5.

28.7K 1.3K 125
                                    

Brian wyśmienicie udawał, że nie dostrzega rozdrażnienia z jakim partaczę kolejne nuty. Grał na konsoli w słuchawkach i co jakiś czas posyłał mi spojrzenia. Nie dotykałem fortepianu od tak dawna, że sam dobrze nie wiedziałem, co potrzebuję zagrać. Dusiłem w sobie jakieś uciążliwe przygnębienie, które nie mogło znaleźć ujścia.

Podczas treningu Brian pozostawił mnie samemu sobie i nawet nie próbował dyskutować, gdy dwa razy przejechałem na czerwonym, podgłaśniając muzykę. Wykazywał znacznie więcej zrozumienia niż bym tego wymagał od siebie. A byłem krytyczny jak diabli. Sztorcowałem się regularnie na każdym kroku. Nie znosiłem, gdy coś nie szło po mojej myśli, więc stawiałem sobie realne cele. Opanowanie, tak kluczowe w moim życiu rodzinnym, wypracowywałem latami. Jednak mój temperament nie równoważył się tak dobrze ze zdrowym rozsądkiem, gdy rozchodziło się o tematy mi bliskie, drażliwe.

Z gorzkim uśmiechem przywaliłem w klawisze, nietykane od trzech lat. Odnalazłem w ciężkim tonie, budzącym grozę i niepokój jakąś nową determinację. Przypominałem sobie to uczucie pod palcami, ulgę w piersi, ukojenie w znajomych dźwiękach. Podkoszulek ciasno przylegał do moich zmęczonych ramion, kiedy na dobre przestałem grać, garbiąc się jeszcze bardziej, czując pod policzkiem drewnianą klapę.

- Skończyłeś? - Brian wsparł się tyłem o parapet i założył ramiona. Wyłączył telewizor. Gapił się na mnie z mieszaniną powątpiewania i bladego współczucia. Co sprawiło, że w pierwszej myśli zechciałem czymś w niego rzucić.

Bez słowa skierowałem się do kuchni. Wiedziałem, że podąży za mną. Rozlałem wodę do dwóch szklanek i z beznamiętną miną wplepiałem oczy w taras. Lało jak z cebra. Byliśmy cicho, a było tak jakby wszystkie potrzebne słowa zostały wypowiedziane. Choć te nieproszone miały dopiero nadejść.

- A więc dziewczyna. - Zaczął, wypuszczając powietrze ze świstem. Skinąłem głową, w zamyśleniu obracając pustą szklanką.

Następne pytanie zawisło w ciszy, której pozwoliłem osiąść. Miała nam stale towarzyszyć dzisiejszego wieczoru. Ostatnim razem rozmawialiśmy w ten sposób, gdy myślałem, że jestem zakochany na zabój w starszej dziewczynie. Nie było ze mną dyskusji.

Ale życie wiedziało lepiej i nie szczędziło tęgich razów. Padały jeden za drugim. Popamiętałem na długo, że czasem aby móc spokojnie odetchnąć trzeba przejść przez piekło. Brian mógł za to poręczyć.
Widział mnie chyba w każdym możliwym emocjonalnym dołku.
Zdawał sobie sprawę, co takiego działo się za zamkniętymi drzwiami mojego domu i nigdy się na mnie nie wypiął. Tak jak ja nie odmówiłem mu pomocy.

- I jak? Próbowałeś już wszystkiego?

Uniosłem kąciki ust ku górze, patrząc jak skubie rękawy bluzy.

- A jak myślisz?

Oczy Julii były jeszcze jaśniejsze. Najbardziej intensywny odcień błękitu jaki widziałem.

- Że najwyraźniej ci czegoś brakuje, skoro nic na nią nie działa.

Uchylił się w ostatniej chwili przed drewnianą łyżką. Uśmiechał się, bo inaczej nie mógł.

- Niech zgadnę. - Położył dłonie płasko na blacie i ze swym irytującym wyrazem twarzy, posłał mi wymowne spojrzenie. Sądząc, że ma już wszystko czarno na białym. - Nagabujesz ją bez przerwy, jak ten ostatni czubek, zamiast zwyczajnie przeczekać, jak się sprawy potoczą.

- To oczywiste, że nie będę czekał, aż ktoś inny sprzątnie mi ją sprzed nosa, Brian. - Powiedziałem wprost.

Prychnął lekceważąco, na co się spiąłem. Nie podobało mi się, gdy zarzucano mi błędy, a to miałem zaraz usłyszeć. Jakkolwiek próbowałem przyjmować to na chłodno, dziś byłem lekko przewrażliwiony.

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz