6.

27.3K 1.3K 168
                                    

Spomiędzy uśmiechniętych osób, widziałam tylko jeden uśmiech. Wobec tego obiecałam sobie nawet nie zerkać w jego kierunku. Tym razem przyszedł ze znajomymi, nie sam. Albo nie chciał się wydać zbyt oczywisty albo faktycznie trafiliśmy na siebie przypadkiem. Co nie powinno być zastanawiające, zważywszy, że mieszkaliśmy w jednym mieście. Wspólni znajomi, te same imprezy - czysty standard. Nie łudziłam się, że zdołam tego uniknąć. I wszystko by dla mnie zagrało, a przynajmniej byłabym mniej podejrzliwa, gdyby nie jego wcześniejsze wystąpienie w barze sushi. Tam dał mi jasno do zrozumienia, przy świadkach, że jeszcze się z nim pomęczę.

Nie ukrywał, że uwielbiał w życiu pociągać za sznurki. Nie dawało mu to pewnie spokoju, iż ciągle mam nad nim znaczącą przewagę. Bo nie mógł mną swobodnie manipulować. Znał mnie też za krótko by wniknąć w moje myśli, domyślając się dalszych reakcji. Radził sobie jednak lepiej z improwizacją niż poprzednicy. Za niechęcią, którą ku niemu słałam obfitymi garściami, musiało się jednak kryć coś więcej. Może odpowiadał za to fakt, że Drew nie dawał się łatwo zaszufladkować, poznać. Pozwalał mi tylko zakładać, że mówi mi o sobie i zdradza jakim jest człowiekiem, choć w praktyce pozostawiał mnie z niczym. Mogłam tylko gdybać, do czasu, kiedy to on sam nie wyprowadziłby mnie z błędu. Drażnił się niesamowicie, rozkoszując się tym napięciem w powietrzu, które wyczuwalne było nawet teraz, gdy staliśmy daleko od siebie, rozdzieleni przez innych ludzi.

Ukłucie w piersi sprawiło, że niemal się wzdrygnęłam. Ale tym razem nie czułam do chłopaka wstrętu czy obrzydzenia. Nie, naprawdę był w tym dobry. Brylował na samej granicy przyzwoitości i dzielnie się jej trzymał. Potrafił ugrać swoje, sprawiając wrażenie zabawnego, pewnego siebie gościa o dobrych intencjach. Tak kupił moje przyjaciółki, uśpił czujność chłopców i lada chwila pewnie chciał też zbajerować na podobnych zasadach i mnie. Widziałam jednak podobny schemat już kiedyś. Natarczywość skrywaną pod płaszczykiem szerokiego uśmiechu, zuchwałość widoczną w mowie ciała, potrzebie bycia jak najbliżej. Flirt sklecony z rozmowy, w której ciche niedopowiedzenia rozwiązywała gra dwóch nieugiętych spojrzeń. Czyżby był do cna dwulicowy? Tego nie wiedziałam.

Nie był jednak nieomylny. Odsłonił się, a przeczucie podpowiadało mi, że ciut niechcący. To nagłe zaproszenie na imprezę zakrawało o desperację. Trochę burzyło jego wizerunek, bo ukazywało emocjonalną podwalinę. Skłamałabym, mówiąc, że mnie nie zaskoczył. Drew tak uparcie kreował się na przebiegłego, odprężonego casanovę, który ma odpowiedź na każdy unik, uśmiech na każdą okoliczność. To było nieoczekiwane, lecz nie bez powodu przyniosło mi cień satysfakcji. Nie byłam jedyną sfrustrowaną w tej komedii, której reżyser chyba w pewnym momencie zabłądził, mocno zbaczając z toru. Niewiele mu brakowało, żeby pękł i po prostu się wycofał. A fanfary niech grzmią, a szampan rozlewa się do rana. 

Bezpośrednia propozycja pewnie według niektórych, a może i niego samego, mogła poświadczyć o niezachwianej pewności siebie. Nie zawsze. Drew, owszem, zastawił ładną fasadę. Tyle, że jego błędem było to, że przez cały czas patrzył mi w oczy. Dostrzegłam to, co tak skrzętnie chciał przede mną ukryć. Obawę przed rychłym odrzuceniem, nerwowość tak znaną nastolatkom, oczekiwanie i pewną ekscytację. To małe potknięcie sprawiło, że stał się dla mnie bardziej ludzki. Mniej zagadkowy, impertynencki. W jednakowym stopniu nieznośny, ale chociaż bardziej zrozumiały. Doskonale wiedział, że się z nim nie umówię. Zadbał więc, żeby to tak nie wyglądało.

Chciał, byśmy spotkali się na bezpiecznym dla niego gruncie, gdzie obecność ludzi miała stanowić za tło, niejaki pretekst. Miałby wtedy tak wiele możliwości. Ignorując mnie cały wieczór, żeby odbić piłeczkę. Flirtując z dziewczętami na okrągło, abym zobaczyła, co tracę. Robiąc scenę przed całą szkołą, ujawniając jakiś głupi zakład z kumplami, którego byłam częścią... Ostatnim, czego bym się po nim spodziewała byłaby jego nadmierna gościnność. Wnioskuję więc, że przy tej opcji by obstawał, robiąc mi na przekór i grając idealnego gospodarza niczym ci pajace z telewizyjnych show.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz