Rozdział 20

1.1K 117 13
                                    

-Jack-

- Masz dla mnie te raporty? - od razu przechodzę do rzeczy zaraz po wejściu do gabinetu mojego przyjaciela.

- Może byś się tak chociaż przywitał - ironizuje Matt rzucając w moją stronę teczkę, która jak mniemam zawiera wszystkie informacje, o które wcześniej go poprosiłem. - Pozdrów ode mnie Hopinkę. Jest tak zalatana, że rano omal nie zderzyliśmy się w korytarzu.

- Zawsze możesz iść i przekazać jej te swoje pozdrowienia osobiście- odpowiadam czując dziwny rodzaj złości, który jeśli chodzi o Hope pojawia się nagle i cały czas wytrąca mnie z równowagi. Jak tak dalej pójdzie to będę musiał wypijać codziennie litry melisy.

- Stary wyluzuj. Ostatnio jej imię działa na ciebie jak płachta na byka. - Nie odpowiadam mu tylko od razu podążam w stronę wind czując obecność tego kretyna tuż za mną. Kiedy już jestem na miejscu, włączam przycisk na panelu i wciąż odwracając się do niego plecami czekam cierpliwie na przyjazd windy. - Ale czekaj, czekaj. To ty nie bierzesz jej na spotkanie? 

Łapię się za nasadę nosa próbując policzyć w myślach do dziesięciu. Dziwnym trafem ta przeklęta winda strasznie długo wjeżdża na to piętro. 

- Nie, nie zabieram jej na spotkanie, Matt. Sam mówiłeś, że nie nadaje się na tego typu rozmowy, bo jest niereprezentatywna. Posłuchałem twojej rady i wybrałem kogoś kto z pewnością nie przyniesie nam wstydu. Idę z Madison - uśmiecham się sztucznie czując jak te słowa pozostawiają na moim języku posmak gorzkości. 

Kiedy już myślę, że Matt przyklepie mi piątkę, albo chociaż rzuci jakiś głupi komentarz na temat wyglądu Hope, ten zaskakuje mnie swoją reakcją. Zaciska szczękę, a mięsień drgający na jego policzku świadczy o tym, że moje słowa niewątpliwie go wkurwiły. 

- Przyjacielu, ale nie kiedy to forma zemsty z twojej strony, a tym bardziej nie kiedy ta dziewczyna od podstaw zrobiła całościową analizę, która komuś innemu zajęłaby pewnie kilka dni. Doceniaj swoich pracowników tak dalej, a przed końcem swojego panowania  w firmie zostanie ci połowa ludzi, którzy będą tylko czekać by znaleźć sobie coś lepszego - drwi ze mnie ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. 

- O co ci do chuja chodzi co? Sam mówiłeś, że zabieranie jej na spotkania biznesowe nie jest dobrym pomysłem. Sam mnie do tego przekonywałeś! - łapię za poły jego marynarki, po czym pochylam się w jego kierunku. Mierzymy się twardymi spojrzeniami i żadne z nas nie chce odpuścić. 

- Po prostu ją polubiłem, Jack - wypluwa  w moją stronę z jadem, który miałem okazję w jego przypadku usłyszeć jedynie kilka razu w życiu. - Poza tym zasłużyła na to by móc samodzielnie przedstawić swoją pracę i coś czuję, ba jestem tego pewny, że decyzja o zabraniu Madison wiele miała wspólnego z tym, że Hope nie chciała nam pomóc. Na prawdę nie dostrzegasz jak wiele innych rzeczy może ci ta dziewczyna zaoferować? Opracowała kalkulację na podstawie jeszcze nie istniejących kosztów w zaledwie kilka godzin! Swoimi humorami i takimi zagrywkami sprawisz, że sama się zwolni. Dopiero wtedy zauważysz ile straciłeś. Bo może i jest mało urodziwa, ale ma ogromną wiedzę i nie wierze, że to mówię, ale w jej przypadku będę ją bronił za jej talent, a nie urodę. 

Jego słowa wprawiają mnie w osłupienie. Matt, mój najlepszy przyjaciel, skurwysyn jakich mało i największy podrywacz świata broni mojej asystentki i to nie używając argumentów dotyczących rozmiaru jej biustu czy długości nóg, a dobrego sprawowania swoich obowiązków. 

- Pogadamy później, bo przez ciebie spóźnię się na to pierdolone spotkanie - rzucam ostrzegawczym tonem, który niestety nie działa na mojego kumpla. Zaskakujący jest już sam fakt, że Matt nic nie odpowiada na moje prowokacyjne teksty, za to odwraca się i z zaciśniętymi pięściami wraca do gabinetu. To do niego nie podobne, ponieważ z reguły lubi wchodzić ze mną w słowne utarczki. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz