21.

20.9K 853 229
                                    

W ciągu piętnastu minut od wyjścia Clary znaleźliśmy się w jego samochodzie. Pieprzonym czarnym Porsche. Jakby nie mógł pokusić się o zakup zwykłego, klasycznego kabrioletu, który jak mniemam, również spełniłby jego wygórowane oczekiwania.

Niestety jedno musiałam przyznać. Jego samochód był obłędnie zachwycający w każdym calu. Niepodważalnie odzwierciedlał wszystko, co w Drew było takie pociągające, tajemnicze i piękne. W życiu nie widziałam samochodu, który by z tak niegodziwą precyzją oddawał złożony charakter oraz silną osobowość właściciela. Między innymi jego mroczy urok, czarną niepokalaną duszę, bezpretensjonalne poczucie smaku i męskość w jednym. Samochód był jego wizytówką. Znakiem rozpoznawczym. Jak również była nim czarna kurtka, która wiernie towarzyszyła mu przez większość czasu. Miał ją na sobie i tego dnia. W cholerny niedzielny poranek.

Pomijając jednak kwestię jego cholernie drogiego samochodu, którym notabene zostałam uprowadzona, a także zabrana na najpiękniejszy bal w życiu, chyba nie miałam z nim jakiś szczególnych wspomnień... Zabawne więc, gdyby pomyśleć jak do tego doszło, że oboje znaleźliśmy się w jego aucie, wpierw nie zabijając się nawzajem. Cały proces przejściowy zajął nam zaledwie kwadrans.

Poczynając od zaciętej walki na spojrzenia, a kończąc na brawurowej grze słownej, odnosiło się wrażenie, że chyba chodzi o coś więcej niż o dobrze rozegraną bitwę na spojrzenia. Gdzieś pomiędzy nami wisiało napięcie podsycane niepewnością nas dwojga. Atmosfera momentalnie zgęstniała, a powietrze stało się niemal tak ciężkie jak nasze oddechy, gdy bez pamięci wpatrywaliśmy się siebie. Liczyła się każda pieprzona sekunda.

Starałam się odwrócić wzrok, co było jednak o wiele trudniejsze niż z początku zakładałam. Drew nie pozwolił mi skupić się na niczym innym. Uwodził mnie spojrzeniem. Pragnął bym widziała właśnie jego. Mówiąc, że nie osiągnął celu pisałabym się na wierutne kłamstwo. Bez trudu uchwycił tlącą się we mnie chwilę słabości i przeciągnął ją na swoją stronę. Byłam bezbronna, osaczona. W dodatku nie potrafiłam zebrać słów. Doznanie okazało się być niemal tak palące jak jego dotyk, który chwilę później mogłam poczuć na własnej skórze. Pod cienką warstwą piżamki, gwoli ścisłości.

Na jego rozchylonych wargach zagrał krótki uśmiech, kiedy muskał mnie palcami po odkrytym ramieniu.Z trudem przełknęłam ślinę. W momencie, gdy nasze oczy ponownie zetknęły się pełnym żaru i pasji spojrzeniu, zabrakło mi tchu. Definitywnie traciłam dla niego głowę. Tonęłam, staczając się na dno pełne żarłocznych, wygłodniałych rekinów. A co najlepsze, sama na to pozwoliłam. Wypierając się swoich uczuć i słabości. Pozostając w przekonaniu, że jestem na tyle silna, by podołać wszystkiemu i wszystkim. By wyjść bez szwanku z niemal każdej opresji. Niestety pominęłam w tych wszystkich rozmyślaniach najistotniejszy szczegół, a zarazem główny element bez którego ani rusz. Moje serce.

Ostatecznie z rozmowy, jaką przeprowadziliśmy, pamiętam tylko tyle, że zarumieniłam się, gdy zasugerował, że jeśli zaraz nie skoczę na górę się przebrać w piętnaście minut, on zaniesie mnie do samochodu w obecnym stanie, dokładnie taką jaką mnie zastał. Czyli nieuczesaną, zaspaną, bez makijażu, w skąpej piżamie. Kiedyś zapewne zaśmiałabym mu się w twarz i rzuciła pewnym nieprzystającym damie zwrotem, jednak znając go dostatecznie długo wiedziałam, iż nie żartuje. Wiedziałam też, że byłby do tego zdolny. I to mnie przekonało.

Obdarzyłam go przydługim spojrzeniem, wyrażając tym samym moje niezadowolenie i niechęć. Arogancja w niczym, by tu nie pomogła. Tak więc, bez zbędnych kłótni oraz roszczenia sobie pretensji co do moich praw, śmignęłam z powrotem na górę, szykując się do wyjścia. Mogłam oczywiście, w tym czasie, kiedy on czekał na dole, wybrać numer kierunkowy do rodziców, postawić na nogi najbliższy komisariat, obudzić przyjaciół i opieprzyć Clary, że pozostawiła mnie samej sobie, w momencie, gdy pewien niepoczytalny mężczyzna stał pod moim domem. Tak, mogłam. Jednak bądź co bądź, będąc w stanie najwyższej zgodności z samą sobą, stwierdziłam, że po prostu nie mam na to ochoty.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz