13.

19.2K 1.1K 152
                                    

Rozkojarzenie w tej chwili to jedno, ale gruntowne, całkowite zaskoczenie to zupełnie coś innego. Do tego dochodził fakt, że znał zarówno mój adres jak i numer telefonu. Byłam niemal przestraszona krokami do jakich posuwał się ten facet. Nieszkodliwość, którą przypisałam mu z marszu, okazała się nie przynależeć do niego nawet w najmniejszym stopniu. Był znacznie bardziej niebezpieczny niż mogłam przypuszczać.

Nie byłam przygotowana na jego wizytę. Czułam się zagrożona na własnym terenie. Może powinnam wziąć sobie jego groźbę bardziej do serca i nie tracić czujności? Co chciał właściwie osiągnąć? Aż tak zaszłam mu za skórę?

Adrenalina wręcz huczała w moich żyłach, pobudzając z lekka uśpione serce, wzmagając czujność i gamę innych reakcji chemicznych, które zachodziły w moim ciele. Byłam jednym, wielkim huczącym organizmem domagającym się odpowiedzi i szybkiego działania. Moje emocje mógł wyczytać bez problemu. Nieuchronnie traciłam punkt zaczepienia. Ale przecież na tym mu właśnie zależało, czyż nie?

- Drew? - Bąknęłam zaskoczona, patrząc jak Ares ociera się o jego nogi, z zadowoleniem przyjmując pieszczotę. - Co ty tutaj robisz, do cholery? - Dźwignęłam się niezgrabnie z hamaka, omal z niego nie spadając i zmierzyłam go groźnym spojrzeniem, skoro mój własny pies tego nie potrafił.

- Ciebie też bardzo miło widzieć, mamy dzisiaj cudowny dzień. - Odparł uprzejmie, uśmiechając się szeroko. - Jak się wabi?

- Ares. - Odparłam, zawijając się szczelnie ręcznikiem, nim zdołał skomentować mój pomarańczowy, jednoczęściowy strój.

- Kłóci się z jego naturą. Jest zbyt przyjazny dla obcych. - Nawiązał do greckiego boga wojny, po którym rzeczywiście nadałam mu imię.

- Nie martw się, tak go wyszkolę, że będzie reagował inaczej tylko na ciebie.

Drew podniósł się z klęczek, drapiąc go jeszcze chwilę pod szyją, następnie włożył ręce w kieszenie ciemnoszarych szortów. Miał na sobie białą bluzę z kapturem, na głowie czarne okulary przeciwsłoneczne.

- Jak na kompletnie niezainteresowaną pannę, jesteś skłonna do wielu poświęceń względem mojej osoby. Czyżbym wyczuwał krztynę sympatii? - Uśmiechał się krzywo, przechylając głowę w taki sposób, że loczek czarnych włosów opadł mu na oko.

Zmarszczyłam czoło, kiedy nie czekając na moją odpowiedź rozłożył się wygodnie na moim hamaku, wyciągając długie nogi i zakładając ramiona za głowę.

- Rozumiem, że zostajesz na dłużej? - Uniosłam brwi, patrząc na niego surowo. - Lemoniadę podać ci z miętą czy wolisz z samym kruszonym lodem?

- Nie kłopocz się, skarbie. - Rzekł melodyjnym, wypoczętym głosem, jak gdyby właśnie osiągnął maksimum komfortu w moim ogrodzie. - I tak jedyne czego, bym sobie zażyczył to numer do mojej kelnerki, ale to przecież już mam. - Zakończył z pysznym uśmieszkiem, zamykając oczy. Rozważałam czy nie rzucić w niego podręcznikiem, jednak nie był wystarczająco ciężki.

- Wobec tego, po co przyszedłeś? - Ciężko wypuściłam powietrze. Zauważyłam, że doznaję mniejszej nerwicy, gdy rozmowa z nim przebiega krótko i na temat.

- Powiedziałem ci, że nie zostawiam niedokończonych spraw. - Odparł spokojnie. - Nie powinnaś być zaskoczona.

Zerknęłam na swojego psa, który spokojnie umościł się w cieniu drzewa, leżąc przy boku Drew. Też mi pies obronny!

- Pamiętam. - Przytaknęłam łagodnie, nie chcąc, żeby się domyślił jak bardzo miałam ochotę zrzucić go z tego hamaka i wyszarpać za ramię, wrzeszcząc, żeby wracał skąd przyszedł.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz