39.

7.1K 329 67
                                    

Skórę muskały przebłyski reflektorów, wysokie obcasy etykietalnie trzymały się podłoża, rozpuszczone włosy niedbale powiewały na wietrze. Makijaż był znacznie mocniejszy niż zwykle, nie byłam dzisiaj sobą w pełnym wymiarze.

Drew mrugnął do mnie konspiracyjnie, wąsko obejmując mnie w talii. Obiecał, że to będzie krótki, niezobowiązujący wieczór, gdzie szczęśliwie moje aspiracje towarzyskie ostaną na minimum możliwości, a okazje do konfrontacji z ludźmi, których nienawidzę...

- Witaj, moja droga, urocza koleżanko. - Poczułam nieprzyjemny ucisk w piersi, jeszcze nim wykonałam pełny obrót, by stanąć twarzą z przepiękną, złowrogo olśniewającą ikoną swojego liceum. Uwielbianą, szalenie popularną, bądź niejako wzgardzoną, Kelsey Johnson.

- Cześć, Kelsey. - Wymówiłam jej imię miękko, bez uśmiechu. Jej przebranie imitowało szalenie ponętną dziewczynę Tarzana, Jane. Miała na sobie kusą, cielistą sukienkę z drobnym wykończeniem u spodu, które obszarpane przy powyrywanych nitkach, nadawało drapieżności całej kreacji. Bujne, puszyste włosy układały się w niedbałe fale, jakby niedawno co wyszła spod prysznica. Wysokie szpilki koloru beżowego harmonijnie współgrały ze świeżą opalenizną, a rozświetlający, celowy dobór kosmetyków sprawiał, iż mimo wszystko prezentowała się niewinnie.

- Nie widziałam cię tutaj wcześniej. Przyszłaś sama? Wydajesz się dosyć zagubiona, skarbie.- Szmaragdowe tęczówki doprawiane złotym, bursztynowym odcieniem spoczęły powoli na mojej twarzy. Zdążyła mnie zlustrować spojrzeniem już znacznie wcześniej, niczym znakomita większość tutaj zebranych. I doskonale wiedziała, że nie przyszłam sama. Inaczej w żadnym wypadku nie fatygowałaby się, aby do mnie podejść.

- Czekam na kogoś i czuję się świetnie.- Odparłam z szerokim uśmiechem, który sygnalizował, że świetnie ją przejrzałam. Bezpośredniość była zdecydowanie moją bajką. - Mam szczerą nadzieję, że twój czas również mija rewelacyjnie, Kelsey.

Jej brwi mimowolnie podjechały ku górze, fasada nieskazitelnej dziewczyny z sąsiedztwa rozpadła się w proch. Wyczuła mój niechciany sarkazm, uderzył ją również mój stonowany ton. Powinnam okazać jej więcej respektu, na co nietaktownie liczyła sądząc po ułożeniu pełnych warg.

- Tak, nie pomyliłaś się. Impreza wydaje się być fantastyczna.- Jej długie, sztuczne rzęsy zamigotały kilkakrotnie. Usiłowała zatuszować swoją złość. Przesadna ilość różu na policzkach podkręcała zewnętrzny efekt jej urazy.- Chociaż niektórzy najwyraźniej nie chcą w niej uczestniczyć.

Uśmiechnęłam się beztrosko. Pewne gesty opanowałam do absolutnej perfekcji, fałsz był prawie niedostrzegalny.

- Prawda, nie czuję się dziś najlepiej, ale twoje cudowne towarzystwo czyni ten wieczór znacznie lepszym. Dziękuję. - Przyjacielsko dotknęłam jej ramienia, czując jak spinają się jej mięśnie, a oddech zaczyna synchronicznie przyspieszać. Ta dziewczyna dźwigała na plecach olbrzymi ciężar. Jej nienawiść do mnie była nierozerwalna, ciągła, narastająca, acz poważnie interesująca...

- Naprawdę myślisz, że on zadowoli się tobą na długo? - Usta wykrzywiły się w prowokacyjnym uśmieszku. Odkryła tym drobny mankament swojego charakteru - przebrzydłą złośliwość i arogancję. Wraz z tym wyjawiła rozstrzygający powód naszej rozmowy. Czemu zawsze musiało chodzić o chłopców?

- Tak, w końcu umawia się ze mną, a twój numer podarł zaraz po fakcie, całkowicie zapominając, że istniejesz.- Czysto i bezbłędnie uderzyłam jej rozchwiane uczucia.

Kelsey zacisnęła usta. Miała dziewczęce wypieki na twarzy, w oczach zagrzmiała furia, choć plecy pozostały wyprostowane, a głowa utrzymana wysoko. W celu utrzymania pozorów, że jej pozycja i godność sięga znacznie wyżej niż dziecięca, wyżej nieuzasadniona niechęć do mnie.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz