40.

6.5K 310 60
                                    

Laurent Will objął spojrzeniem całą publiczność, nonszalancko trzymając swój srebrny mikrofon między dwoma palcami. Uśmiechał się szeroko, rozbawiając tłum ludzi do czasu, gdy operatorzy dźwięku oraz statyści od animacji nie przygotowali dla niego sceny. Był ubrany w elegancki frak z rozkrochmaloną koszulą u samej szyi, jego smukłe palce zdobiły sygnety. Miał ciemniejszą karnację, rasowy afroamerykanin. Tatuaże dyskretnie wysnuwały się spod okrytych nadgarstków, na rozczochranej czuprynie zajmował miejsce wysoki, czarny cylinder. Magik miał wykonać potwornie wyczerpujące show, zachwycić widzów i zniknąć ze sceny nim zgasną ostatnie światła.

Ziewnęłam w roztargnieniu, daremnie wypatrując Drew.

- Będę potrzebował gorącej ochotniczki.- Wyszeptał niskim głosem do mikrofonu sprawiając, że poruszenie na sali zgęstniało momentalnie, a dziewczęta zaczęły obsesyjnie wachlować się rękoma od rosnącego napięcia. Większość z nich liczyła, że zjawiskowy artysta wybierze je do roli asystentki. Wyzywające, skąpe stroje zdecydowanie ułatwiały Willowi błyskawiczny wybór, pomyślałam, poprawiając mimochodem niewielkie wgniecenie uformowane na moich skórzanych spodniach.

Czułam tępy, rwący ból głowy i traciłam cierpliwość do stania dłużej w tym tłumie, tudzież było niesamowicie duszno. Przesunęłam wzrokiem po reszcie oczekujących osób, dopiero po chwili orientując się, że prowadzący przez tę całą sekwencję zdań patrzył na mnie. Pozostali wydawali się niecierpliwić, gdyż nie ruszyłam się z miejsca. Uniosłam brew, spoglądając na niego znacząco.

- Młoda damo, zapraszam do mnie na scenę. Przyszłaś tu, żeby zachwycać, a nie ukrywać się w cieniu, prawda? - Jego rzęsy zatrzepotały w ujmującym spojrzeniu, jakie zaoferowały mi jego ciemne oczy.

- Myślałam, że potrzebujesz gorącej ochotniczki, a ty nie bez powodu celujesz w dziewczynę kościotrupa. Do czego jestem ci potrzebna?- Założyłam ramiona na piersi, piorunując go nieprzejednanym wzrokiem.

Jego charyzma i atrakcyjna prezencja nie oddziaływała na mnie tak, jakby sobie tego życzył. W jego przeczuciu każda chciałaby się z nim umówić po występie. Był wystarczająco przystojny, czyż nie?

Laurent uśmiechnął się z uznaniem. Zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się jeszcze bardziej, kiedy uchwycił mój roszczeniowy wyraz twarzy. Podobał mu się stan do jakiego mnie doprowadził.

- Wybacz, ale z założenia martwe dziewczyny nie prezentują się tak seksownie jak ty. - Roześmiał się razem z tłumem, który zareagował w zawrotnym tempie pod jego dyktando. Przyuważyłam akurat wtedy, że miał srebrny kolczyk w górnej wardze.

- Słaba próba przykucia mojej uwagi. Jaki jest twój problem, Laurent? - Zapytałam rozdrażniona, przewracając oczami. Byłam świadoma, że moje soczewki były koloru czarnego - wyłącznie na potrzeby charakteryzacji. Tak trywialny gest mógł więc budzić grozę, wydać się niepokojący.

- Taki, że wybrałem ciebie, a ty wcale nie zamierzasz ze mną grzecznie współpracować. - Przechadzał się po scenie lekkim krokiem, stając finalnie naprzeciw mnie.

Połacie pięknego fraku zafalowały zgrabnie pod wpływem posuwistego ruchu jego ciała. Lakierowane pantofle znalazły się w niewielkiej odległości od krańca podestu. Szczęśliwie patrzył na mnie z góry, nasze oczy dzieliły ponad dwa metry wysokości. Dystans bezspornie był w tym wypadku zaletą, przypadającą na jego korzyść.

- Nie wydajesz się godny zaufania. - Odparowałam niechętnie.

- Bez obaw, jestem poświadczonym dżentelmenem. Skopałaś na dziś wystarczającą ilość męskich tyłków, wielka szkoda, bym i ja dostąpił tego zaszczytu. - Prychnął cicho, wywołując bezceremonialnie pozytywną reakcję publiczności. Pamiętali doskonale wydarzenie sprzed godziny. 

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz