Gdy zajechaliśmy pod okazałą posiadłość państwa Jonesów, naszły mnie nieprzyjemne uczucia zwątpienia. Nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. Nie zamieniłam z nim nawet krótkiego spojrzenia, a mimo to czułam wzburzenie oraz niespożytą wściekłość. Obawiałam się, iż zaraz wybuchnę buchającą parą z uszu niczym pędzący pociąg. Jechałam w nieznane wraz z moim największym utrapieniem i nie czułam się z tym ani trochę komfortowo. Zażyłam zdecydowanie za dużą dawkę jego towarzystwa jak na jeden dzień. A im dłużej myślałam o jego możliwych zamiarach, tym mocniej zaciskałam piąstki u rąk. Jego upartość nie znała granic.
Tak naprawdę mogłam kopnąć go w piszczel, wyszarpać się i wrócić na imprezę. Ale jednocześnie ryzykowałabym znoszeniem jego obecności przez kolejne dni, a nawet tygodnie? Bywał nieugięty, dlatego nachodzenie mnie na każdym kroku, co robił zresztą do tej pory, nie powinno sprawiać mu problemu. Nie wiedziałam tylko do jak śmiałych kroków mógłby się posunąć, byle tylko dopiąć swego. Szczególnie, że w grę wchodziła moja osoba, którą z jakiś bliżej nieznanych mi przyczyn upatrzył sobie za cel.
Choć nie szumiało mi w głowie i miałam czysty umysł, szał i rozdrażnienie nasilały się we mnie od środka. Pospiesznie przeanalizowałam konsekwencje. Postanowiłam po wszystkim wziąć taksówkę i wrócić do domu. Zostawić za sobą Drew Jonesa i wszystko, co z nim związane. Nie był mi do niczego potrzebny facet, który przebiera w dziewczynach zależnie od nastroju.
Zacisnęłam poczerwieniałe paliczki u rąk na klamce, pozwalając, by ustąpiła dopiero pod jego naciskiem. Okrążył samochód i kurtuazyjnie otworzył przede mną drzwi. Wzięłam głęboki oddech, nieufnie stawiając stopy na chrupiącym żwirze, który wykładał cały plac i ścieżkę prowadzącą ku wejściu. Rozejrzałam się z zaciekawieniem po posesji, chłonąc widok zadbanego ogrodu i fontanny piętrzącej się u stóp dwupiętrowej wilii. Budynek miał dwie kondygnacje, połączone rozłożystym tarasem, wspieranym od dołu przez dwie marmurowe kolumny. Uwieńczeniem wysokich, monumentalnych schodów były potężne drzwi wykonane z białego drewna. Całość prezentowała się zjawiskowo. Rezydencja już od wejścia zachęcała by poznać jej wnętrze. Nie panował tu przesyt ani nadmiar. Czysta elegancja i wyczucie smaku.
Wolnym ruchem głowy, odwróciłam się w stronę Drew, nagle przypominając sobie o jego obecności. Patrzył na mnie zafascynowany, niemalże tak jak ja przed chwilą oglądając jego dom. Musiał to robić już od dłuższej chwili, skoro dopiero po moim znaczącym odchrząknięciu, był w stanie odwrócić wzrok.
- Pięknie mieszkasz.- Odparłam uprzejmie, nie tracąc go z oczu nawet przez chwilę.
- Wiem, dziękuję.- Uśmiechnął się szeroko, lekko zażenowany.
- Dlaczego tutaj przyjechaliśmy? - Trzymałam się mocno konkretów, jakby nic innego mi nie pozostało. Mój głos nie brzmiał już jak papier ścierny, ani zgrzyt zębów. Minęła chęć do kłótni. Chciałam to mieć już za sobą.
- Żeby spędzić razem trochę czasu.
Zaschło mi w gardle. Trybiki w głowie przestawiały się z prędkością wahadłowca. Poruszyłam palcami u rąk, chcąc się upewnić, że jeszcze w pełni kontaktuję. Chyba zaczął mi uciekać wątek rozmowy. To nie przyjechaliśmy tutaj by pomówić otwarcie i szczerze jak dorośli ludzie? To nie dlatego właśnie mnie tu przyprowadził?
- I co niby mielibyśmy robić? - Starałam się brzmieć obojętnie, ale zdradziły mnie dłonie, które nerwowo szarpały za wykończenie flanelowej koszulki. Nie wiedziałam jak odebrać jego słowa. Być rozzłoszczoną czy zobojętniałą? Wzburzyć się czy być ponad to?
- Na co tylko masz ochotę. Oczywiście zadowoliłbym się rozmową i twoim towarzystwem, ale ostatecznie to ty podejmiesz decyzję.
- Bo chcesz mnie wykorzystać i testujesz moją cierpliwość? - Przygryzłam wargę, unikając jego wzroku. Patrzyłam w dal. A dokładniej na oczko wodne, które rozpościerało się u podnóży wysokich drzew. Jego ogród był naprawdę imponujący.

CZYTASZ
Julia
Romance"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana." - "Dziennik Bridget Jones", Helen Fieldi...