15.

20.2K 1K 168
                                    

Oparłam głowę o skórzany zagłówek w kolorze brudnego beżu i rzuciłam moją kopertówkę na deskę rozdzielczą samochodu. Przez szybę miałam doskonały widok na dwóch mężczyzn ucinających sobie pogawędkę na mój temat. Uśmiechali się, nieznacznie gestykulując. Westchnęłam pod nosem, spoglądając na ich szczupłe, umięśnione sylwetki odziane w dopasowane marynarki i spodnie od garnituru. Zaczynałam rozumieć, co dziewczyny tak kochają w balach. A mając przed sobą dwóch dorodnych samców, nie miałam co do tego wątpliwości.

Panowie po kilku minutach uścisnęli sobie dłonie, kończąc tym samym rozmowę. Nie spuszczałam z nich wzroku. Jacob został na podjeździe, podczas gdy Drew zmierzał pewnym krokiem do samochodu. Zerknęłam w bok, patrząc jak zwinnym ruchem wślizgnął się na przednie siedzenie, niczego nie komentując. W myślach westchnęłam z ulgą. Może nie obędzie się bez nieręcznej ciszy, ale przynajmniej nie będziemy się sprzeczać całą drogę, co jeszcze chwilę wcześniej wydało mi się absorbującą perspektywą.

Poczułam się na tyle pewnie, że bez skrępowania obserwowałam jego profil i zuchwały uśmieszek na ustach. W momencie, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce, moje ciało zadrżało z taką samą częstotliwością, co jego samochód. Czarne Porsche wydało z siebie niski, melodyjny pomruk, zupełnie niepodobny do ciężkich warkotów z jakimi miałam wcześniej do czynienia. Kątem oka śledziłam z jaką płynnością Drew manewruje kierownicą, wyjeżdżając płynnie na ulicę. Po pewnym czasie, który wydał mi się wiecznością, odezwał się ściszonym głosem:

- Widzę, że też próbowałaś już wszystkiego. To by oznaczało, że jesteśmy kwita, maleńka.

Wypuściłam powietrze z ust ze świstem. Nie mylił się. Krzyżowałam z nim szable do skutku i poległam na finiszu. Nie mogłam jednak pozwolić, żeby pławił się w swoim zwycięstwie. Przynajmniej nie na długo.

- Powinieneś był odwrócić się na pięcie i odjechać. Prawie każdy by tak zrobił. Wiesz, jakbyś mnie tym uszczęśliwił, gdybyś popłynął zgodnie z planem? - Pokręciłam głową, tłumiąc uśmiech. - Wysłałabym ci gońca z kwiatami na następny dzień z tej całej wdzięczności.

Drew zdjął jedną dłoń z kierownicy, tylko po to, żeby wolną ręką dźgnąć mnie w żebra. Nie zirytował mnie ten gest, bardziej rozbawił. Nie byłam już tak spięta, tak jak piętnaście minut wstecz.

- A ty co? Nadal nie składasz broni?

- Pragnę ci przypomnieć, że to, że siedzę w twoim aucie to jak do tej pory twoje największe osiągnięcie. A mogę wysiąść tak szybko jak wsiadłam. I nie zrobi mi to różnicy, czy wysadzisz mnie sam na środku drogi, czy też poczekasz na Jacoba, żebym się...

Posłał mi spojrzenie z ukosa.

- Zabieram cię ponoć na twój pierwszy bal w życiu. Sądzę, że jak na tak krótki staż, robimy imponujące postępy.

Jacob musiał mu o tym wspomnieć. I to celowo.

- Wyciągnąłeś mnie na niego podstępem. Rzeczywiście jest czego gratulować...

- Pewnie. Inwencji twórczej, uroku osobistego, wytrwałości... O czymś zapomniałem?

- Tak. Braku aprobaty drugiej strony. - Powiedziałam najbardziej bezbarwnym głosem na jaki mnie było stać.

- Drobne niedopatrzenie. - Mrugnął do mnie wesoło.

- Mogę cię o coś zapytać? - Położyłam dłonie na kolanach, bawiąc się pierścionkiem na palcu.

Skinął głową.

- Czy zawsze musisz postawić na swoim? Nigdy nie patrząc na ludzi wokół? Czy może jest jakiś wyjątek, gdy rzeczywiście...

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz