej dobrałem" było by najbardziej szczerą i bezpośrednią odpowiedzią, której wolał uniknąć. Jednak nie wiedział co innego mógł by powiedzieć.

- No co żeś zrobił!? - krzyknęła, choć dość cicho jak na nią.

- Trochę nad sobą nie zapanowałem...

- Co!?

- Błagam, nie krzycz - powiedział natychmiast. - Zaraz wszystkich obudzisz.

Jessica zamknęła usta i spiorunowała brata wzrokiem, po czym złapała go za rękę i zaczęła dosłownie ciągnąć do domu. Zatrzymała się dopiero przed swoim pokojem, wpychając do środka najpierw chłopaka. Szybko zamknęła drzwi.

W pokoju panował półmrok, a atmosfera stała się ciężka. Nataniel stał na środku jak oskarżony w sądzie, a Jessi siedziała na łóżku raz za razem spoglądając wściekle na brata, ale nie odzywała się.

- Ja naprawdę nie wiem co się stało - odezwał się w końcu czując, że musi się jakoś wytłumaczyć nawet jeśli blondynka nic nie mówi.

Dziewczyna tylko zerknęła na niego zirytowana i skrzyżowała ręce na piersi.

- No straciłem kontrolę. Co mam ci jeszcze powiedzieć!? Że jest mi przykro? Tak, jest. I czuję się cholernie winny! Co jeszcze chcesz usłyszeć? Spróbuję to naprawić, ale nie wiem jak...

- Dobra, dobra. Weź się tak nie unoś - zaśmiała się.

Brat posłał jej zirytowane spojrzenie, więc szybko się uspokoiła.

- Jak tak teraz o tym myślę to nie tylko ja jestem winny - stwierdził.

- Co masz na myśli?

- Jakby była wilkołakiem czystej krwi i trochę bardziej poddała się więzi to...

- Zamknij się! - krzyknęła na niego siostra. - Co ty gadasz? Niby gdzie tu wina Leony? I co ci tak nagle przeszkadza, że jest mieszańcem? Zgłupiałeś do reszty... - zerknęła na brata, ale widząc jak patrzy niezrozumiale na nią samą nie wiedziała o co chodzi. - Odnoszę wrażenie, że to bardziej potrzeby pełni przez ciebie przemawiają niż ty.

- Możliwe... Sam nie wiem jak mogłem tak powiedzieć... - westchnął. - Chyba trochę mi odbija.

- No to powinieneś się leczyć - uśmiechnęła się dla rozluźnienia sytuacji.

Jednak Nataniel tylko się skrzywił.

- No sorki. Rano powinieneś z nią porozmawiać, bo teraz już śpi - powiedziała wstając. - A ty musisz już iść - otworzyła drzwi i popchnęła bruneta, by ten znalazł się na korytarzu.

- Miła z ciebie siostra...

- Wiem, wiem - uśmiechnęła się i szybko zatrzasnęła drzwi. - Nie zepsuj już niczego i nie gadaj jej tych bzdur. A teraz dobranoc - usłyszał zza drzwi.

Chłopak niechętnie wszedł na kolejne piętro i skierował się do drzwi sypialni. Chciał zapukać i przeprowadzić rozmowę od razu, ale nim zastukał w drzwi poczuł jej zapach. Zaciągnął się nim odsuwając od drzwi i odwracając głowę do sąsiednich. Jest u siebie - westchnął robiąc krok w ich stronę, jednak nie umiał nacisnąć klamki. Cóż, i tak by do środka nie wszedł. Mimo wszystko, przez własne obawy, Leona zdecydowała się zamknąć na klucz.

Brunet stał chwilę oparty o drzwi do jej pokoju. Myślał tylko o tym jak ją przeprosić, a później może nawet błagać o przebaczenie. Dałem jej czas do pełni, dałem jej wybór... - przypominał sobie to co mówił. - I nie potrafiłem nad sobą zapanować... Głupi zwierzak - walnął pięścią w ścianę dając upust swojej flustracji. Jednakże na tym się skończyło. Z wciąż rosnącym poczuciem winy wrócił do siebie.

- Jak mogłem? - lamentował leżąc już na łóżku. - Przecież... Przecież wiedziałem. Wiedziałem, że nad sobą ledwo panuje, a jednak się zgodziłem - mamrotał patrząc na sufit. - Jak się nie zmienię to w końcu odejdzie. Za dużo razy ją zraniłem, nie? Ale ona też mogła by na trochę więcej mi pozwolić...

Chłopak przewrócił się na drugi bok, a jedną z poduszek położył sobie na twarzy. Poszewka przesiąknięta zapachem mate dawała nikłe wrażenie jej bliskości. Potrzebował jej teraz. Wiedział o tym. I mimo wszystko wiedział, że sam ją do siebie zraził. Głupek - warknął na siebie natychmiastowo podnosząc się do siadu i rzucając kilkoma poduszkami o drzwi. Na jego szczęście, jak i nieszczęście, miękkie poduszki nie narobiły zbyt wiele hałasu. Wręcz w ogóle go nie zrobiły. Wciąż panowała zupełna cisza. Nocna cisza.

Nie mając nic lepszego do roboty i nie chcąc już myśleć o tym co się dziś działo, po prostu się położył i stosunkowo szybko zasnął.

***
Ostatni rozdział w niedzielę :)

Pierwsza Gwiazda ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz