Patrzyłam z uderzającym spokojem, jak tafla jeziora reaguje pod wpływem mojego dotyku. Cisnęłam kolejny kamień przed siebie, wzburzając tym łagodną falę na gładkiej powierzchni wody. Miałam wrażenie, a raczej pewność, iż dźwięk i szum drzew poniosą ją gdzieś daleko, aż ta dobije do swojego brzegu. Każda fala odnajdywała swój brzeg. Tak jak dowolnie wybrany człowiek odszukiwał swe przeznaczenie. Którym jak na ironię, zawsze była śmierć.
W wieku siedemnastu lat nie myśli się o śmierci. Przynajmniej nie w taki sposób, jak postrzegają ją dorośli. Jest to odległa, lecz przygnębiająca rzeczywistość, której każdy dosięgnie w odpowiednim czasie. I nie będzie tajemnicą stwierdzenie, że wszystkie pojedyncze tchnienia i kolejne uderzenia serca zbliżają nas nieuchronnie do końca. Wprost ku unicestwieniu. Życie w swej niekonwencjonalnej prostocie jest po prostu kruche, niestabilne i strasznie mało przewidywalne. Pewnie więc dlatego wydaje się takie fascynujące. Aby lepiej je poznać trzeba wciąż szukać i nigdy nie ustawać w swoich próbach. Iść dalej, konsekwentnie łamać schematy, przekraczać swoje granice i stawać się coraz lepszym człowiekiem. Ale przede wszystkim, trzeba pamiętać o miłości. Bo bez niej nawet najbardziej trywialne rzeczy nie zyskają ani krzty sensu. Życie z miejsca traci swój smak, a pogrzebane uczucia sięgają dna. Samotność pożera wtedy żywcem zagubioną duszę, która nigdy nie miała poznać, co znaczy namiętność czy przywiązanie... Warto też podkreślić, że ze wszystkich rzeczy wiecznych to właśnie miłość trwa najkrócej. Znakiem tego, róbmy to, co do nas należy i nigdy nie żałujmy swoich czynów. Kierując się przeto zasadą, że czas nie działa wstecz. Wówczas nic nie powinno stanowić dla nas problemu.
Wiatr złagodniał, poruszając delikatnie gałęziami drzew. Cisza uległa drastycznej zmianie, gdy wsłuchałam się w nadchodzące kroki. Ciężki chód zwiastował mężczyznę, a brak dźwięku z jego ust zapewne przypadkową informację, która nie wymagała wcześniejszej zapowiedzi.
- Tu jesteś- szepnął ktoś za mną, nieco strudzonym, zdyszanym głosem. Napięłam ramiona, nieznacznie odwracając głowę.
Kątem oka spostrzegłam czarne skórzane obuwie i granatowe ciemne spodnie. Nie przypominałam sobie, by którykolwiek z chłopców je miał. Natychmiast podniosłam wzrok.
Ujrzałam twarz Briana skąpaną w słabym świetle dnia. Patrzył na mnie niezgłębionym, przenikliwym wzrokiem. Zgoła tak, jakby od początku analizował w jaki sposób ma ze mną rozmawiać i jak odbierać moją osobę. Niewątpliwie musiał być mną zainteresowany skoro pofatygował się aż tutaj. Choć nie zaprzeczam, że moja kryjówka na otwartym terenie, pozostawiała w kwestii dyskrecji wiele do życzenia.
- Wszędzie cię szukałem. - Wymownie pokręcił głową.
Skinęłam.
- Zaraz zbiórka, milady, czyżbyś stchórzyła na myśl o schadzce z panem Jonesem?- Puścił do mnie frywolne oczko, chcąc bez dwóch zdań przemycić coś nieprzyzwoitego. Tak odkryłam jego drugie oblicze- bezwstydnego donżuana z charakterystyczną chrypką i burzą pociągających, brązowych loczków. Rozbawiona po trosze jego kąśliwym poczuciem humoru, dźwignęłam się z miejsca.
- A co jeśli, tak hipotetycznie... Wybrałabym ciebie zamiast jego? Sądzisz, że byłbyś w stanie dotrzymać mi kroku? Że byłbyś lepszym partnerem?- Podskórną prowokacją, popchnęłam go do wyjawienia prawdy. Musiałam poznać jego motywy, aby w razie czego wystąpić z kontrofensywą. Na czym mu zależało? Czego oczekiwał?
- Wtedy w żadnym razie bym nie oponował.- Uśmiechnął się. - Chętnie przetrzepałbym z tobą te dzikie puszcze!- Wybuchnął gromkim śmiechem, który przyprawił mnie o niechciane, zdradliwe rumieńce. - Jednak mam świadomość, że nic z tego nie wyjdzie.- Lodowata bryza połaskotała mnie w szyję. Wzdrygnęłam się, niemiłosiernie drżąc.

CZYTASZ
Julia
Romantik"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana." - "Dziennik Bridget Jones", Helen Fieldi...