- Jack-
Przenoszę spojrzenie na jej usta, które teraz drżą nieznacznie. Chce mi się śmiać kiedy obserwuje te drobne odruchy pokazujące jak silnie działa na nią moja obecność. Jak ja mogłem wcześniej tego nie zauważyć? I przede wszystkim, czy to aby na pewno działa na moją korzyść? Co jeśli to wykracza poza pożądanie? Miałbym nie lada problem.
Odganiam te myśli z głowy ponownie lustrując całą jej twarz. Czuję jej stres i mam wrażenie, że gdyby nie moje ramiona oplatające ją w pasie jej drobna sylwetka nie utrzymałaby równowagi.
Próbuję również przestać myśleć o cieple, które bucha we mnie kiedy trzymam ją tak blisko siebie. Nie zdarzyło mi się to jeszcze w przypadku jakiejkolwiek innej kobiety i sam nie wiem czy powinienem się tego obawiać, czy napawać się tym nowym dla mnie i jakże przyjemnym doznaniem.
- C cco robisz?- pyta ponownie gdy napieram na nią jeszcze bardziej. Teraz moja mała asystentka przypomina zagubione zwierzątko złapane w sidła. Czuje na swojej twarzy jej drżący oddech, a kiedy delikatnie rozchyla te swoje malinowe usta ledwo powstrzymuje się przez atakiem.
Co ty ze mną wyrabiasz, Hope Hamilton?
Miałem przyprzeć ją do muru, wyciągnąć z niej powody dla których się dystansuje, a później zabrać ją na kolację by zacząć powolutku kruszyć te wszystkie mury, które wokół siebie zbudowała. Miałem, ponieważ wychodzi jednak na to, że nie potrafię, kurwa mać, trzymać łap przy sobie.
Zbyt długo o tym rozmyślałem, zbyt często sobie wyobrażałem jej ciało pod tymi warstwami ubrań. Ta kobieta jest całkowicie inna od tych, z którymi dotychczas się spotykałem i to wywołuje we mnie jeszcze większy głód.
Już mam skosztować tych zmysłowych ust kiedy do moich uszu dociera głośny krzyk Matta. Hope korzysta z mojej chwilowej dezorientacji i wyplątuje się z moich objęć. Podchodzę szybkim krokiem do drzwi, po czym przekręcam klucz i jak tylko otwieram drzwi wpadam wprost na mojego przyjaciela.
Gdyby wzrok mógł zabijać ten idiota leżałby już pewnie martwy na podłodze. Jednak mimo, że widzi moje wkurwienie to kompletnie nic sobie z tego nie robi rzekłbym nawet, że wręcz przeciwnie. Bawi go to, że jestem na prawdę wściekły.
Mam nadzieje, że kiedyś przyjdzie odpowiedni dzień na zemstę.
- Co ty tu robisz? - przechodzę od razu do rzeczy, a mój wkurwiony ton sprawia, że brwi Matta unoszą się ku górze.
- Może tak jakieś "Cześć mój najlepszy kumplu"? - odpowiada pytaniem na pytanie, czym tylko jeszcze bardziej mnie denerwuje. Już mam coś odpowiedzieć kiedy mój przyjaciel wchodzi do pomieszczenia, po czym zerka w stronę Hope, która chyba ma zamiar nam tu zaraz zemdleć. - Cześć Hopinka. Dobrze, że jesteśmy w komplecie. Nie wpadałbym tu tak bez zaproszenia, gdybym nie miał ważnej sprawy - zaczyna spoglądając na mnie uważnie. - Pamiętasz jak próbowaliśmy skontaktować się z tym sławnym raperem w celu zawarcia z nim współpracy? Tak się składa, że nagle się odezwał i dziś, a dokładniej za pół godziny będzie miał czas na spotkanie. Nie mogłem odmówić, bo cholernie ci zależało na rozmowie z nim, a nie wiadomo kiedy będzie następna taka okazja. Wiesz jaki grafik mają gwiazdy jego pokroju - dopowiada z ironią, której nie sposób przeoczyć.
- Jeszcze nie rozmawiałem o tym z Hope - informuje go, po czym odwracam się do kobiety i przyglądam się jej uważnie. Chyba za bardzo ją rozemocjonowałem, bo od kiedy uciekła z moich ramion na drugi koniec pokoju nie odezwała się ani słowem. Wściekły na samego siebie, a dokładniej na to, że być może zamiast naprawić cokolwiek to spierdoliłem jeszcze bardziej, podchodzę powolnym krokiem do barku i nalewam całej trójce alkoholu. Dla Hope oczywiście jej ulubione wino, które tym razem przyjmuje bez słowa w swoje drżące ręce.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...