Rozdział 6

1.3K 91 7
                                    

-Jack-

- Mógłbyś odebrać auto od mechanika, nie będę ci wiecznie woził tyłka - rzucam do Matta. Skurczybyk  z szerokim uśmiechem popija kawę, którą zawsze z rana bierze na wynos z kawiarni znajdującej się obok jego mieszkania. 

- Mi to nawet pasuje wiesz, oprócz dni kiedy mam w mieszkaniu jakąś panienkę, bo wtedy potrzebuje rano więcej czasu na ogarnięcie się i spławienie jej - odpowiada upijając kolejny łyk kofeiny.

Ignoruje totalnie jego debilne zagrywki i z uwagą przemierzam kolejne przecznice. Jest dopiero dziewiąta rano, a ulice są już zakorkowane. Jak ja czasem marzę by mieć taką władzę żeby wszyscy na widok mojego auta zjeżdżali mi z drogi i grzecznie przepuszczali moją dziecinkę. 

Uśmiecham się do tej jakże kuszącej wizji kiedy z letargu wybudza mnie Matt podnosząc nagle głos. 

- Co do chuja tam się dzieje?!

- O co ci chodzi? - pytam prawie pewny, że on po prostu zobaczył jakąś fajną panienkę na której zawiesił oko. Jego mina jednak wskazuje na coś o wiele poważniejszego. Matt na prawdę rzadko kiedy się wkurwia, a jeśli już do tego dochodzi to najczęściej wtedy gdy idzie o jakąś poważną sprawę. Parkuję auro w pośpiechu w międzyczasie wodząc wzrokiem w tym samym kierunku co spogląda Matt zaciskający ze złości pięści. 

I to co widzę sprawia, że widzę przez chwile na czerwono. 

Chris, nasz ochroniarz dosłownie wypycha na zewnątrz moją, kurwa, asystentkę nie będąc przy tym ani trochę delikatny. 

Nie wiem dlaczego to robi, ale jeśli już to czy on do chuja nie widzi, że ma do czynienia z kobietą i to jeszcze tak drobną, że mógłby ją złamać w ułamku sekundy?

Już teraz wiem dlaczego Matt tak zareagował. Owszem nie polubił Hope i jest co do niej sceptycznie nastawiony jednak jedno trzeba przyznać. Mój przyjaciel najbardziej na świecie nienawidził kiedy stosuje się przemoc wobec kobiet. Jego ojciec był podłym skurwielem, który przez lata znęcał się nad matką dopóki Matt nie dorósł i nie wykurzył go posyłając przy tym na długą odsiadkę w szpitalu. 

Zanim wysiądę przecieram dłońmi twarz by się uspokoić, bo czuję, że za chwilę nastąpi wybuch. Nic to jednak nie daje, ponieważ kiedy wysiadam z auta łapie spojrzenie Hope. Jest nie tyle co wystraszona, a smutna. Tak po prostu, jakby to co teraz się dzieje było całkowicie normalne. Nie wiem w jakim kręgu obraca się ta dziewczyna, ale w mojej firmie nie będą się działy takie rzeczy. To kobieta jak każda inna i należy jej się taki sam szacunek jak najpiękniejszej modelce stąpającej po tej cholernej ziemi. 

Dosłownie podbiegamy do Hope, która teraz stoi zgięta wpół i opiera dłonie o kolana. Łapie powietrze jakby przebiegła właśnie maraton. Kiedy nas zauważa od razu staje się bardziej nerwowa. 

- Dzień dobry, ja przepraszam, ale... 

Nie daje jej dokończyć uciszając natychmiast uniesieniem dłoni. Kładę palce na jej plecach popychając delikatnie do przodu. Czuję jak się wzdryga i znów mam wrażenie, że się mnie obawia. 

- Dzień dobry Hope, chodź zaraz wyjaśnimy sprawę - mówię jak najłagodniejszym tonem na jaki mnie teraz stać. Czuję buzującą we mnie krew i nie pomaga mi Matt, który idzie obok w milczeniu z grobowym wyrazem twarzy. Pokazuje mi dyskretnie wzrokiem rękę Hope, na której widzę delikatnie ślady. 

Kurwa. 

- Dzień dob...- zaczyna Chris lecz kiedy widzi u mojego boku Hope jego oczy rozszerzają się, a twarz robi się biała jak ściany w holu. 

- Christopher chciałbym żebyś mi wytłumaczył czego przed chwilą byłem świadkiem - mówię rzeczowym tonem ledwo panując nad gniewem. Jesteśmy w centrum przedstawienia, które jest chętnie oglądane przez moich pracowników. Poza tym stojąca obok mnie Hope zaraz zemdleje i wolałbym oszczędzić jej więcej stresu. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz