35.

7.9K 517 139
                                    

 Przykrył swoją dużą, ciepłą dłonią mą rękę, ściskającą drżąco za prześcieradło. Wstrzymałam oddech, powściągliwie przygryzając dolną wargę. Byłam zauroczona, wstrząśnięta, zawstydzona. Odległość między nami w jednej chwili wydała się zbyt duża. Nigdy nie przebrnęłam przez tak intensywne pożądanie namiętności, przywiązania. Dawno nie odczułam tak dotkliwego braku bliskości z mężczyzną. Uderzenia mojego serca nachodziły na siebie bez opamiętania w czasie tej krótkiej minuty. Przebiegłam wzrokiem po rozpiętych guzikach jego koszuli, lekko zarysowanej szczęce, rozwichrzonych ciemnych włosach, niedbale zaczesanych dłonią, zgrabnym nosie, kończąc na łuku brwiowym i zmrużonych powiekach mojego czarownego amanta, który przyglądał mi się z równym zainteresowaniem na twarzy.

Drew. Był moim najpiękniejszym koszmarem, zaborczą, diabelską pokusą i ucieleśnieniem wszystkich dziewczęcych marzeń. Przystojnym księciem na czarnym koniu, który zdecydował się uwieść niedostępną, arogancką królewnę.

Nasze serca biły tak blisko siebie, iż można by założyć, że rozgrywają miłosne tango, kiedy tylko nie patrzyliśmy.

Przycisnął mnie mocniej ciałem do miękkiego materaca, zawisając nade mną z wdziękiem i powabnym błyskiem w oku. Był w tamtym momencie tak niesamowicie seksowny, wniebowzięty i rozluźniony, iż nie mogłam oderwać od niego urzeczonego wzroku, bądź powstrzymać się od cichych westchnień. W mężczyznach było coś niepokojącego, ten szczególny magnetyzm i rozpalająca słabość do adrenaliny. Obsesja, z którą nie warto walczyć.

Jego oczy emanowały przyćmionym płomieniem pożądania, hipnotyzowały swoją mroczną głębią, nutą przekory, lubieżnych pragnień i gamą niespełnionych obietnic tej przepięknej nocy w Chicago.
Przysunął się bliżej, dając mi czas na oswojenie się z nadchodzącym biegiem wydarzeń. Piękne oczy osnute rzędem czarnych rzęs mrugnęły do mnie.

Przełknęłam ślinę, czując doskwierającą suchość w gardle. Ciało mężczyzny z idealnym wyczuciem przylgnęło do mojego. Sponiewierane jak dotąd oddechy wmieszały się w jeden, współgrający i rytmicznie dopasowany. Jego dłonie ujęły z czułością moją twarz, a niesfornie zmrużone oczy pozostały wpatrzone w moje, jakby od tego zależał jego dalszy krok.

Musnął z namaszczeniem mój gładki policzek, i w czasie, gdy ja obrysowywałam z zamkniętymi oczami kontur jego twarzy, trącił nosem moje ucho, drażniąc wrażliwą skórę szyi koniuszkiem zimnego języka. Szepnął, że jestem niesamowita i przepiękna, nim wykonał ostateczny ruch złączając nasze spragnione usta.

Jego miękkie wargi otarły się o moje po raz pierwszy, sprawdzając ich doskonałą fakturę, ścierając ciemną szminkę, wyzwalając morderczy głód z mojej piersi i obezwładniając myśli pożądaniem. Mocno przylegał do mojego ciała, wbijając nas razem w materac, spijając ostatnie urywane westchnięcia z moich ust. Był wymagający, niespieszny, dokładny. Docierał mojego smaku, dotyku. Niespiesznie udowodnił, że cholernie łatwo można przy nim zapomnieć, jak należy oddychać. Nie potrafiłam myśleć trzeźwo. Natężenie doznań, dudniącego serca, jego ciała tuż przy mojej piersi, rozszarpanych oddechów wydobywających się spod naszych gorących, zachłannych ust, całkowicie zaburzało mój kontakt z otoczeniem.

Przed sobą miałam zabójcze brązowe tęczówki i widok na umięśniony, twardy tors, kiedy całkowicie zrzucił swoją koszulkę przez głowę. Jego skóra była gładka, wręcz aksamitna w dotyku. Przejechałam palcami po jego smukłym, wyćwiczonym brzuchu, zahaczając kciukiem o srebrny łańcuszek bezwładnie dyndający tuż nad sercem. Powędrowałam tam dłonią. Biło niesamowicie szybko. Rytmem wolnym od kłamstw, pięknym podkładem dla jego żywych, otwartych uczuć. I przysięgam, że nie było nic wspanialszego, niż widzieć jego brunatne, przenikliwe oczy wpatrzone we mnie z najwierniejszym oddaniem.

Drew był przystojnym, szaleńczo zakochanym, chłopcem, który nie chciał być ponownie wykorzystany i zraniony. Nie pragnął pocieszenia, słodkich słówek czy fali kolejnych wyzwań, jakim spokojnie sprostałby w jedną noc. On chciał czegoś więcej. Bo kwintesencję swoich żądań i pragnień odnalazł we mnie. I jeżeli kiedykolwiek miałam go pokochać, mogłam być pewna, że zatracę się w nim bezpowrotnie i to z wzajemnością.

Przeciągnęłam dłonią po jego piersi, obserwując z zafascynowaniem, jak przyspiesza mu puls, a usta układają się w szerokim uśmiechu. Pragnął mnie w ten upajający, namiętny i romantyczny sposób, lecz wiedział, że nie może mnie dotknąć, póki nie wyrażę na to zgody. Czuł związany z tym niedosyt, ale uznawał moją decyzję i nie podejmował się śmiesznych, prowokujących igraszek, które miałyby na celu wymusić na mnie określoną reakcję. Niektórzy chłopcy dojrzewają w odpowiednim momencie, inni wcale.

- To ten moment, w którym mówisz, że coś do mnie czujesz? - Szepnął pytająco z zachrypniętą nutką dramatyzmu w głosie.

- Chcesz usłyszeć, że niesamowicie całujesz? Co czuję, gdy mnie dotykasz? - Przygryzłam wargę, widząc jak zjeżdża wzrokiem coraz niżej, omiatając moje ciało wygłodniałym spojrzeniem.

Przycisnął mnie do łóżka, warcząc kusząco do mojego ucha. Jego głos stał się przeszywający, niski, ponętny. Drżałam pod nim, bez powodzenia łapiąc nierówny oddech w płuca.

- Drew.- Jęknęłam głucho, przeciągając ręką po jego włosach, czując jedwabistą miękkość czarnych pukli, lekko kręconych przy linii karku.- Bezczelnie pozbawiasz mnie powietrza.- Mruknęłam, gdy przeniósł swoje dłonie na linię mojej tali, łapiąc zdecydowanie za biodra. Nie odrywając warg od mojej skóry, wyszeptał:

- Widzę, że zostaje nam już tylko położyć się spać.

Mężczyzna przygarnął mnie opiekuńczo do swojego rozgrzanego torsu, bez skrępowania zaciągając się moim zapachem, jak sama zwykłam to czynić wiele razy.

- Obiecasz mi tylko, że zostaniesz całą noc?- Nie chciałam obudzić się bez jego ciepła przy moim boku. Ta myśl stała się przerażającą wizją pustki.

- Przecież omawialiśmy działanie pakietu łóżko plus ja? Oczywiście, że nigdzie się nie ruszam.- Pokręcił głową, roztrzepując ten artystyczny nieład we włosach.

- Dokładnie to chciałam usłyszeć, dzięki.

- I tylko to cię niepokoi, skarbie?- Był czujny jak dotychczas.

- Nie. Wciąż myślę o naszym pocałunku. – Zarumieniłam się, choć w półmroku nie był w stanie tego dostrzec.

- Chcesz tego spróbować jeszcze raz? – Wychrypiał męskim barytonem na wysokości moich oczu.- Weź tylko pod uwagę, że gdy konkretnie się za ciebie zabiorę, to prawdopodobnie nie będziesz w stanie zmrużyć oka przez całą noc.

- Dlatego między innymi nie wchodzę już z tobą w żadne zakłady, nie potrafisz uczciwie przegrywać.

- Aż tak niebezpieczny jestem? – Wzrok przystojnego, uwodzicielskiego diabła miał opanowany do perfekcji.

Posłałam mu niewinnego kuksańca w bok.

- Chyba jestem na dobrej drodze, by się w tobie zakochać, durniu. - Zaśmiałam się cicho, gdy ten wysoko uniósł brwi. Mój oddech ledwo trzymał się w ryzach.

- Więc nie próbuj się sprzeciwiać. Pozwól, żeby to los napisał naszą wspólną historię.

- Dlaczego jesteś taki pewien? – Odwróciłam głowę, tylko po to, by spojrzeć mu w oczy. Doszukałam się niezabliźnionej, głębokiej rany w znaczeniu jego następnych słów.

- Bo prędzej mnie znienawidzisz niż ponownie się we mnie zakochasz.

Moje serce z miejsca zabiło mocniej, dynamiczniej, gwałtowniej. Ponieważ od tego momentu, biło swoim utartym rytmem dla nas obojga.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz