-Jack-
Stukam końcówką mojego ulubionego wiecznego pióra o blat mahoniowego biurka okazując tym samym swoje zniecierpliwienie. Czekam jednak w milczeniu na jakikolwiek komentarz ze strony Matta, który już z samego rana wparował do mojego biura z prośbą o zdanie dokładnej relacji z wczorajszej rozmowy z Victonem.
A mówią, że to kobiety lubią plotkować. Powinienem chyba zlecić mu więcej pracy, żeby nie wpadał do mnie ciągle tak bez zapowiedzi. Biorąc pod uwagę jego wczorajsze wejście i spierdolenie chwili, na którą tak długo czekam, to byłby całkiem przyzwoity pomysł.
Mój najlepszy kumpel siedzi zamyślony i poważny, co naprawdę w jego przypadku nie zdarza się zbyt często. Dusza lekkoducha zawsze wygrywa z jego bardziej racjonalną i stonowaną stroną. Przynajmniej tak było do tej pory, bo kiedy tak patrzę na jego zachowanie to dociera do mnie właśnie, że ostatnimi czasy Matt bardziej we wszystko się angażuje i na więcej spraw patrzy z rozmysłem. Być może to również na niego przyszedł ten czas by zacząć myśleć o życiu poważniej, a nie tylko przez pryzmat zabawy i fajnych panienek na jeden numerek.
Nieee, w przypadku Matta to będzie zdecydowanie dłuższy proces.
- A jak Hope?- Zagaduje mając dość czekania na to aż on pierwszy coś powie. Zaraz po zadaniu pytania kieruje wzrok w stronę boksu, w którym siedzi moja asystentka. Jest całkowicie pochłonięta pracą co w jej przypadku jest całkowitą normą. Zwykły obserwator z pierwszej lepszej łapanki postawiony naprzeciwko jej miejsca pracy nie zobaczyłby w jej postawie nic niezwykłego. Ot, pracownica skupiona na swojej robocie, przewracająca kartki i zaciekle kreśląca coś kolorowymi długopisami.
Znam ją jednak na tyle dobrze by od razu spostrzec to od razu nie rzuca się w oczy. Widzę jak przyciska długopisy do kartki tak bardzo, że jej dłoń ześlizguje się z narzędzia służącego do pisania. Mogę się założyć, że na papierze powstała przez ten ruch niewielka dziura.
Co chwila obserwuje jak nerwowym, szybkim ruchem kładzie dłoń na czole, co wygląda jakby sprawdzała czy aby nie ma gorączki, po czym zaczyna bawić się grzywką zupełnie nieświadoma, że na nią patrzę. Dałbym też sobie rękę obciąć, że jej nogi podrygują pod stołem, a biorąc pod uwagę, że usilnie nie chce spojrzeć w stronę odsłoniętej części mojego gabinetu, śmiem sądzić iż Hope Hamilton zupełnie nie wie co się dzieje. I to ją właśnie tak stresuje, płoszy i onieśmiela. Już wczoraj wyglądała tak jakby miała za chwilę zapytać czy jest w jakimś programie, w którym robi się z ludzi żarty. Ona po prostu uważa, że nigdy bym się nią nie zainteresował.
O jak bardzo się mylisz słoneczko. Gdybyś tylko wiedziała co chciałbym ci zrobić.
- Mam być szczery czy podkoloryzować żebyś nie był na mnie jeszcze bardziej wkurwiony za te moje wczorajsze wtargnięcie? - wyrywa mnie Matt z zamyślenia. Rozkłada swoje długie nogi na oparciu kanapy. Normalnie jakby był u siebie.
- Prawda. Zawsze wybiorę tę opcje i dobrze o tym wiesz.
- Jasne, stary. Początkowo wyglądała jakby była w szoku. Nie mam pojęcia co jej zrobiłeś, ale na pewno zadziałało dość dobrze. I już miałem coś powiedzieć, zagadać, pocieszyć jak będzie trzeba kiedy dostrzegłem w jej oczach łzy i to mi zamknęło usta. Stary, zablokowało mnie, bo to nie były takie łzy jak u większości tych lasek z paznokciami jak do nieba. Wiesz, taki płacz dla zwrócenia uwagi, albo w celu wzbudzenia litości. Ona płakała bezgłośnie, jej łzy zauważyłem dopiero kiedy ukradkiem ocierała je z policzków. To było przerażające. Ta cisza i spokój. Jakby było to dla niej codziennością. A, że ją bardzo lubię to zabolało mnie moje zimne serce na ten widok. Teraz już wiem, po tym co mi powiedziałeś, że ten cały Victon złamał jej delikatne serduszko. I cholera jasna, obudził się we mnie ochroniarz i mam ochotę obić mu porządnie jego wypacykowany ryj! Całą drogę do domu nie odezwała się ani słowem, a ja miałem ochotę potrząsnąć nią, bo to było tak bardzo do niej niepodobne... - mówi w zamyśleniu kiwając z niedowierzaniem głową.
CZYTASZ
Ukryte piękno (Hidden Beauty)
RomanceCzyż to nie ironia losu, że moi rodzice nazwali mnie Hope? Musieli być wówczas w bardzo dobrym nastroju, albo po prostu kiedy mnie ujrzeli zrozumieli, że jedyne co im pozostało to nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś rozkwitnę niczym najpiękniejszy...