50.

10.1K 298 161
                                    

To nieprawda, że rozmowa skończyła się na tym jednym pytaniu. Wtedy gdy żegnał mnie na naszej niewysłowionej randce lata temu. Bowiem jedynym co nie pozwalało mi wrócić do tego pamięcią był ten przesiąkliwy ból, odczuwalny na wskroś. Wypowiedziane wtedy słowa, tak brutalnie podsumowujące nasz los. Dzięki owej nocy przyswoiłam również do wiadomości, to co Drew usiłował mi wyperswadować od przeszło miesiąca. Odkryłam do czego dąży oraz z niemałym zaskoczeniem spostrzegłam, że zaczynać czuć się podobnie. Nocy, której wyrzucenie jej z głowy mogłoby jedynie jeszcze bardziej złamać mi serce, gdyż była jedną z najpiękniejszych.

Drew miał ten zadziorny błysk w oku, kiedy uwodził mnie niewinnym uśmiechem. A ja zezwoliłam ogłuszyć się przez jego szept, uśpić swoją czujność przez delikatny dotyk, podczas gdy ten trzymał mnie za rękę i bawił się naszymi palcami z fascynacją znaną tylko dziecku. Wsparłam się o framugę, marznąc z nim na dworze i przyglądając mu się z bliska. W życiu patrzyło na mnie wielu mężczyzn, ale żaden nie miał w oczach takiego żaru i ciepła. Jak gdyby zamierzał wyssać moją duszę jednym, błahym pocałunkiem, lecz wahał się wdrążyć ten krok, bojąc się mnie skrzywdzić, rozmyślając, czy na pewno na mnie zasługuje.

- Prawdziwej randce czegoś tu brakuje...- Dotknął rozgrzanym czołem mojego, a nasze sfatygowane oddechy zmieszały się w jeden, płytki i nierówny. - Tylko czego? - Wychrypiał tuż przy moich ustach.

Rozpłynęłam się na dźwięk jego głosu, nim zdążyłam pomyśleć, żeby się odsunąć. Moje ciało drżało, tak oczywiście go pragnąc i nic w tamtym momencie nie miało większego znaczenia. Czułam, że się rumienię i nie potrafię ustać na swoich nogach, gdy tak delikatnie i lekko ujął mnie ramionami w talii. Zatrzepotałam powiekami, usiłując skupić wzrok na męskich oczach, jednak wciąż nie widziałam zbyt wyraźnie. Drew uśmiechnął się kącikami ust i przygryzł wargę, nachylając się nade mną, jakby sam bezbłędnie wydedukował naoczną odpowiedź po tak krótkiej ciszy z mojej strony. I kiedy już niemalże musnął wargami moje usta, wyrwałam się z jego ramion niczym rozjuszony kociak, poklepałam go zadziornie po policzku i zawołałam przyciszonym głosem:

- Romantycznego spaceru po ogrodzie! No oczywiście, że o tym zapomnieliśmy! - Podniesione brwi Drew i jego mina wyrażająca konsternację, zdziwienie i gniew przebiła wszystko inne, co targało mną od środka, dlatego parsknęłam śmiechem. - Gdzieżbyśmy śmieli pominąć taką atrakcję?! Zapraszam cię za dom, dawno nie byłeś na moim podwórku, prawda? Tata niedawno zasadził nowe rabatki, pokażę ci...

Podreptałam w kierunku ogrodu radosnym, nierównym krokiem, wyglądając zapewne od tyłu jak wstawiony krasnal.

- Czy ty kiedyś przestaniesz mnie zbywać, Julio? - Westchnął z naganą w głosie, adekwatną do jego zbulwersowanego wyrazu twarzy.

- Ależ oczywiście, mój drogi. Jak wyschną wszystkie gejzery i nie będzie nam zagrażał żaden czynny wulkan.- Odparłam z uśmiechem, widząc, jak groźnie marszczy brwi.

- Tobie zagraża chyba w tej chwili tylko zbytnia pewność siebie.- Mruknął cicho, niemal niebezpiecznym tonem, dotykając mojego ramienia. Czułam, że mi się przygląda, ale celowo nie patrzyłam w jego stronę.- Kiedyś będę mniej pobłażliwy.

Odwróciłam się do niego, podążając alejką róż i piwonii, czując jak wierci mi dziurę w plecach swym słynnym, przeszywającym spojrzeniem.

- Myślisz, że gdy będziesz się stosunkowo długo na mnie gapił, to się na ciebie spojrzę? - Prychnęłam cicho. - I któż tu jest zarozumiały?- Odwróciłam się do niego z butną miną.

- Ja tylko próbuję... - Zmiękł, przestając udawać, że jest moim postępowaniem zawiedziony. Najpewniej bawiła go moja nieustępliwość i z miłą chęcią byłby dociekał jej przyczyny, gdyby tylko czas nam na to pozwolił.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz