Rozdział 14

1.2K 90 6
                                    


-Jack-

Poranne, ostre słońce wita mnie dziś bezlitośnie przebijając się przez szparę w zasłonie. Mam ochotę dosłownie w coś przypierdolić. Mam za sobą ciężką noc, a to nie wróży nic dobrego. Istnieje na tym świecie kilka rzeczy, które doprowadzają mnie do szału. Oprócz kłamstwa, lenistwa i natarczywych kobiet jest właśnie brak snu. 

Ciężka noc plus wczorajsze wydarzenia sprawiają, że zanim wstanę z łóżka przewracam się na plecy, po czym zaczynam serię głębokich, uspokajających oddechów. Ot, taka forma wyciszenia, tuż przed czekającymi mnie dzisiaj trudnościami. 

Zanim jednak zdążę złapać w płuca porządną dawkę powietrza, po mojej sypialni rozlega się dźwięk wibrującego telefonu. Próbuje zignorować to irytujące mnie cholerstwo, ale urządzenie nie przestaje pod wpływem wibracji  poruszać się po powierzchni wypolerowanej szafki nocnej. Oznacza to, że ktoś usilnie próbuje wkurwić mnie już z samego rana. 

Sięgam na oślep po urządzenie przez moment zastanawiając się czy aby nie rzucić nim o ścianę. Miałbym wówczas przez niewielką chwilę spokój, który jest mi teraz niezmiernie potrzebny. 

- Ja pierdole - wyrzucam z siebie, kiedy dostrzegam na ekranie numer mojego ojca. 

- Witaj synu, pewnie cię obudziłem, ale nie chciałem przekazywać ci ważnych wieści mailowo. Wiesz już zapewne, że David chce przejąć stanowisko dyrektora generalnego, prawda?

Cały spokój, którym do tej pory udało mi się otoczyć mój umysł wyparował jak bańka mydlana. Sztywnym ruchem wstaje z łóżka kierując się od razu w stronę korytarza na końcu którego znajdę łazienkę. 

- Cześć tato. Tak wiem, odwiedził mnie wczoraj w firmie i przekazał wieści. Czekałem tak na prawdę na potwierdzenie z twojej strony - staram się brzmieć spokojnie, chociaż mój obecny stan ma mało wspólnego z profesjonalnym opanowaniem. 

- Jack posłuchaj mnie uważnie, nie chciałem tego okej? Jednak David to rodzina i nie mogę tak po prostu, bez argumentów mu odmówić, tym bardziej, że jest udziałowcem. Nie chce konfliktować rodziny. Wiem, że nie popierasz tego i rozumiem to. Wierzę jednak, że będziesz ponad to i wykażesz się większą mądrością nie dając się mu sprowokować. Nie zgodziłem się na to by zajął stanowisko dyrektora. Obiecałem ci pełnię władzy nad zespołem i dotrzymam słowa synu. Wyjaśniłem mu, że hierarchia w firmie nieco się zmieniła odkąd przejąłeś stanowisko prezesa i jedyne co mogę mu zaproponować biorąc pod uwagę jego wcześniejsze doświadczenie to objęcie stanowiska dyrektora działu finansowego. Wspomniał coś, że Connor mógłby zostać jego pomocnikiem co oznaczałoby, że pozostałby na stanowisku jednego z głównych księgowych. 

Zaciskam zęby na jego słowa przypominając sobie co odpierdolił wczoraj wspomniany księgowy. 

- Ufasz mu na tyle? O ile mi się wydaje sam prosiłeś mnie bym sprowadził do firmy Matta właśnie z jego powodu.

- Gdybym nie ufał ludziom już dawno zamknąłbym firmę, Jack. Wilson Company tworzą właśnie ci wszyscy ludzie, których mijasz na korytarzach od dziecka. Każdemu trzeba dać szansę, nie zmienia to jednak faktu, że tacy jak my muszą pozostać czujni- mówi nie pozostawiając tym samym pomiędzy wierszami żadnej luki, która mogłaby świadczyć o zawahaniu się z jego strony. Był pewny swoich słów.

Mógłbym już teraz powiedzieć mu co nieco na temat tego co wczoraj odkryliśmy, ale obiecałem sobie, że dopóki prezesura należy do mnie nie wciągnę go w problemy firmy. Miałem udowodnić wszystkim, że nadaję się na to stanowisko, więc sam musiałem rozwiązywać wszelkie konflikty i nieporozumienia. W przyszłości, jeśli faktycznie zostanę właścicielem firmy, nie będzie przybiegał przecież z pomocą przy każdej napotkanej przeze mnie przeszkodzie. 

Ukryte piękno (Hidden Beauty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz