44.

7.8K 293 150
                                    

Drew przyjrzał mi się z wybitną konsternacją. Jego pełne wargi ułożyły się powolnie w nieporadnym uśmiechu, zarumienił się pierwszy raz w życiu i przysięgam, że nie było nic bardziej cudownego na tej pieprzonej pustyni zagubionych ludzkich dusz, okaleczonych ciał i zadeptanych uczuć, zwanej Kalifornią.

Świat był znacznie piękniejszy, kiedy Drew Jones znajdował się w pobliżu, aby oślepić zwykłych śmiertelników blaskiem swojej chwały i zajebistości. Przygryzłam wargę, wspominając te przelotne pierwsze dni września, kiedy jedynym czego pragnęłam to moment, w którym przestałby istnieć.

Czarna, majestatyczna maszyna śmierci stała wiernie zaparkowana u jego boku. Kluczyk docelowo umieszczony w zgaszonej stacyjce, kask okupywał miejsce na skórzanym siedzeniu, a hipnotyzujące oczy Drew beznamiętnie spoczywały teraz na mnie. Swego czasu ubzdurałam sobie, że nie spodoba mi się już żaden ciemnooki chłopiec, nawet gdyby wydawał się pokaźnie intrygujący. Szczęśliwie, pokrzyżowano moje plany, być może z czasem oduczę się gdybać. To czyste marnotrawstwo.

- Nawet nie weszliśmy do środka, a ty już myślisz o tym, co będziemy robić po kolacji...- Usłyszałam jego drobną uwagę, otrząsając się z własnych myśli.

- Rozumiem, że masz na myśli oglądanie filmów do późna i dzielenie kanapy z moim psem? Bo chyba na to właśnie liczyłeś, przychodząc tutaj, kiedy w domu są rodzice, a z głośników leci zapętlona playlista z Georgem Michalem w czołówce.

Drew roześmiał się ukazując swoje rozkoszne dołeczki w policzkach.

- Zastanawia mnie, co ma wpływ na to, że jesteś tak niewiarygodnie spokojny.- Wysoko uniosłam brwi, niemal powątpiewając w skuteczność jego metod.

 Aura figlarnego wdzięku i niekosztownego dystansu emanowała z niego gęstymi kaskadami, była wręcz niewyczerpywalna.

- Twoje szczęście, krótko rzecz ujmując. Gdy widzę, jak mocno cieszysz się na mój widok, czuję, że absolutnie nie mogłem zakochać się w nikim innym.- Spojrzał mi prosto w oczy, i dokładnie wtedy nastąpił ten przeklęcie niezręczny moment, w którym absolutnie zaniemówiłam.

Poczułam, że z całą pewnością nie będę w stanie się wysłowić.

- Przysięgam, jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało, Drew. Serdecznie cię nienawidzę.- Szepnęłam wyraziście, ani na moment nie oglądając się wstecz.

Jego niepomierne zaskoczenie rozrysowało się przejrzyście w oczach, dla których skłonna byłabym utonąć u wybrzeży malejskich plaż, sunąc wstępnie boso po czarnym piasku. Wdzięcznie wspięłam się na palce, przytrzymując się asekuracyjnie jego szerokich ramion i z zamkniętymi oczami natrafiłam na jego spragnione, najmiększe w świecie usta.

Poczułam niewyobrażalną rozkosz i bliskie uwielbienie, podsycane ciepłem jego ciała. Drew rozchyliwszy wargi, przygarnął mnie z cichym jękiem do swojego torsu w wygłodniałym, desperackim pocałunku, który zawierał w sobie tak rozbudzające pokłady pasji, rzetelności i wiary, nieugaszonego czasem posuchy uczucia oraz nieutraconą nutą chłopięcej czułości, iż z trudem utrzymałam się na drżących nogach. Wsunąwszy rozczapierzone palce w moje włosy, pociągnął z nie lada przyjemnością za moje końcówki, podtrzymując mnie jedną dłonią w talii, dzięki czemu z rozbrajającą łatwością odchylił mnie do tyłu, uśmierzając przy tym mój dyskomfort długim, mokrym pocałunkiem, który definitywnie pozbawił mnie tchu.

Moje dłonie instynktownie zawadziły o jego pierś, muskając kark i poświęcając dłuższą chwilę pięknie wyrzeźbionej szczęce, która poruszała się z nieprawdopodobną harmonią, spijając każdy urywany oddech z moich warg. Jego ciało w zderzeniu z moim tworzyło spójną, znakomitą całość.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz