Rozdział 138: Odwiedziny generała

612 46 1
                                    

      Kto powinien otworzyć drzwi? Spojrzeli na siebie, nie poruszyli się ani nie wypowiedzieli ani jednego słowa, a martwa cisza objęła cały pokój.

      Bai Luo Yin właśnie skończył aplikować lek i co gorsza, jeszcze nie założył spodni. Gu Hai wciąż był kontuzjowany i cierpiał nieustannie. Nawet kiedy szedł, wyglądał, jakby był torturowany. Wreszcie, ze ściągniętymi z bólu brwiami, Gu Hai zacisnął zęby i wyprostował się.

      – Pójdę.

      Bai Luo Yin pchnął go z powrotem na łóżko i mocno przycisnął, starając się go powstrzymać.

      – Ja pójdę, a ty się połóż. Nie ruszaj się.

      – Robisz to, kurwa, celowo. Chcesz, żeby się ze mnie śmiali, gdy mnie zobaczą w takim stanie, prawda? – odparł Gu Hai. Jedna z jego brwi uniosła się podejrzliwie, oczy stały się wyjątkowo czujne, gdy przenikliwie obserwowały chłopaka.

      – W tej chwili ty i ja siedzimy w tej samej łodzi[1]. Niezależnie od tego, czy toniemy, czy płyniemy, jesteśmy w tym razem. Gdybym powiedział im prawdę, wiadomo byłoby, że miałem w tym swój udział. Rusz ten swój kontuzjowany tyłek i pomyśl o tym przez chwilę.

      – Ty... – Gu Hai agresywnie przykrył się kołdrą.

      Bai Luo Yin delikatnie przytrzymywał talię ręką i w milczeniu znosił ból. Podciągnął się, spojrzał na frontowe drzwi i ruszył w ich kierunku. Z każdym ruchem dzwonek dzwonił niecierpliwiej, jakby szydził z niego, prowokując go do przyspieszenia kroku. Niezrażony tym, spokojnie dotarł do drzwi. Wziął dwa głębokie wdechy, po czym wyprostował plecy. Szybko wypuścił powietrze, zmuszając swoją twarz do zrelaksowanego wyrazu i otworzył drzwi.

      – No w końcu!

      Zhou Shi Hu był dość zaskoczony, gdy zobaczył kto mu otworzył. Nagle klepnął Bai Luo Yina w ramię. Siła jego dłoni była wystarczająco duża, by chłopak z bólu prawie upadł na podłogę.

      – Ha! Yin Zi, też tu jesteś?

      Li Shuo również był zdezorientowany. Kilka dni temu panicz Gu zabronił im nawet wspominać o istnieniu tej osoby.

      Jak to się stało, że w tak krótkim czasie znowu mieszkają razem?

      – Gdzie jest Da Hai? – zapytał Li Shuo.

      Bai Luo Yin z wielkim trudem wycisnął uśmiech na ustach, ale wewnętrznie skrzywił się na widok niechcianych gości.

      – W sypialni.

      – To niemożliwe. Jeszcze nie wstał?

      Obaj przybysze rozmawiali, kierując się do pokoju.

      Bai Luo Yin celowo szedł za nimi, a gdy tylko nie patrzyli na niego, pochylał się do przodu. Mocno zaciskając dłoń na swojej talii, krzywił się z powodu potwornego bólu, który raz po raz go atakował. Gdy odwracali głowy, by na niego spojrzeć, szybko się prostował i starał się wyglądać, jakby nic się nie stało.

      – Da Hai, jesteś naprawdę cholernie leniwy. Jest już tak późno, a ty jeszcze nie wstałeś? – powiedział Li Shuo, śmiejąc się jednocześnie. Po chwili spojrzał w kierunku pośladków Gu Haia. W mgnieniu oka jego ręka uniosła się i klepnęła tyłek.

      Żyły na szyi chłopaka uniosły się, tworząc małe wzgórza pod miękką skórą, wyglądały, jakby miały pęknąć. Jego oddech stał się ciężki, świszczący, a z ust wymknęły się nieartykułowane dźwięki. Na szczęście był koc, który tłumił jęk, ukrywając go przed gośćmi. Gdyby nie to, nawet gdyby chciał udawać, nie byłby w stanie.

Addicted [PL] TOM 1 Niepokój młodościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz