Rozdział 13

1.2K 90 7
                                    



-Hope-

Mam wrażenie, że moje powieki ważą tonę, a okulary wciąż opadające mi na nos wydaję się być zrobione z betonu. Spoglądam na mały zegarek stojący po lewej stronie biurka co nie umyka spostrzegawczemu oku mojego szefa. 

- Zaraz kończymy Hope, i tak przez zmęczenie nie damy rady o wiele więcej tutaj zdziałać - mówi pan Wilson, po czym upija z małej, kryształowej szklaneczki nieco trunku. Po kolorze cieczy oraz butelkach ustawionych na blacie małego barku ustawionego w rogu gabinetu wnioskuje, że prezes uracza się dobrej jakości drogą whisky. 

Nie mogę się powstrzymać i ziewam, co wywołuje na mojej twarzy dorodny rumieniec. Mój tato by mnie zabił gdyby dowiedział się, że zachowuje się tak jakbym zapomniała o wpajanych mi od dziecka zasadach wychowania i kultury. 

Pan Matthiew wyszedł z biura przed godziną dwudziestą zostawiając na naszych głowach sprawozdania za poprzedni kwartał. Ani się obejrzałam, a zostałam w firmie tylko ze swoim szefem. 

Słyszę ciche pukanie do drzwi, na dźwięk którego obydwoje podnosimy głowy. 

- Dobry wieczór szefie, jestem na ostatnim obchodzie. Czy zostają państwo jeszcze w firmie? - pyta mężczyzna. Po mundurze wnioskuje, że to jeden z ochroniarzy. Widzę go tutaj pierwszy raz, ale uśmiech jaki posyła w moją stronę sprawia, że od razu obdarzam go sympatią. Kolejna osoba, która nie ocenia mnie od razu po wyglądzie. Po delikatnych zmarszczkach wokół oczu oraz parze stalowych, ciepłych tęczówek, w których widać tę charakterystyczną dojrzałą mądrość wnioskuje, że mężczyzna jest po czterdziestce. 

- Cześć Henry. Jasne, możesz zwijać się do domu. My również zaraz wychodzimy. Ja wbije alarmy. 

Pan Henry uśmiecha się ponownie, po czym kłania się nisko i wychodzi tak cicho jak wszedł. Przypomina mi mojego ojca, który zawsze skrada się niczym duch. Na tę myśl uśmiecham się pod nosem lustrując przy tym zestawienia finansowe jednej z kolekcji sportowej, która weszła na rynek dwa miesiące temu. Dobrze, że nie zapomniałam napisać wiadomości do moich rodziców z informacją, że będę dziś bardzo późno. Już wyczuwałam poranny wykład taty na temat umiejętności oddzielania pracy od czasu wolnego.

Mimo, że kocham liczby to teraz czuję się tak wyczerpana, że najchętniej rzuciłabym to wszystko na ten piękny dywan leżący pośrodku pomieszczenia, po czym wybiegła stąd prosto do mojego przytulnego łóżeczka. 

- Zwolnił pan tego ochroniarza, który pierwszego dnia wyrzucił mnie z Wilson Company? - W końcu nabieram odwagi by spytać o coś, co nie dawało mi cały dzień spokoju. Chociaż bardzo możliwe, że moja odwaga bierze się właśnie ze zmęczenia, przez które nie patrzę na konsekwencje.

Mój szef szybko podrywa głowę ku górze, a na jego twarzy zauważam zaskoczenie. 

- Nie Hope. Skąd taki wniosek?

Czuję jak ciężar wyrzutów sumienia opada, a ja momentalnie staje się lekka jak piórko. Unikając przenikliwego spojrzenia mojego rozmówcy odpowiadam niepewnie:

- Nie widziałam go od tamtej sytuacji.

- Hope mogłabyś na mnie spojrzeć?- słyszę stanowczy i zniecierpliwiony głos. Może to ten ton, a może moja nieśmiałość sprawia, że od razu wykonuje polecenie. Natychmiast napotykam spojrzenie zielonych oczu, które przyglądają mi się oskarżycielsko. 

- Wiem, że nie pracujemy zbyt długo, ale chciałbym byś pokładała we mnie więcej wiary. Rozmawialiśmy na ten temat i obiecałem ci coś. Zamierzam dotrzymać słowa. Tego i wszystkich, które ci dam - informuje nie spuszczając ze mnie spojrzenia pod którym czuję się tak, jakbym siedziała tutaj zupełnie naga. Od razu przypomina mi się w jaki sposób rozmawiał na zebraniu ze swoimi podwładnymi.

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz