2.

37.2K 1.6K 128
                                    

Nie dane mi było się wyspać w sobotni poranek. Mark i Josh wyszczerzyli się do mnie szeroko, po tym jak obrzuciłam ich poduszkami za ich oryginalną pobudkę. Mianowicie, chłopcy wystrzelili we mnie kolorowym confetti, które rozsypało się po moim pokoju, łóżku i zaplątało również we włosy. Jednakże znacznie bardziej od cichego wybuchu przeraziło mnie, gdy zaczęli za drzwiami łazienki śpiewać mi po niemiecku "100 lat". Zamarłam ze szczotką we włosach. Nauczyli się dwóch zwrotek, nieodparcie kalecząc ten język. Do tej pory nie słyszałam gorszego wykonania urodzinowej piosenki.

- Julls, wyłaź wredoto, przecież mamy plany! - Zawył żałośnie Josh, gdy nie wychodziłam od paru minut. Zdążyłam umyć zęby i twarz oraz pozbyłam się pozostałości confetti.

Bez ostrzeżenia otworzyłam drzwi na oścież, zakrywając się ręcznikiem. Josh się zaśmiał, a Mark szturchnął mnie stopą w łydkę.

- Rzucanie tortem było przecież rok temu. Myślisz, że poszlibyśmy na łatwiznę? - Zacmokał Mark, chytrze.

- Zdejmuj ten turban! Nie będziemy ci teraz układać na głowie świeczek. Zresztą nie trzymałyby się. - Mruknął rozbawiony Josh. - Masz szczęście, bo super glue wykorzystaliśmy do innych celów...

Zrzuciłam ręcznik z głowy i zmrużyłam oczy, podejrzliwie.

- Jeżeli przykleiliście mój ulubiony stanik do drzewa przed domem to jesteście martwi jak ten najgorszy psychopata zabity przez własną żonę!

- Ale tą pierwszą czy drugą? Jakby nie patrzeć, to zmienia postać rzeczy. - Zamyślił się Josh, głaskając mnie po odkrytym ramieniu z uśmiechem.

Odsunęłam się z sykiem.

- Pierwsza zna wszystkie twoje brudy. - Wygodnie przeciągnął się po serpentynach Mark, uważając, by nie zabrudzić butami pościeli. - Co za tym idzie, ta druga będzie delikatniejsza.

Przechyliłam głowę na bok, udając, że przez chwilę to rozważam.

- Nie. Ta druga nauczy się na błędach tej pierwszej. Będzie nieufna, to i dogrzebie się głębiej. Poczucie zdrady i krzywdy sprawi, że połączy siły z jego ex, do tego stopnia, że nic z niego nie zostanie. Zniszczą gościa w każdym znaczeniu tego słowa.

Josh wyłupił na mnie oczy, odgarniając jasne włosy, jakby delikatnie speszony. Mark tylko na niego spoglądał, jakby przeczuwając, że coś się zaraz wydarzy. Nie myliliśmy się.

- Mark, druga szuflada. Szybko! Podaj mi rozmiar jej miseczki! - Josh doskoczył do mnie, przyciskając mnie ramionami do ściany, podczas gdy Mark wyskoczył z łóżka i prawie wyrąbał się o dywanik pod łóżkiem, przebierając długimi, chudymi nogami niczym wstawiony Jack Sparrow. W momencie gdy doskoczył do szuflad, ugryzłam Josha w ramię i wyrwałam się z uścisku, przymierzając się do Marka i okładając go ręcznikiem po brzuchu i udach.

- Zostaw moje biustonosze!- Wydarłam się na chłopaka, który pognał do szafy z nowym znaleziskiem, trzymając za przesuwne drzwi, bym nie mogłam go dopaść.

- Jak mi zaraz powiesz, że potrzebujecie rozmiaru, by mi tamten odkupić to przysięgam, że was obu...

- 80B, stary! Zapisuj! - Odkrzyknął z ekscytacją zza drzwi, po czym wydał z siebie pełen niezadowolenia jęk.- Poważnie, Julka? Po co ty w ogóle nosisz stanik z taką miseczką? Sądzisz, że jest co zakrywać?

Parsknęłam śmiechem.

- Mogłabym cię zapytać o to samo, kochanie. Po co zakładasz te ciasne bokserki, skoro i tak nie masz tam czego chować? - Zapytałam kokieteryjnym tonem.

Josh stojący za mną zaczął się krztusić ze śmiechu. Mark jedynie ryknął żałośnie, mamrocząc coś pod nosem. W końcu wyszedł z szafy, posyłając mi ciemne spojrzenie.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz