36.

8.4K 372 148
                                    

Robert Knight był moją pierwszą szczenięcą miłością. Podkochiwałam się w nim w tajemnicy, trzymałam się tego uczucia niczym samotny wędrowiec swojej małej tratwy na bezludnej wyspie. Nie wymagałam tego, by mnie zauważył. Cały czar i urok tkwił w tym, że mój ukochany winien się o niczym nie dowiedzieć. Zakochana w nim do szaleństwa, beznadziejnie pogrążałam się w tym dziecinnym i naiwnym uczuciu, które już od początku potykało się o grząskie podłoże. Tonęłam jak kotwica bez swojego okrętu- jego widok dawał mi nadzieję i jedyną porcję szczęścia za dnia. Jako nieśmiała i dosyć urodziwa dziewczynka ulegałam zaczepkom wielu chłopców, ale żaden mi nie odpowiadał.

To Robert był przecież chodzącym ideałem o lśniących czekoladowych włosach, uwodzicielskim spojrzeniu i majestatycznych, niemal czarnych oczach. Był piękny, o ile tak można nazwać niszczycielską, diabelską siłę przyciągania, na jaką łapał niemal wszystkie dziewczyny. Żadna nie posiadła jego serca, gdyż bywał wybredny, ale wciąż szarmancki i tajemniczy. Dziewczęta lgnęły do niego z łakomym pożądaniem, chęcią przygody i nowych doświadczeń jakie oferował swoim wdziękiem, błyskotliwością i układną charyzmą. Potrafił zaskarbić sobie sympatię u każdego. Choć jak na piętnaście lat był całkiem niezłym łobuzem.

Dość często słyszano, że lądował na dywaniku u dyrektorki. Chodziły pogłoski, iż rzekomo został zatrzymywany na komisariacie za kilkukrotne pobicia i wszczynanie bójek na szkolnym boisku. Nie stosował się do przyjętych zasad, nie respektował regulaminów. Podążał własną ścieżką, a swoim postępowaniem nakreślał ją również innym. Co nie zawsze świetnie obfitowało w zadowalających skutkach dla jego zwolenników, jednak nie przeszkadzało im to w tym, aby adorować go dalej. Byli zaślepieni niczym ja. Czarująca, cicha, i łatwowierna dziewczynka. Nie zwracałam uwagi na jego drobne przewinienia, uznając je za totalną błahostkę w ogólnym obrazie jego wspaniałej osoby. Przecież niegrzeczni chłopcy nie są tak naprawdę źli. Każdy popełnia jakieś błędy, których później żałuje. Na pewno on będzie chciał zmienić się na lepsze... Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się w końcu prawdą. Przejechałam się na tym znacznie później. Ale nadal gorąco pragnęłam wierzyć, że on jest inny.

Poznaliśmy się tego samego roku, kiedy skończyłam dwanaście lat. Byłam wtedy niezłomnie radosnym, roześmianym dzieckiem, które było odporne na strach, ponieważ nigdy nie poznało jego smaku. Z biegiem czasu dostrzegłam jak bardzo beztroska była ma egzystencja, nim poznałam realia prawdziwego życia. Zanim mój piękny domek z bajkowych kart runął w proch, ustępując szarym peryferiom rzeczywistości. Tak mocno wierzyłam w dobroć, miłość i szczęśliwe zakończenia, iż nie poświęcałam ani odrobiny czasu na filozofowanie. Posiadałam zbyt duże pokłady wyobraźni, lubiłam marzyć, bo świat w mojej głowie stawał się wtedy jeszcze piękniejszy.

Być może dlatego nie byłam przygotowana na tak wstrząsające i głębokie rozczarowanie. W tak młodym wieku odkrywając wszechobecną w ludziach dwulicowość, fałsz i nienawiść, obłudę zgrabnie skleconego kłamstwa, potęgę zazdrości i przemocy psychicznej, stosowanej przez niektórych bez nawet nikłych wyrzutów sumienia. Bez jednego, zdradliwego mrugnięcia okiem.

Natalie Dash, a swego czasu moja bliska przyjaciółka, aranżowała często nasze spotkania, polecała mi, co mam powiedzieć, jak się zachować i tłumaczyła mi, czego Robert właściwie ode mnie oczekuje. Chłonęłam jej krótkie wykłady, dzieliłam się z nią moimi odczuciami na przerwach i poważnie liczyłam się z jej zdaniem, gdyż dzięki niej wywoływałam zaskakująco dobre wrażenie na Robercie. Zachwalał mnie i moje poczucie humoru, uroczy styl ubierania, nienaganną urodę i seksowne wcięcie w talii. Tamtego razu, gdy mi to powiedział zaczerwieniłam się od góry do dołu, nie bardzo wiedząc, jak mam na to odpowiedzieć. Natalie radziła mi, żeby traktować komplementy z uśmiechem, ale nie czułam się dobrze, słysząc, że tak się do mnie zwracał.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz