3.

32.8K 1.4K 80
                                    

Tata zapukał do moich drzwi, w momencie gdy próbowałam nie wybić sobie oka szczoteczką do rzęs. Stanął w progu z koszem słodyczy i niewielkim pakunkiem z żółtą wstążką.

- Spóźniony prezent od Jacoba. - Uśmiechnął się lewym kącikiem ust, kładąc obie rzeczy na łóżku. - Otwórz, też jestem ciekaw.

Sięgnęłam po nożyczki z biurka i bezceremonialnie rozcięłam biały papier. Moim oczom ukazała się złota satynowa sukienka z niewielkimi błyszczącymi drobinkami. Była świetnie skrojona, na cienkich ramiączkach, z niewielkim dekoltem, ale z subtelnym, kobiecym wycięciem na plecach.

- Przysłał mi sukienkę prosto z Maroka. - Uśmiechnęłam się, podziwiając kreację. - Zaraz mu napiszę, że jest cudowna.

Wziął materiał do ręki, uważnie się przyglądając.

- Jedyny z gustem. - Pokiwał głową z uznaniem, nawiązując do moich poprzednich byłych chłopaków. Po czym zerknął wymownie na słodycze, dostrzegając zapewne swoje ulubione czekoladki. - Chyba tego wszystkiego nie zjesz, prawda?

Pokazałam mu język.

- Weź sobie, proszę, ile chcesz. Moje uzależnienie od słodyczy zdaje się zanikać wraz z czasem. Jestem od niego silniejsza. Także nie krępuj się. - Podeszłam do szafy i odwiesiłam sukienkę na wieszak.

Tata wyzywająco uniósł brew i zanim zdążyłam go dopaść, zniknął za drzwiami z całym koszem. Zgarnęłam klucze z biurka oraz plecak i zbiegłam na dół. Ares podrygiwał pod moimi nogami. Podrapałam go za uchem i dolałam mu wody do miski. Był czarnym labradorem z białą plamką w kształcie koniczynki na lewej łapce.

- Będę dzisiaj później, pomagamy Markowi przemalować garaż i zrobić miejsce na nowy sprzęt. - Uprzedziłam mamę, nalewając sobie herbaty z dzbanka. Czytała gazetę do kawy, jej jasne krótkie włosy opadały delikatnie na policzek.

- W porządku.

- Nie wstawialiście ostatnio perkusji, przypadkiem? - Odezwał się męski głos z salonu.

- To też, ale Mark próbuje swoich sił na kontrabasie. Pożycza go od siostry. No i może tak być, że ich mały zespół przyjmie nowego członka. W końcu szkoła się dopiero zaczęła...

- Szkoda, że nigdy się nie zdecydowałaś, żeby grać na pianinie. - Rzuciła mama, posyłając mi krótkie spojrzenie. Przekonywała mnie jakiś czas, w końcu sama się paliłam, żeby umieć grać na tym instrumencie, ale między lekcjami rysunku, a sportem nie znajdowałam na to za bardzo czasu. Jedno ze starych, niespełnionych marzeń.

- Może pozna jakiegoś miłego kolegę, który będzie chciał ją nauczyć. - Odparł tata, podbierając mi bekon z talerza.

- Niewykluczone.

- Nie powinnaś się już zbierać? - Zerknęła na zegarek. - Trochę się stąd idzie... na nogach. - Uniosła zaczepnie brew, po raz kolejny uświadamiając mi, że nadal nie zrobiłam prawa jazdy.

Rodzice przez to uznali, że nie będą mnie wozić do szkoły, ale jakoś mało mnie to obeszło. Lubiłam dłuższe spacery, szczególnie z rana. Droga do szkoły zajęła mi ledwie piętnaście minut. Umówiłam się z dziewczynami pod automatem, który mijałyśmy w dzień rozpoczęcia. Napisałam im, że za chwilę będę. W tym budynku naprawdę łatwo szło się zgubić. Tym bardziej, że był ogromny w porównaniu z moją poprzednią szkołą. Przyspieszyłam kroku na parkingu, mijając kolejne nieznane twarze. Czułam się dobrze w swojej zwiewnej, jasnoróżowej sukience. Było za ciepło na długie spodnie. Mieliśmy przecież koniec lata. Wiele dziewczyn podzielało tę myśl, gdyż dostrzegałam same odkryte kolana.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz