Rozdział 1
Prolog
━━━— Nie mogę uwierzyć, że znowu zmusiłeś mnie do przeprowadzki. — Siedząca na miejscu pasażera nastolatka poskarżyła się, z uroczym grymasem na różowych ustach, gdy skrzyżowała ręce na piersi. — Przecież będzie to z siódmy raz!
Prowadzący samochód mężczyzna ponownie westchnął, zerkając na swoją siostrzenicę.
— Wiem, że tego nienawidzisz, ale nie możesz powiedzieć, że nienawidzisz podróżować. — odparł z delikatnym uśmiechem. Jednak mimo wszystko źle się z tym czuł, ale to było dla jej dobra. — Przecież cieszyłaś się na wyjazd do Anglii. Nawet jeśli było to na chwilę.
— No tak... — Jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu na myśl o wszystkich miejscach, w których byli. Uśmiech gwałtownie zniknął, gdy spojrzała na swojego wuja. — Ale, po prostu chciałabym, żebyśmy tym razem zostali na dłużej. Byłoby miło mieć kilku przyjaciół. — powiedziała cicho.
Nie pamiętała, nawet kiedy ostatnio próbowała się z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Zawsze z tyłu głowy miała obawę, że znów się przeprowadzą. W żaden sposób nie obwiniała swojego wuja, ale wciąż ich częstotliwość przeprowadzek była nieco irytująca.
Wpatrywała się w drogę ze zmarszczonymi brwiami, czując się okropnie, że zawsze zmuszała się, by nie nawiązywać znajomości z powodu strachu, że znowu się przeprowadzą. Wydęła usta w zamyśleniu.
— Obiecuję, że zostaniemy do ukończenia liceum. — Mężczyzna obiecał, mimo strachu. Pomyślał, że to najwyższy czas przestać uciekać, a nie ma lepszego sposobu niż zatrzymanie się w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło.
Imogen spojrzała na mężczyznę w szoku. Nie chciała w to uwierzyć, ale ton jego głosu sprawił, że poczuła nadzieję, że może tym razem to prawda.
— Naprawdę, wujku Ben?! — zapytała, a jej niebieskie oczy zabłyszczały z podekscytowania.
Mężczyzna spojrzał na nią kątem oka, śmiejąc się cicho.
— Tak, dzieciaku. Żadnych przeprowadzek.
Odchyliła się na siedzeniu ze szczerym uśmiechem na twarzy, a jej oczy chwilowo dostrzegły znak, który po chwili znikł jej z oczu.
WITAMY W BEACON HILLS
─────
Imogen mruczała pod nosem, gdy zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Cieszyła się, że zostało jej kilka dni do rozpoczęcia szkoły. Było to wystarczająco dużo czasu, aby przystosować się do życia w nowym mieście, do którego przywiózł ją wujek.
Jej niebieskie oczy spoczęły na jedynym zdjęciu matki, która zmarła zaledwie kilka dni po jej czwartych urodzinach. Na zdjęciu jej młodsza wersja miała na twarzy dumny uśmiech, gdy unosiła ręce w powietrze. Za nią stała jej matka z delikatnym uśmiechem na twarzy, a jej zielone oczy miały drażniące spojrzenie, gdy im się przyjrzało.
Niebieskooka nigdy nie spotkała swojego ojca ani nie wiedziała, kim był. Ben powiedział tylko, że lepiej, żeby nie wiedziała, kim był ten mężczyzna. Dlatego z niechęcią starała się nie poruszać tego tematu.
Kimkolwiek był, prawdopodobnie był złą osobą, skoro wujek trzymał jego tożsamość w tajemnicy.
Imogen zerknęła na resztę swoich rzeczy w pozostałych pudłach, które zostawiła do rozpakowania. Powstrzymała westchnienie, wiedząc, że prawdopodobnie zajmie jej to jeszcze sporo czasu. Wiedząc jednak, że początek roku szkolnego zbliżał się sporymi krokami, natychmiast zdecydowała się kontynuować rozpakowywanie.
─────Imogen spojrzała w lustro, lekko przechylając głowę, przyglądając się swojemu wyglądowi. Miała ciemne włosy i jasną karnację matki. Z drugiej strony jej niebieskie oczy były dla niej zagadką. Mogła je odziedziczyć po kimś ze strony matki, ponieważ Ben także miał takie tęczówki, ale równie dobrze mogła je odziedziczyć po ojcu.
Wyrzucając te myśli z głowy, powróciła do przyjrzenia się swojemu strojowi na pierwszy dzień w szkole. Miała na sobie bordową skejterską sukienkę i czarne rajstopy. Na sukienkę narzuciła beżowy sweterek z długimi rękawami, a na stopach znajdowały się jasnobrązowe botki.
Czuła lekkie zdenerwowanie na samą myśl, że tym razem pozostaną aż do jej ukończenia szkoły. Tego dnia miała rozpocząć swój drugi rok. Miała nadzieję, że już pierwszego dnia zdoła zaprzyjaźnić się, chociaż z jedną osobą, i że w żaden sposób się nie skompromituje.
A jeśli nie... Cóż, zawsze pozostała opcja błagania wujka, żeby stąd uciekali, gdzie pieprz rośnie.
— Imogen! Śniadanie!
Oddaliła się od lustra, podniosła plecak i zbiegła na dół. Uśmiechnęła się do wujka, który właśnie kładł jej talerz na marmurowym blacie.
— Dzięki. — wymamrotała, zaczynając konsumować posiłek.
— Pamiętasz, że najpierw musisz spotkać się z dyrektorem? — Ben wypytywał ją, siadając do jedzenia, jednocześnie przeglądając papiery przesłane mu przez szpital. Mimo że uwielbiał pomagać ludziom, ilość papierkowej roboty, która z tym wiązała, była wyczerpująca. — O rany, zapomniałem to podpisać! Masz długopis?
Dziewczyna skinęła głową na jego pytanie.
— Tak, mam. — przegrzebała swoją torbę i wręczyła mu mały piórnik, pozwalając wybrać dowolny długopis. Następnie wypiła łyk soku. — Mogę pojechać samochodem?
— Pewnie. Masz prawo jazdy w torbie? — spojrzał na dziewczynę i znów zobaczył, jak kiwa głową. — W porządku. Tylko uważaj.
— W przeciwieństwie do pewnej osoby, ja jestem zawsze ostrożna. — wymamrotała, nawiązując do tego, co wydarzyło się ostatniej nocy, kiedy wracali z restauracji.
— To nie była moja wina! — Ben wyglądał na urażonego.
— Prawie kogoś przejechałeś. — odparła poważnie.
— Jakiś czubek wyszedł nagle z lasu i stanął na środku drogi! — wykrzyknął. — Kto chodzi nocą do lasu?!
— Skąd mam wiedzieć? Może zbierał grzyby, czy inne cuda? — westchnęła. — Zresztą nieważne. Nie mam na to czasu. Muszę skończyć przygotowywać się do szkoły.
Odstawiła talerz do zlewu, po czym pobiegła do łazienki umyć zęby. Kiedy się z tym uporała, ponownie wzięła torbę i pożegnała się z wujkiem, który wciąż pracował, gdy kierowała się do drzwi.
Nie zdając sobie sprawy, że wujek wciąż ma jej piórnik, wsiadła do samochodu i odjechała w kierunku nowej szkoły.
CZYTASZ
Take On The World |Scott McCall ◦ 𝖳𝗋𝖺𝗇𝗌𝗅𝖺𝗍𝗂𝗈𝗇
Fanfiction- Czemu się tak uśmiechasz? - zapytała Imogen, stawiając na wyspie kuchennej dwie porcje obiadu. Nie mieli jeszcze stołu, więc od kilku dni wszystkie posiłki spożywali na kanapie albo przy wyspie kuchennej. Jego brązowe oczy zeskanowały jedzenie...