1.

71.5K 2.1K 374
                                    

 Zaryzykuję stwierdzeniem, że niewiele udało mi się jak dotąd osiągnąć. Czułam, że zwyczajnie brakuje mi celu. Podczas gdy moi znajomi małymi kroczkami torowali sobie ścieżkę kariery, ja wciąż bujałam głową w obłokach. Interesowało mnie wiele profesji, co stanowczo utrudniało podjęcie decyzji na przyszłość. Nie byłam też wystarczająco dobra w jednej dziedzinie, aby się całkiem temu oddać.

Pragnęłam czuć się pewnie. Być niezależną i świadomą swojej wartości.
Nie pofatygowałam się jednak poszukać jakiejś dorywczej pracy po to, żeby opłacać własne wydatki jak rówieśnicy. Miałam ten komfort, że mogłam spuścić ten temat na drugi plan. Uznałam, że później koniecznie zawieszę na czymś oko, gdyż doświadczenia w inny sposób nie zdobędę.

Zazwyczaj omijały mnie szkolne aktywności, ponieważ bardzo ceniłam sobie wolne popołudnia. Najwidoczniej szkolny duch do mnie nie przemawiał. Nie aspirowałam, by zaciągnąć się kółka teatralnego, szkolnej orkiestry czy szkolnego samorządu. Wydawało mi się, że jako jedyna z naszej grupki nie mogę sobie znaleźć nigdzie miejsca. Chciałam próbować nowych rzeczy, jednak dostępne opcje nie ekscytowały mnie. Aby się czegoś podjąć musiałam odczuwać ku temu ciekawość. Najlepiej, żeby ta przerodziła się w pasję. Jak dotąd fascynowała mnie tylko sztuka i sport. Być może liceum mnie czymś zaskoczy w tej kwestii.

Wprawdzie najchętniej trzymałabym się przez ten czas swojej paczki, jednak poznanie nowych osób było nieuniknione. Prędzej czy później musiało nastąpić. A tak się złożyło, że miałam wybitny talent do przyciągania najbardziej wątpliwych osobistości. Ally bawiły moje anegdotki zaciągnięte z różnych imprez i przypadkowych spotkań. Mnie wcale. Bo niestety musiałam w nich wszystkich uczestniczyć. To może przez wzgląd na moją łagodną aparycję, zbyt często odnoszono wrażenie, że jestem przystępna i serdeczna.

Nie byłam jednak na tyle uprzejma, by za każdym razem wyprowadzać ludzi z błędu.

Rozglądając się po obcych twarzach, przystanęłam na środku dziedzińca, przed swoją nową szkołą. W samym centrum wszystkich konwersacji, powitań i szturchnięć, mogłam się poczuć wręcz niewidzialna. I choć normalnie byłoby mi to na rękę, tak teraz byłam strapiona, iż nigdzie nie mogę dostrzec swoich przyjaciół, a oni mnie. Stałam jednak pewnie w swoich wysokich czerwonych szpilkach, jakby nic ani nikt nie mogło mnie wtedy rozproszyć. Oczywiście do czasu, gdy nie poczułam na sobie czyjegoś spojrzenia, za którym w parze poszły słowa, wypowiedziane niskim, zachrypniętym tonem.

- Kogo tak zacięcie szukasz? Może mógłbym służyć pomocą?

Właściciel tego intrygującego głosu stał w niedalekiej odległości ode mnie. Wspierał się biodrem o ceglany murek, mierząc mnie butnym, wyczekującym spojrzeniem. Stwierdziłam, że musiał robić to wiele razy. Zaczepiać pierwszaki. Towarzyszący mu chłopcy uśmiechali się do mnie z przekorą. Wobec tego rzeczywiście wyglądałam na zagubioną, skoro z marszu zwróciłam na ich uwagę.

- Poradzę sobie, ale dziękuję.

- Taka jesteś pewna?

Miał ciemne oczy.

- Tak. Rozejrzę się trochę i zaraz ich znajdę. - Odpowiedziałam, odruchowo kiwając głową. Nie poświęciłam mu większej uwagi, rozglądając się za przyjaciółmi. Mieli gdzieś tu być. Pewnie stoją gdzieś z przodu, obok schodów.

- Apel to całkowita strata czasu. – Pociągły głos kontynuował nieznużenie, jakby wcale nie uznał rozmowy za zakończoną. – Zbierz znajomych i pójdziemy razem w jakieś ciekawsze miejsce.

Wyrwana z zamyślenia, zerknęłam na niego ponownie.

- Z tego co widzę, masz już z kimś iść. Nie pozwól, żeby koledzy zzielenieli z zazdrości.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz