miłej lektury, bibole! — wika
Na poniedziałkowe zajęcia Joonki udał się w fatalnym humorze. Od powrotu z Busan on i Hanjae nie zamienili ze sobą ani jednego słowa albo chociaż SMS-a. Wampir zupełnie nie rozumiał, dlaczego jego chłopak tak zareagował. Powinien odetchnąć z ulgą — w końcu Joonki zgodził się zacząć przyjmować leki właśnie ze względu na niego, by nie narażać go dłużej na niebezpieczeństwo. Hanjae zachowywał się jednak, jakby się obraził, jakby miał mu to za złe.
Skończywszy zajęcia, Joonki uznał, że potrzebuje się komuś wygadać. Napisał do przyjaciół na grupowym czacie, pytając, czy któryś z nich znajdzie dla niego czas. Dodał, że naprawdę tego potrzebuje. Ostatecznie dostał pozytywną odpowiedź od całej trójki, więc umówił się z paczką na wspólny wypad do ich ulubionego pubu. Perspektywa spędzenia czasu w czwórkę podniosła go na duchu.
Umówili się, że spotkają się pod akademikiem o piątej rano — była to co prawda dość późna pora, ale nikt nie wnosił sprzeciwu. Joonki miał czas, żeby skoczyć jeszcze do pokoju i się przebrać, a przy okazji coś zjeść. Miał ochotę się porządnie wystroić i gdy gotowy spojrzał w lustro, przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie przesadził. Wpiął we włosy dwadzieścia spinek-owocków, do spodni poprzyczepiał metalowe przypinki, a na każdym palcu u rąk wylądował jeden plastikowy pierścionek.
Nim się obejrzał, do piątej pozostały już trzy minuty. Pośpiesznie schował telefon do nerki przewieszonej na skos przez pierś i ruszył biegiem do wyjścia z pokoju. Otworzył drzwi z impetem i z impetem w kogoś nimi uderzył.
— Aua!
— Sorry! — krzyknął spanikowany, dopiero teraz orientując się, że ten ktoś, komu pewnie nabił guza, to Hanjae. Musiał dopiero co stanąć pod pokojem wampira albo czekać na niego, w każdym razie nie spodziewał się, że zostanie uderzony drzwiami. — Nic ci nie jest?
Hanjae trzymał dłoń na czole i krzywił się z bólu, a zestresowany wampir chwycił go za ramię, bojąc się, że ten lada moment zasłabnie i upadnie.
— Ale mi przyjebałeś... — syknął starszy, zaciskając powieki.
Joonki miał ochotę sam się za to spoliczkować, a potem pobić drzwi, które zrobiły krzywdę jego chłopakowi. W tym momencie jednak nie miał na to czasu. Zaprosił Hanjae do środka i wciąż podtrzymując za ramię, poprowadził w stronę łóżka, na którym go usadził.
— Zaczekaj. Skoczę do kafeterii po lód. Otworzyć ci okno? Włączyć nawiew? Hyung? Będziesz wymiotował? Odsuń rękę i pokaż, czy nic sobie nie rozciąłeś. Hyung?
— Idź po lód — poprosił Hanjae, wzdychając. Rękę, którą trzymał się za głowę, miał ugiętą, a łokieć opierał o udo. Nie dawał rady siedzieć prosto.
Joonki ruszył biegiem do wyjścia. Bał się, że winda pechowym trafem zatnie się z nim środku, więc na wszelki wypadek postanowił zbiec po schodach, omal nie tratując jednego ze studentów. Dopiero gdy kilka minut później powrócił z woreczkiem lodu, zauważył, że był w tak silnych emocjach, że nawet nie zamknął za sobą drzwi. Może to i lepiej. Gdyby Hanjae zasłabł, to może ktoś zainteresowałby się otwartym pokojem i przyszedłby na pomoc...
CZYTASZ
BIBO
Storie d'amore[zakończone] «blood in, blood out» Oh Joonki jest młodym wampirem, cierpiącym na dość absurdalną przypadłość - ma uczulenie na krew, przez co zmuszony jest odżywiać się roślinną hemoglobiną. Żartów na ten temat nie brakuje i wśród innych krwiopijców...