Najprawdopodobniej przechodziłam właśnie przez drugie stadium szoku, kiedy to rzeczywistość zaczyna powoli i w pełni docierać do zastanego umysłu i przygniatać świadomość niemożebnym ciężarem.
Był tam. Był ze mną, gdy jak ta przerażona dziewczynka, wpatrywałam się wielkimi oczami w żółte, zmrużone ślepia czarnego niedźwiedzia, wciąż niedowierzając, że zaraz mogę zginąć. Pozostał trzeźwy, kiedy ja szarpałam się z myślami, w duchu walcząc o kolejny oddech. Będąc na pograniczu jawy a snu, chciałam pozostać w tej błogiej nieświadomości- ponieważ to z czym przyszło mi się zmierzyć wykraczało ponad wszelkie schematy, jakie budowałam w swojej głowie.
Nie myślałam racjonalnie, gdyż sytuacja, choć prawdziwa, w żaden sposób nie mogła wkomponować się do mojego obrazu teraźniejszości. Tak jakby ktoś zatrzymał klatkę filmu, każąc mi ją oglądać w nieskończoność, bez zdradzenia ciągu dalszego.
To było wszak istną torturą. Przeciągającym się spektaklem, żywcem z horroru, który nie zamierzał dobiec końca. Ewenement całości i tego, że nie znalazłam się w podobnych okolicznościach nigdy wcześniej, wcale nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za reakcję. Byłam winna Drew wielką przysługę. Dopiero teraz do mnie dotarło, że mężczyzna uratował mi życie.
* * *
Wszedł do chatki płynnym, wdzięcznym krokiem, równoważąc ciężar w swoich dłoniach poprzez odpowiednie ułożenie stóp. Gdy wparował do ciasnego pomieszczenia, przytargał za sobą zimne powietrze, dojmujący chłód wieczoru i cień wiatru. Objęłam go zachłannym spojrzeniem, zapamiętale mierząc wzrokiem jego rozbudowaną, postawną sylwetkę wyróżniającą się na tle czarnej jak węgiel poświaty nocy. Zmysłami rozrysowałam sobie każdy szczegół, na który powinnam zwrócić uwagę. Serce wybijało znany dobrze mi takt, ale ja czułam się tak jakbym widziała go po raz pierwszy.
Przemoczone kosmki włosów przykleiły się do czoła, okalając jego przystojną twarz sponiewieraną przez bezlitosne podmuchy wiatru, wysiłek i trud dzisiejszej nocy. Mogłam bez problemu wyczytać z jego oczu zmartwienie i krańcową troskę. Posłał mi krzywy uśmieszek, jakby na domiar złego, weryfikując, czy nic mi nie jest. Kiedyś nie poczułabym nic szczególnego, jeśli by w ten sposób na mnie spojrzał. Ale obojętność wyparowała. Zauważyłam drobną różnicę. Obecność Drew była jedyną rzeczą, dzięki której nie postradałam jeszcze zmysłów. Miałam w nim niezrównane oparcie i swojego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. A tego nie dał mi dotychczas żaden mężczyzna.
- Uratowałeś nas, Drew- wybąkałam pod nosem, starając się uciszyć rozszalałe serce, które autentycznie podskoczyło na jego widok. - Dziękuję.
W geście niepojętego zdziwienia, zatrzymał się w pół kroku, zahaczając prawym butem o dywan i omalże nie wywracając się przy tym z całym asortymentem drewna, które dźwigał w ramionach. Odzyskawszy jednak ścisłą równowagę, wyprostował się ze spowolnieniem jak struna, patrząc na mnie w nieokreślony sobie sposób.
- Naprawdę jesteś dla mnie miła? Ale tak szczerze i bez sarkazmu?- To jego skoncentrowane spojrzenie miało tak poważny charakter, iż zaczęłam się zastanawiać, czy on rzeczywiście nie żartuje.
- No dalej- wymruczał nisko, delikatnie kłapiąc zębami.- Wiem, że stać cię na coś lepszego- pokazał mi rąbek języka, nie przerywając zajęcia. Pomimo dźwigania kilku sosnowych kłód różnej wielkości, nie zaburzał swojego rytmu pracy. Był nawet w stanie się odwrócić i puścić mi oczko.
- Doskonale wiesz, że gdyby nie ty to...- Zaczęłam mówić ciut głośniej, przerywając w pół słowa.
Odchrząknął cicho, delikatnie opuszczając pal na podłogę. Nasze uszy spotkały się z charakterystycznym dźwiękiem obijanego drewna. Wykwintną na pozór ciszę, przeciął jego głośno zasysany oddech. Drew odsapnął z odrętwieniem kończyn, podrapał się po lekko widocznym zaroście na podbródku i przetarł mokre czoło rękawem koszuli. Moja kobieca podświadomość nie dawała mi odpocząć ani na chwilę, rzucając cień natchnienia na pogranicza wybujałej wyobraźni. Ponownie byłam świadkiem sceny, w której te smukłe, perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie pracowały niezmordowanie pod materiałem cienkiej koszuli i mokrego podkoszulka. Chłonęłam wzrokiem zarys jego kości biodrowych, skupiony wyraz twarzy, ponętnie wygięte usta.

CZYTASZ
Julia
Romance"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana." - "Dziennik Bridget Jones", Helen Fieldi...