Przyszedł tamtego dnia w czarnej, wybitnie postrzępionej koszuli, której skrzętnie podwinięte rękawy ukazywały szereg cienkich, napiętych żyłek na jego umięśnionych ramionach. Nie spuszczał ze mnie wzroku, gardził setką ciekawskich oczu, zerkał dokuczliwie w moim kierunku. Był owładnięty dopuszczalną obsesją, nie pozwalał mi się bać. Poczułam specyficzne mrowienie na ciele, krtań wydała się przestać funkcjonować wobec naglącej potrzeby tlenu w piersiach. Uderzył mnie chłód i rezerwa z jaką ostatnimi czasy wkraczaliśmy w mury tego budynku. W szkole byliśmy sobie kimś zupełnie obcym. Jakby nasze wspólne przeżycia i emocje nagle przestawały istnieć. Samodzielnie nakreśliłam tę granicę, pozwalając mu przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Wierzyłam podświadomie, że nadejdzie moment, w którym zechcę, aby został. Już na stałe.
Przepiękny to proces, odkrywać siebie nawzajem. Patrzeć głębiej, uśmiechać się częściej, szanować jego odmienność. Dotykać jego dłoni bezwiednie, szeptać swoją przykrą - i niezamierzenie zabawną historię- aby poprawić mu humor. Przekładać szczerość na wyższy szczebel, ale niekoniecznie ociekać ironią. Jego niedoskonałości przekuwać w zalety, wspólnie przepracowywać własne wady i mankamenty.
Prychnęłam, gdy jego kumple wyszczerzyli do mnie zęby z drugiego końca korytarza, podśmiewując się z nas dwoje. Odprawiali rytualny taniec godowy rzędu zaintrygowanych czternastolatków i wydawali się świetnie przy tym bawić. Drew momentalnie uciszył ich krótkim spojrzeniem.
- Miło cię widzieć, Brian.- Rzuciłam na niego okiem, czując jednocześnie taksujące spojrzenie zupełnie innego mężczyzny. Brunet włożył na siebie przypadkową koszulkę, narzucając na to ciemnozieloną, szeroką kurtkę i poprzecierane jeansy. Perfumy posiadały wyjątkowo intensywny zapach, a za sprawą kremu po goleniu miał cudownie nawilżoną, gładką skórę, pozbawioną zarostu. Jego długie rzęsy zakrywały przejrzyste, niebieskie oczy, których odbicie do złudzenia przypominało moje własne. Włosy układały się falami, zmierzając ku górze. Uśmiechał się szeroko jak zwykle, co lubiłam w nim chyba najbardziej. - Dobrze, że jesteś, bo właśnie zamierzałam...
- Mnie zignorować i pognać do Drew. Tak, domyślam się, misiaczku. - Podniósł lewą brew i założył ramiona na piersi. - Muszę jednak wyprzedzić twój szaleńczy zapał i przerwać ten błędny wicher namiętności, gdyż napięcie zużyte przez was w tej jednej sali jest już niemal na wykończeniu...
Przewróciłam oczami z nieporadnym uśmiechem.
- Kiedy to wyrobiłeś sobie specjalizację od spraw sercowych? - Zapytałam sceptycznie.
- Odkąd zacząłem obserwować waszą tragiczną relację... I wyciągać własne życiowe wnioski. - Uśmiechnęłam się do niego wielkodusznie.
- Chciałam go najpierw poznać, imbecylu. Jestem nieufna i złośliwa, a Drew bywa trudny.- Brian parsknął.
- Minęło wiele długich miesięcy. A wy ruszyliście dopiero teraz!- Przejechał dłonią po karku, drugą zamaszyście gestykulując, by podkreślić olbrzymią skalę podanego wcześniej terminu. - Ludzie nie potrzebują tyle czasu, aby się zasymilować.
- Wybacz, że cię rozczarowałam. Nie powinnam była kierować się własnym przeczuciem, tylko gorliwie baczyć na to co pomyślą inni. - Beznamiętnym głosem spowiłam jego sylwetkę. Poczuł się dotknięty, gdyż od razu się zreflektował.
- Hej, zupełnie nie to miałem na myśli, Julls!- Odparł przepraszającym tonem, przeczesując ciemne włosy palcami. - Uważam tylko, że byłaś dla niego zbyt cierpka na początku, gdy chciał cię do siebie przekonać...
- Chcesz przez to powiedzieć, że powinnam z miejsca ulec jego zaczepkom i bez oporu pójść z nim do łóżka? To rozumiesz przez efektywne poznawanie się?- Rzuciłam niezamierzenie ostro.
- Kochanie, nie jestem twoim wrogiem. - Powiedział ciepło, uspokajającym głosem. Uchyliłam się jednak, gdy chciał dotknąć mojej dłoni. Byłam lekko roztrzęsiona, ale on widział tylko moją złość wypisaną na twarzy. Nie udostępniłam mu wglądu w moje myśli. - Popełniasz błąd, myśląc o mnie w ten sposób. - Szepnął mimochodem.
- Doprawdy? Więc odpowiedz mi na jedno pytanie. Tylko jedno. Jestem ciekawa, czy ty byś zaryzykował?- Rzuciłam ozięble, szorstko, całkowicie zbijając jego entuzjazm z nóg, pozbawiając go zabawnego wątku oraz punktu zaczepienia.
Dostrzegłam wtedy z miejsca jak odmienne wrażenie na nim wywarłam. Brian nie poznał moich sekretów, nie usłyszał nigdy moich wspomnień i nie miał dostępu do moich bardziej zakamuflowanych uczuć. Moje słowa nabrały dla niego znacznie głębszego, zasadniczego sensu. Odurzony pewną myślą nagle spojrzał mi prosto w oczy.
- Faceci to istne skurwysyny, mała. Bez dwóch zdań. Ufam jednak, że jeszcze nie postradałaś całkiem nadziei w nasz gatunek. - Musnął moje ramię kciukiem, uśmiechając się lekko.- Bo widzisz, tutaj właśnie objawia się rola przyjaciół- którzy dopilnują byś celowała jak należy. Jeżeli jednak i oni zawiodą, zdaj się na mnie. To ja prowadzę w końcu tego kretyna, aby wyszedł jakoś na ludzi!
- Wiesz, ten mały platfus i tak całkiem nieźle sobie radzi. Jednak powinien być ci wdzięczny za to, że jesteś i tak genialnie dbasz o jego interes. To musi być świetne uczucie, mieć takiego kumpla.- Nie kłamałam. Męska przyjaźń to coś naprawdę wyjątkowego, działa na zupełnie innych zasadach, no i może służyć przez lata. Należy ją tylko starannie pielęgnować.
Brian puścił mi perskie oczko, świadomie skupiając ponownie uwagę na mnie i Drew. Palce zastukały dźwięcznie o metal szafki, kiedy mamrotał:
- Ma w sobie więcej z Lucyfera niż z Nocnego Łowcy i wcale nie stwierdzam tego przez pryzmat naszych nocnych przygód, bo wiesz, że absolutnie nie popieram negliżu i niedoszłego alkoholizmu...
- Bez wątpienia.
- Czy ty wiesz jak on długo zwlekał, żeby się z jakąkolwiek damą w ogóle zaprzyjaźnić? Ja pierdolę. Był marudny, męczący i uciążliwy jak wrzód na dupie. Nie mogłem go znieść. A teraz zjawiasz się ty. I nagle mój skrzywiony przyjaciel ma zabawną, błyskotliwą dziewczynę w zasięgu ręki. Musisz mieć to na uwadze, bo nie pozwolę mu tego tak łatwo spierdolić! Ale wiesz co? Odrzucał sobie te wszystkie Amandy i Sabriny, właśnie dlatego, iż czekał na ciebie! Czyż to nie jest wielce romantyczny początek prawdziwej miłości?! - Oczy Briana zaszły mgłą od podniecenia i bezbrzeżnej radości.
- To nie musi być od razu coś wielkiego...
Brain ciężko westchnął i wzniósł oczy ku niebo, jakby miał zaraz ryknąć jakimś niecenzuralnym frazem do Stwórcy, prosząc o litość.
- Patrz tutaj. Mam dla ciebie taki fajny cytacik. Oby się nie zmarnował i coś ci uprzytomnił, ty ślepa kuro.
Uśmiechnęłam się szeroko, słuchając jak czyta go na głos.
"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana."
Krótko rzecz ujmując autorka miała cholerną rację.
CZYTASZ
Julia
Romance"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana." - "Dziennik Bridget Jones", Helen Fieldi...