Rozdział 41

1.5K 138 21
                                    


-Jack-

Jeszcze nigdy nie byłem na siebie tak bardzo wkurwiony. Stoję przed tymi pieprzonymi drzwiami z chęcią wparowania do środka i przeproszenia Hope, a w mojej głowie huczą jej ostatnie słowa. Nie pozwoliła mi zostać z nią podczas przesłuchania! Owszem, domyślam się, że przez moje zachowanie nie będzie chciała teraz ze mną rozmawiać. Znając Hope, nie zdziwiłbym się gdyby dotkliwie karała mnie milczeniem, za to jak koncertowo spierdoliłem sprawę. I oczywiście nie żeby była tego w ogóle świadoma. 

Jakiś dziwny ciężar pojawia się w okolicach mojej klatki piersiowej kiedy przed oczami staje mi obraz mojej asystentki. Dopiero teraz, kiedy już mniej więcej wiem jaki był powód jej felernego spóźnienia, zaczynam zauważać drobne oznaki, które świadczyły o jej przerażeniu, a których ja, największy idiota tego świata, nie zauważyłem.

Zaciskam szczękę mając ochotę poprosić Matta by mi przypierdolił. Sam sobie zasłużyłem na brak zaufania z jej strony. Sam jestem sobie winien i będę musiał to jakoś naprawić. 

- Jesteś moim szefem Jack, ale oddałabym wiele być topił się teraz w wyrzutach sumienia - do moich uszu dochodzi głos Rose. Odwracam się w jej stronę i zderzam się z lodowatym spojrzeniem. Z wyrazu jej twarzy mogę jedynie odczytać złość. 

- Masz rację - odpowiadam na jej zarzuty całkowicie szczerze, czym chyba ją zaskakuję wnioskując po tym jak na moje słowa drga nerwowo. Patrzymy na siebie w milczeniu i mam nieodparte wrażenie, że Rose mnie analizuje. Nie mam pojęcia co wyczytała ze mnie w tej chwili, bo jedyną jej reakcją na nasz mały, wzrokowy pojedynek jest delikatny błysk w oku oraz kiwnięcie głową z politowaniem. Kurwa, jej jest chyba mnie tak po ludzku żal. 

Tak wiem, że spieprzyłem na całego. 

I tak, zdaję sobie sprawę, że kiepski ze mnie szef , a także przyjaciel. 

Przyglądam się odchodzącej drobnej sylwetce i nie mogę powstrzymać się od uśmiechu kiedy dociera do mnie jak waleczna jest ta mała.

- Nie taka przestraszona sarenka - komentuje, kiedy Matt podaje mi kubek z kawą. Pojawia się akurat gdy Rose znika za korytarzem. Siadamy na krzesłach, które stoją tuż przy drzwiach do pomieszczenia, w którym policjanci przesłuchują Hope. 

- Prawda? Broni swoich przyjaciół jak lwica dzieci - odpowiada mój przyjaciel upijając łyk swojej kawy. W jego głosie słyszę podziw i fascynacje. Czuję, że nie da tej dziewczynie spokoju. Wlazła mu pod skórę i nie da się już tego w żaden sposób cofnąć. - Wszyscy już wyszli, a gratulacjom nie było końca, ale na szczęście zastąpiła cię twoja matka i Michael, który pławił się w pochwałach. Twoi rodzice pytali co się dzieje i niestety musiałem powiedzieć im skrót z przeszłych wydarzeń. Twój ojciec rozgryza ludzi w ciągu pięciu minut, więc sam rozumiesz.

- Moja matka pewnie się zmartwiła - stwierdzam wzdychając z rezygnacją. Jeszcze brakuje mi tutaj moich rodziców, albo co gorsza Davida udającego współczucie. 

- I to bardzo. Chyba polubiła Hopinkę, ale nie musisz się martwić. Twój przyjaciel ma dar, dzięki któremu nawet takie persony jak twoja matka jedzą mi z ręki. Powiedziałem, że jutro wszystko im wyjaśnisz na obiedzie. 

Kiwam głową z wdzięcznością, po czym zerkam na zegarek. Moja noga zaczyna niecierpliwie drgać, a dłonie zaciskają się w pięści. Im dłużej siedzę tu i wpatruje się w ścianę, tym większą czuję złość. 

Jestem wściekły na siebie, na policjantów i na tego frajera, który próbował skrzywdzić kogoś na kim mi zależy. Czuję na sobie wzrok Matta, co również powoli zaczyna działać mi na nerwy. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz